piątek, 2 listopada 2012

[7] Słowa, które osobno nie znaczą nic

Nie dała po sobie poznać, że słyszała urywek rozmowy Thomasa i Alexa. Wstała rano, zjadła śniadanie z roześmianymi jak zwykle skoczkami i wróciła do pokoju, by się spakować. Pamiętała ostatnie pakowanie. Wtedy pomógł jej Morgenstern, wtedy wszystko wydawało się o wiele prostsze. Dobrze wiedziała, jak bardzo zależy mu na skokach. Nie może, nie powinna tego rujnować. Jest utalentowany, może wiele osiągnąć. Nie powinna stawać mu na drodze. Udawany związek? W porządku. Ale prawdziwe uczucia musi schować do kieszeni.

- Cholera – zaklęła cicho, zaciskając powieki. Nie chciała płakać. Po co? Co by to zmieniło? Nic. A jednak łzy uparcie pchały się jej do oczu, skutecznie utrudniając i tak dość skomplikowane pakowanie. Drgnęła, słysząc dzwonek swojego telefonu komórkowego. Podeszła do stolika, wciąż z ciemną bluzką w dłoni, i zerknęła na wyświetlacz. Zawahała się. Nie miała ochoty na tę rozmowę. Ale musiała odebrać.

- Tak? – rzuciła krótko do telefonu. Zacisnęła mocno dłoń na aparacie.

- Nawet nie próbuj – usłyszała ostry głos. Prychnęła cicho.

- Czego mam nie próbować? – spytała zaczepnie.

- Nie próbuj się w nim zakochać. Widziałam to wczoraj, po konkursie. Pół świata widziało. Ale pół świata cię nie zna, Blanko, a w twoich oczach było widać miłość. A aż tak dobrze grać nie umiesz.

- Nie możesz mi rozkazywać – wycedziła dziewczyna. Matka Blanki zaśmiała się chłodno do telefonu.

- Nie popełnij tego błędu, co ja, Blanko. Nie zrujnuj sobie kariery dzieckiem. – Młoda Grabarska usłyszała dźwięk zakończonego połączenia. Powoli opuściła dłoń z trzymaną w niej komórką. Była błędem. Wiedza o tym to jedno, ale usłyszenie tego od matki… Zapragnęła się rozpłakać, po prostu usiąść i o niczym nie myśleć, pozwolić łzom płynąć. Ale nie mogła. Nie mogła sobie na to pozwolić. Za pół godziny zbiórka w holu hotelu z Pointnerem. Nagle zdała sobie sprawę, że cały czas podświadomie oczekiwała na ciche lub bardziej natarczywe pukanie do drzwi. To było w stylu Thomasa. Ale tym razem Morgenstern nie przyszedł, nie chciał dokończyć tego, co przerwał mu Schlierenzauer. Blanka siedziała samotnie w pokoju, próbując powstrzymać łzy. To wszystko stawało się zbyt skomplikowane.



Kofler złapał za walizki Blanki i sprawnym ruchem wrzucił je do luku bagażowego w ich autobusie. Próbował z nią żartować, ale Polka była wyjątkowo markotna.

- Cholera, co się z wami dzieje? – spytał w końcu, rozdrażniony. Dziewczyna uniosła brwi.

- Co masz na myśli?

- Morgenowi na ogół gęba się nie zamyka, a dziś od rana powiedział ze dwa słowa. Ty pierwszy raz odkąd cię poznałem nie nucisz w każdej wolnej chwili. Co się stało? – zapytał lekko zatroskanym tonem Kofi. Blanka westchnęła cicho i oparła się plecami o autobus. Rozejrzała się, szukając wzrokiem skoczków. Schlierenzauer biegał wokół pojazdu ze słuchawkami na uszach, Wolfgang i Martin próbowali uspokoić kłócących się Davida i Manuela, a Thomas stał niedaleko nich, z poważną miną wpatrując się w niebo.

- To skomplikowane – powiedziała w końcu Polka. Andreas zaśmiał się cicho.

- Lubicie komplikować sobie życie? – spytał. Blanka pokręciła głową.

- To nie nasza wina. To nie my sobie komplikujemy życie – odparła. Kofler uśmiechnął się lekko.

- Nie wiem, o co chodzi, więc nie mogę wam za bardzo pomóc. Ale to wasze życie, wy o nim decydujecie. Nikt inny – zapewnił ją, kładąc silną dłoń na ramieniu dziewczyny. Na twarzy Blanki pojawił się lekki uśmiech. Pokiwała głową. Wiedziała, że to nie jest takie proste, jak brzmiało w ustach Koflera. A jednak słowa przyjaciela napełniły ją nadzieją, że może jednak wszystko się jeszcze ułoży. Skoczek odszedł w stronę Kocha i Loitzla. Blanka stała jeszcze przez chwilę oparta o autobus. Znowu się wahała. Morgenstern wreszcie oderwał wzrok od błękitnego nieboskłonu i spojrzał na dziewczynę. Równocześnie ruszyli w swoją stronę, on trochę szybciej, pewniejszym krokiem.

- Blanka, musimy porozmawiać – powiedział cicho skoczek. Dziewczyna pokiwała głową.

- Wiem – odparła cicho. – Rozmawiałam z moją matką…

- A ja z Pointnerem.

- Wiem – powtórzyła Blanka. Morgen zrobił zdziwioną minę. – Słyszałam… słyszałam kawałek, wczoraj, w hotelu. Chciałam cię odwiedzić – wytłumaczyła, rumieniąc się lekko. – I… myślę, że Alex… miał trochę racji – dodała, wahając się lekko. Skoczek otworzył usta ze zdumienia. Nie spodziewał się tego. Myślał, że Blanka zechce walczyć z opinią trenera, że zechce być z Morgensternem mimo wszystko. W desperacji chwycił dziewczynę za drobne, zimne dłonie.

- Blanka, nie ma racji. Alex. Nie. Ma. Racji – rzekł dobitnie. – Nie wiem, co ci powiedziała twoja mama, ale Alexander Pointner się myli, rozumiesz?

- Matka – poprawiła go automatycznie dziewczyna. – Moja matka powiedziała, żebym nie popełniła tego błędu, co ona.

- To znaczy? – spytał blondyn.

- Ja jestem jej błędem – wyjaśniła cicho. – Zniszczyłam jej karierę.

- Ale to nie znaczy, że ona ma prawo decydować o twoim życiu – odparł łagodnie Morgenstern. Dziewczyna nie do końca świadomie zrobiła krok w przód, stając bliżej skoczka. Znowu ta bliskość. Prawie jak dzień wcześniej, po konkursie, na obsypanym śniegiem zeskoku. Wtedy przeszkodził im Schlierenzauer. Thomas wciąż trzymał jej chłodne dłonie. Znowu podniosła głow ęi spojrzała mu prosto w te czyste niebieskie tęczówki.

- Wsiadamy! – zawołał trener, stojąc na schodku. Morgenstern niechętnie puścił ręce Blanki i cofnął się o krok. Dziewczyna spojrzała na niego z zawodem.

- Znowu – mruknęła do siebie, zrezygnowana, idąc wolnym krokiem za blondwłosym skoczkiem.



Biła się z myślami. Mimo wszystko. Jej matka była daleko, nie mogła jej nic zrobić. Ale Alex mieszkał z nimi, podróżował z nimi, ciężko było znaleźć chwilę, w której Pointner nie kręcił się w pobliżu. A to uczucie mogło zagrozić karierze Thomasa. Blanka nie chciała niszczyć jego szans. Ale zależało jej na nim, tak cholernie jej zależało! Nie chciała sobie odpuszczać, chciała z nim być, tu i teraz, zawsze w każdej chwili, pocieszać po przegranym konkursie i gratulować wygranych, robić mu śniadania i wściekać się za porozrzucane ubrania. Marzyła o tym. Nie do końca zdawała sobie sprawę z tych marzeń. Ale tak to już czasami jest, że o swoich marzeniach dowiadujemy się dopiero, gdy są niemożliwe do spełnienia.

- Morgen nadal nie znalazł czapki? – Do Blanki dotarł rozbawiony głos Fettnera.

- Nawet jej nie szukał – odparł Kofler. – Chodzi i się nie odzywa. Coś jest nie tak.

- Nic nie jest nie tak – mruknął Thomas, mało przekonująco. – Manu, oddaj mi czapkę.

- Poproś ładnie – skoczek uśmiechnął się przekornie. Morgenstern prychnął cicho i przesiadł się o kilka siedzeń do przodu, lądując obok Blanki. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. Nadal nie wiedziała, co zrobić. Nagle przyszła jej do głowy niedorzeczna, ale z drugiej strony całkiem rozsądna myśl. Zignorowała wpatrującego się w nią usilnie skoczka i wyjęła z kieszeni telefon komórkowy.

Pointner i moja matka zabraniają mi i Thomasowi być razem.

Wysłała wiadomość do Toma. Potrzebowała go, w ostatnim czasie coraz częściej potrzebowała tego wesołego skoczka z Norwegii. Odpowiedź nadeszła szybko. Morgenstern nie wiedział, co się dzieje, kiedy Blanka uśmiechnęła się szeroko do ekranu swojego telefonu.

Ja i Bjoern wam pozwalamy. Naprawdę chcesz się słuchać innych?

- Co się dzieje? – zapytał w końcu zdezorientowany skoczek. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko.

- Nie obchodzi mnie, co myślą inni – odparła. Nie, jeśli chodzi o miłość, dodała w myślach. Nie wypowiedziała tego na głos, jakby bała się zapeszyć, zepsuć ich tak naprawdę dopiero kształtujące się uczucie. Nie miała pojęcia, jak prorocze były te słowa i te myśli. Kiedyś, w przyszłości miała wybrać miłość ponad wszystko. Miała odrzucić przyjaźń, zaufanie, sympatię innych dla tej jednej, jedynej osoby. Ale to kiedyś.

- To chyba dobrze – zauważył Morgenstern, przysuwając się bliżej. – Więc możemy… nadrobić zaległości? – spytał. Blanka żartobliwie pogroziła mu palcem.

- Po pierwsze, musisz skupić się na karierze, ja też – zaczęła. Skoczek zrobił zbolałą minę. – Poza tym, przy Alexandrze musimy udawać, że nic nas nie łączy.

- A łączy? – wtrącił Morgen. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko.

- Pamiętaj: kariera przede wszystkim – powiedziała, śmiejąc się lekko. Piękna. Te miodowe oczy z iskierkami szczęścia… Morgenstern przysunął się do niej. Chciał ją wreszcie pocałować. Marzył o dotyku jej ust na swoich wargach. Ale nie miał szansy tego poczuć.

- Gwiazdeczka, posuń się, bo ja już nie wytrzymuję z duetem Schlieri und Zauni. – Fettner opadł na siedzenie z westchnieniem ulgi. – Przeszkodziłem? Ups – zmartwił się nieszczerze. Blanka zaśmiała się. Lubiła Manuela. Mimo wszystko.

- Nienawidzę cię, Fettner – syknął Morgenstern, patrząc na niego z wściekłą miną.

- Tak, wiem, Morgi – ziewnął Manu. – A jeszcze bardziej mnie znienawidzisz, jak się dowiesz, gdzie jest twoja czapka – poinformował ze złośliwym uśmiechem. Blanka popatrzyła na niego z rozbawieniem.

- Co z nią zrobiłeś? – warknął Thomas. Dziewczyna i Fettner wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Wysłałem do Lillehammer – wyjaśnił Manuel.

- Razem z Norwegami – dodała Grabarska. Morgenstern spojrzał z wyrzutem na dziewczynę.

- Ty też? – spytał rozpaczliwym tonem.

- Nie brałam w tym udziału – zapewniła. – Po prostu Tom dużo gada – wyjaśniła. Thomas mimowolnie uśmiechnął się. Lubił Hildego. A na Blankę… po prostu nie potrafił się zdenerwować.



Wysiedli z autobusu pod dużym, eleganckim hotelem na obrzeżach Lillehammer. Blanka była zachwycona tym miejscem. O takich marzyła. Wykwintne, z pewnością drogie, szanowane i podziwiane. Chciała mieszkać w takich hotelach, podróżując po świecie, koncertując, żyjąc w blasku reflektorów. Jej marzenia powoli się spełniały. Może to nie było to, do czego dążyła, ale… Był Thomas. A ostatnio miała wrażenie, że jego obecność wystarczała jej do szczęścia.

- A ty nadal z nami? Nie wyrzucili cię po drodze? – rzucił w jej stronę Schlierenzauer, robiąc zbolałą minę.

- Dziwniejsze, że ty jeszcze nie połamałeś się pod ciężarem własnego ego – odgryzła się Blanka. Morgenstern, Kofler i Fettner wyjmowali torby z luku bagażowego. Thomas i Manuel kłócili się właśnie o czapkę Morgena i jej nieplanowaną podróż z Bjoernem Einarem Romoerenem, a Andreas bezskutecznie próbował ich uspokoić.

- Polonia, jak tam mamusia? Rozmawiałaś z nią ostatnio? – Schlierenzauer pamiętał, że to zabolało Blankę. Chciał jej dogryźć, dokopać, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. Co ona takiego w sobie miała? Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w ich wewnętrzną stronę. Nie chciała mu znowu pokazać, jak każda rozmowa o matce ją rani.

- Tak, kazała przekazać, że jesteś dupkiem – syknęła Grabarska. Gregor otworzył usta, żeby coś jeszcze odpowiedzieć, ale obok niego stanął starszy kolega z kadry.

- Zamknij się wreszcie, Schlierenzauer – warknął Wolfgang Loitzl. Blankę zdziwiło jego zachowanie. Przecież to Wolfi, najspokojniejszy z całej austriackiej kadry, stateczny, miły mąż i ojciec. Przecież to Wuff, a Wuff nigdy się nie irytował.

- Wolfgang, spokojnie – rzucił ostrzegawczym tonem Koch, stając obok skoczka. Ten odszedł bez słowa, szybkim krokiem, w którym jednak zabrakło sprężystości i pewności siebie. Martin wpatrywał się przez chwilę w plecy kolegi. On był może gorszy od przyjaciela, miał mniej osiągnięć, nie udało mu się nic w życiu prywatnym, ale wiedział, że bez niego kadra mogłaby się rozsypać. Martin Koch był spoiwem w reprezentacji, nikt nie miał pojęcia, dlaczego. Po prostu tak było. Schlierenzauer też odszedł. Blanka została sam na sam z Kochem. Zapadła nieco niezręczna cisza.

- Nie przejmuj się Gregorem – powiedział w końcu Martin. – To nie tak, że on jest chamem z urodzenia. On po prostu… Nie zawsze radzi sobie z rzeczywistością i w ten sposób to odreagowuje.

- Genialne wyjście z sytuacji – prychnęła Blanka. – Nie broń go, Martin. Nie przy mnie. – Odeszła szybkim krokiem w stronę Morgensterna i Fettnera, którzy wyraźnie nabierali ochoty na bójkę, i Koflera, bezskutecznie próbującego ich rozdzielić.



Wyjęła z kieszeni komórkę, patrząc na nierozpakowane torby. Nie miała ochoty się za to zabierać. Thomas ją ostrzegał, często się przenoszą, często podróżują w trakcie sezonu. Zawahała się, patrząc na ekran. Musiała to rozegrać inaczej, musiała mu wszystko wyjaśnić. Bo nagle… nagle przypuszczenia, marzenia, sny stawały się dla Blanki prawdą. A kiedyś, jeszcze niedawno, zależało jej na Damianie. Musiała mu wyjaśnić. Wszystko. Wystukała szybko numer i przyłożyła słuchawkę do ucha. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Blanka? – zdziwił się.

- Cześć, Damian – rzuciła niepewnie Grabarska.

- Coś się stało? – Martwił się. Nadal się o nią martwił. Polka czuła się winna, że go zostawiła.

- Źle się wyraziłam, wtedy, w mailu – powiedziała cicho. – Miałeś rację, poznałam kogoś. Ale to nie tak miało być. Chcę ci to wszystko wyjaśnić.

- Blanka, nie musisz…

- Muszę. Przyjechałam tutaj, do Austriaków, bo miałam udawać związek z Thomasem Morgensternem. – Odpowiedziało jej milczenie. – Ale pokochałam go. Zakochałam się w nim w momencie, kiedy go tylko zobaczyłam. Nawet nie próbowałam z tym walczyć. Damian… to ten jedyny.

- Cieszę się, Blanka. Że jesteś szczęśliwa – rzekł cicho chłopak. – Naprawdę się cieszę, ale proszę cię, nie dzwoń więcej. Nigdy. Nie dzwoń i nie pisz. Nie każ mi myśleć o sobie jeszcze więcej.

- Myślisz o mnie? – spytała odruchowo Grabarska. Przez moment słyszała tylko ciszę.

- Przez cały czas – odparł w końcu. – Życzę ci szczęścia, Blanko. I miłości. Spełnionej, nie tak, jak moja. – Rozłączył się. Blanka poczuła łzy spływające po jej policzkach. Musiała odetchnąć świeżym, zimowym powietrzem. Wyszła szybko z pokoju i pobiegła na balkon. Było zimno. Łzy płynęły z jej miodowych oczu równymi strumieniami. Zależało jej na Damianie, swojego czasu naprawdę była przekonana, że go kocha. Zraniła go. Nie słyszała kroków za sobą. Łkała cały czas, nie próbując nawet się uspokoić. Młody mężczyzna wpatrywał się w nią z wahaniem. To nie mogła być jego wina. Nie zranił jej, nie tym razem. Naszła go dziwna, niewytłumaczalna ochota, by ją przytulić, spróbować pocieszyć. Gregor Schlierenzauer nie był całkowicie złym człowiekiem. To życie sprawiło, że był właśnie taki. Odszedł w ciszy, zostawiając Blankę samą. Nie jego potrzebowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz