piątek, 2 listopada 2012

[18] „Jesteś dla mnie wszystkim”

spędzała w domu, z cichym jak zwykle ojcem i poirytowaną matką. Matką, która zmuszała ją do śpiewania wyszukanych kolęd i zabraniała tych najprostszych. Mówiła, że pójście na łatwiznę nawet w tak prozaicznych czynnościach czyni ją słabą, nic niewartą. A Grabarska w to wierzyła.

- Innsbruck jest piękny nocą – stwierdził Morgenstern, obejmując ją ramieniem. Uśmiechnęła się blado. Jego zapach ją oszałamiał, jak zwykle, nie pozwalał racjonalnie myśleć.

- Matka już się nigdy do mnie nie odezwie – powiedziała cicho Polka. – Z jednej strony za nią nie tęsknię. Ale z drugiej… dziwnie spędzać święta tak daleko od domu. – Skoczek przytulił ją mocno, jak zwykle próbując obronić ją tym uściskiem przed bólem, przed zranieniem, przed całym światem. – Wiesz co? Chyba najbardziej brakuje mi dziewczyn. Darii i Olki. Ale nie ma mowy, żeby przyjechały do Austrii.

- Może niedługo się z nimi zobaczysz – rzekł Morgenstern. – Coś wymyślimy – obiecał. Dziewczyna przymknęła oczy, wtulając się w jego ramię. – Chodź, ubierzemy choinkę albo coś – zaproponował. Polka spojrzała na niego uważnie.

- Ubierzemy choinkę? - powtórzyła niepewnie. Skoczek pokiwał radośnie głową.

- Tak, ubierzemy choinkę, co roku będziemy ubierać razem choinkę – stwierdził wesoło. Dopiero po chwili dotarł do niego sens tych słów. – Cholera – zaklął. – Przepraszam, Blanka. Przepraszam.

- Za co? – spytała łagodnie. Uśmiechała się, delikatnie, taka śliczna, taka wymarzona. Była niesamowita, kiedy na nią patrzył, widział bijący od niej, tajemniczy blask. Rozjaśniała mu świat, rozjaśniała mu życie. Zmieniła go, zmieniała wszystkich wokół, na lepsze. Niesamowita. – Za ubieranie choinki? – roześmiała się, miała piękny śmiech. – Czy za to, że chcesz ubierać choinkę ze mną? Co rok? – Wzruszył lekko ramionami, całując w przelocie czubek jej nosa. Przytuliła się do niego, ignorując cały świat. Liczyli się tylko oni.

- Ej, skowroneczki, to nie Walentynki! – Grabarska wybuchła głośnym, dźwięcznym śmiechem. Morgenstern próbował się powstrzymać, ale radość jego ukochanej była zaraźliwa.

- Manu, jesteś okropny – stwierdziła Polka. Fettner uśmiechnął się złośliwie.

- Polonia, odklej się od tej swojej Gwiazdeczki i mnie ratuj – rzekł błagalnym tonem pełnym udawanej rozpaczy. Wyplątała się z objęć ukochanego i popatrzyła na Manuela pytająco.

- Fettner, o co ci chodzi? – rzucił Thomas, splatając swoje palce z palcami Blanki.

- Przywlekły się tu z lotniska, autobusem, z kupą bagaży i chcą, żebym im załatwił pokój koło Polonii, a najlepiej to z nią. A ta blondi już próbowała mnie zabić, trzy razy! – wyjęczał Manuel. Grabarska zmarszczyła brwi.

- Czy ty… Manu, czy ty chcesz mi powiedzieć, że Daria i Olka SĄ W INNSBRUCKU?

- I jeszcze ktoś, też z żółtymi włosami, ale mniej irytujący – dodał. – To jak, zabierzesz je ode mnie? – spytał. Blanka puściła dłoń Morgensterna i wybiegła z pokoju, potrącając po drodze Fettnera. Blondyn po chwili ruszył za nią. Była tak nieprzewidywalna, impulsywna, czasami przypominała mu małe dziecko. Ale taką właśnie ją kochał.



Rzuciła się z piskiem na przyjaciółki. W jej miodowych oczach błyszczały radosne ogniki.

- Przecież nie mogłyśmy zostawić cię tu samej – rzekła Daria, ściskając Grabarską.

- Nie jest sama – zauważył poirytowanym tonem Morgenstern. – Ma nas. – Blanka przewróciła oczami.

- To nie to samo, Thomas – mruknęła. – Spotkamy się potem, masz teraz godzinę treningu siłowego i nie udawaj, że o tym nie pamiętasz. Idź – poleciła. Splótł ręce na piersiach z obrażoną miną, ale posłusznie odszedł, ciągnąc za sobą Fettnera.

- Gdzie Tom? – spytała nagle brunetka. Magda Michnik rozejrzała się niepewnie po hotelu i spojrzała pytająco na Darię.

- Jaki Tom? – zainteresowała się.

- Tom Hilde, norweski skoczek, w którym zakochała się Dareńka – wyjaśniła złośliwie młodsza siostra Michnik.

- Idź zajmij się swoim elfem na nartach – odgryzła się Jagaciak. Blanka westchnęła cicho.

- Tęskniłam za wami – stwierdziła. Tęskniła za przyjaciółkami, za krajem, za rodziną… Ale nie oddałaby tego, co miała w Austrii, za żadne skarby.



Usłyszał jej głos, nieco niepewny, a mimo to zdeterminowany. Nie chciał z nią rozmawiać, wiedział, o co zapyta. Zacisnął dłonie w pięści i dalej szedł przed siebie, nie reagując na jej wołanie. Nie miał pojęcia, co powinien jej powiedzieć. Nagle w jego głowie zabrakło jakichkolwiek konkretnych, sensownych słów.

- Gregor, zaczekaj! – krzyknęła Grabarska. Nie mógł jej już dłużej ignorować, udawać, że nie słyszy wołania dziewczyny. Przystanął i odwrócił się, przygryzając dolną wargę.

- O co chodzi? – spytał oschle. Spojrzała na niego dziwnym wzrokiem, pełnym złości, pytania, może nawet i bólu.

- Jesteś z nią szczęśliwy? – Zawsze taka była, a on po prostu nie zwracał na to uwagi, czy dopiero teraz stała się taka bezpośrednia? Schlierenzauer wpatrzył się w sznurówki swoich adidasów.

- To nie twoja sprawa – mruknął po kilku minutach ciszy. Grabarska prychnęła, spoglądając na niego ze złością.

- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi – syknęła. Widział, jak bardzo starała się być silna, niezłomna. A jednak ją ranił, znowu ją ranił. Cholera, dlaczego on ją tak ranił?

-Wypłakiwanie się na moim ramieniu nie czyni nas przyjaciółmi, Polonia – odparł chłodno. Otworzyła lekko usta w niemym zdumieniu. Jej oczy zalśniły niezdrowo. Wiedział, że przesadził. Mógł jej zwyczajnie odpowiedzieć, że jest szczęśliwy z Katerine. Mógł.

- Drań – szepnęła. Odwróciła się i odbiegła długim, hotelowym korytarzem, tupot jej stóp niósł się echem po całym budynku. Schlierenzauer przez moment czuł coś na kształt poczucia winy. Ale przez niespełna dwadzieścia dwa lata swojego życia nauczył się ignorować swoje uczucia. Przydatna umiejętność, niejednokrotnie pomogła mu w życiu, w karierze. Tylko dlaczego z każdym dniem, z każdym rokiem robiło się to coraz bardziej trudne?



Dziewczyny nie potrzebowały opieki Blanki. Austriaccy skoczkowie, wbrew pozorom, byli jedną z najbardziej otwartych i przyjacielskich drużyn w tym sporcie. Blanka usiadła na łóżku w swoim pokoju i wyjęła z kieszeni nową komórkę, prezent od Thomasa. Przez chwilę bawiła się drogim aparatem, zastanawiając się, do kogo mogłaby zadzwonić. Wszyscy jej przyjaciele byli tutaj, w Innsbrucku. Wszyscy oprócz…

- Hilde – powiedziała do samej siebie. Norweg spędzał święta w Lillehammer, z rodziną. Stoeckl odpuścił im treningi na te kilka dni. Grabarska wystukała szybko znajomy numer, patrząc jednocześnie na otwierane drzwi jej pokoju i roześmianą Darię stojącą w progu.

- Chodź, siadaj – mruknęła do przyjaciółki, wsłuchując się w jednostajny sygnał w komórce.

- Tom Hilde, słucham? – oficjalny ton przyjaciela i jego norweski akcent podziałały na Grabarską uspokajająco. Uśmiechnęła się lekko.

- Cześć Tom, to Blanka – oznajmiła. Czarnowłosa Polka usiadła obok niej, wpatrując się z ciekawością w przyjaciółkę.

- Co słychać w Austrii? – zapytał Hilde. Blanka nieświadomie wzruszyła ramionami.

- Alex tresuje chłopaków, przyjechały do mnie Olka, Daria i Magda, a Schlierenzauer znalazł sobie dziewczynę – streściła szatynka. Po drugiej stronie słuchawki, w mroźnej Norwegii Tom pogłaskał po głowie swoją małą siostrzenicę i wyszedł do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Blanka, jesteś sama w pokoju? – spytał. Dziewczyna zaprzeczyła krótko. – Więc mi nic nie powiesz – stwierdził. – Ale słyszę, że coś jest nie tak.

- Wszystko w porządku, Tom – zapewniła go. – Naprawdę. – Spojrzała na swoją przyjaciółkę. – Dam ci Darię, bo pokazuje mi na migi, że chce z tobą rozmawiać. Wesołych świąt, Hilde – szybko oddała słuchawkę brunetce. Norweg bardzo dobrze ją znał, wiedział, że coś było nie tak, jak powinno być. Ale ona sama siebie nie rozumiała. Grabarska wstała i wyszła z własnego pokoju, zostawiając w nim przyjaciółkę rozmawiającą z Tomem. Korytarz na pierwszy rzut oka wydał jej się całkowicie opustoszały, dopiero po chwili dostrzegła opartą plecami o ścianę, skuloną blondynkę. Natychmiast do niej podeszła. Młodsza siostra Michnik miała schowaną w dłoniach twarz.

- Ola? – spytała łagodnie Blanka. – Coś się stało? – Blondynka podniosła głowę i spojrzała na przyjaciółkę z rozpaczą w oczach.

- Stało się – jęknęła. – Stało się, cholera. Ten idiota, elf na nartach, Manu…

- Coś ci zrobił? Skrzywdził cię? – zapytała natarczywie szatynka, przerażona, że jej przyjaciółce mogło się coś stać. Olka opuściła bezwładnie ręce.

- A żebyś wiedziała – mruknęła. – Nie uwierzysz. Ja się zakochałam, Blanka. W tym idiocie. Nienawidzę go, ale… cholera – zaklęła. – Ten palant mnie pocałował, a ja, zamiast mu przyłożyć… zakochałam się w nim. Chyba. – Blanka uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu. – Wiesz, co jest najgorsze? – spytała nagle Michnik. – Przecież po świętach wrócę do Polski. A on…

- Dacie radę – powiedziała Grabarska. – Jeśli będziecie tego chcieli. Dacie radę – zapewniła blondynkę. Aleksandra uśmiechnęła się słabo. To nie prawda, że od nienawiści już tylko krok do miłości. Od prawdziwej nienawiści do prawdziwej miłości jest daleka droga, na ich granicy swoi mur z wartownikami, praktycznie nie do przekroczenia. Ale czasami te dwa uczucia tak łatwo pomylić…



- To takie rodzinne święta. Przyjazne. – Uśmiechnęła się blado, słysząc jego głos. Nigdy nie wiedziała ,czego po nim się spodziewać, ale lubiła tę barwę głosu, ten akcent. Oparła czoło o zimną taflę szkła, patrząc na pogrążony w mroku Innsbruck. Światła latarni rozjaśniały zaśnieżone ulice, na ścianach budynków tańczyły cienie ostatnich, spieszących się przechodniów. Ludzie biegli do domów, do rodzin, do swoich bliskich.

- A my tkwimy tu razem – mruknęła Grabarska. – Gregor, w co ty grasz? Dlaczego taki jesteś? – Schlierenzauer także spojrzał na miasto. Nie pochodził stąd, ale Bergisel była jego domową skocznią. Kochał Innsbruck, sam nawet nie wiedział, dlaczego.

- Nie wiem – odpowiedział w końcu szczerze. – Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale… chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi, Blanka. Nawet, kiedy jestem draniem. – Spojrzała na niego. Nie potrafiła go zrozumieć, ale w jego orzechowych tęczówkach, gdzieś głęboko w nim, widziała dobrego, zagubionego człowieka. Może wszyscy ludzie są zagubieni, ale tylko niektórzy pokazują to światu. Może każdy z nas ma w sobie ból, który ukrywa przed światem, jakieś wewnętrzne rozdarcie, którego nie chcemy ujawnić.

- Wesołych świąt, Gregor – powiedziała w końcu Polka, uśmiechając się łagodnie. Skoczek też się uśmiechnął.

- Wesołych świąt – odparł. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Spontanicznie wspięła się na palce i objęła Austriaka za szyję.

- Jesteś moim przyjacielem, Gregor – stwierdziła radośnie. – W jakiś pokręcony sposób nim jesteś. – Chciała pocałować go w policzek, ale Schlierenzauer w tym samym momencie odwrócił głowę. Blanka natrafiła wargami na jego usta i natychmiast wybuchła śmiechem.

- Dobrze, że nie ma tu Thomasa – rzuciła. – Chyba by cię zabił. – Skoczek pokiwał głową, uśmiechając się delikatnie. Bursztynowe oczy Blanki iskrzyły się jakimś tajemniczym szczęściem. Też chciał się tak czuć.



Blanka z westchnieniem ulgi opadła na łóżko. Świąteczna kolacja ze skoczkami całkowicie ją wyczerpała. Uwielbiała spędzać z nimi czas, ale było już późno, bardzo późno, a ona musiała jeszcze przemyśleć wiele rzeczy.

- Olka i Manu – rzuciła cicho w przestrzeń, wsłuchując się w brzmienie tych dwóch połączonych imion. Jej przyjaciółka była wściekła zarówno na siebie, jak i na Fettnera, a jednak w jego towarzystwie wyglądała na szczęśliwą. Nie przestawali się kłócić, ale była w tym jakaś magia. Nie zdążyła przebrać się w piżamę, kiedy ktoś zapukał delikatnie do jej drzwi. Otworzyła je lekko, wyglądając na korytarz.

- Mogę? – spytał Thomas. Pokiwała głową i wpuściła go do pokoju. Zamknął za sobą drzwi, stojąc dwa metry od niej. – Wesołych świąt – powiedział w końcu.

- Składałeś mi już życzenia, Thomas – zauważyła Polka. Skocze zrobił krok do przodu.

- Ale jeszcze nie dałem ci prezentu. – Uśmiechnął się niepewnie i wyjął z kieszeni płaskie pudełko. Grabarska zamrugała oczami.

- Ale… ja nic dla ciebie nie mam – powiedziała. Morgenstern roześmiał się. Podszedł do niej i pocałował ją lekko w policzek.

- Wystarczy, że jesteś – odparł, wciskając jej do ręki pudełko. – Jesteś dla mnie wszystkim, Blanka. – Uśmiechnęła się lekko i otworzyła prezent. W środku leżał delikatny, srebrny naszyjnik. Na cienkim łańcuszku zawieszone były dwa serca, jedno mniejsze od drugiego. Wyjęła przedmiot z pudełka, ważąc go przez moment w dłoni.

- Pomożesz mi go zapiąć? – zapytała cicho. Skoczek pokiwał głową. Wyjął jej z ręki naszyjnik i stanął za nią. Przez moment mocował się z zatrzaskiem.

- Gotowe – oznajmił po chwili. Pocałował ją delikatnie w odsłoniętą skórę na ramieniu. Zadrżała. Odwróciła głowę i zetknęła swoje wargi z jego ustami. Niewinny początkowo pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz namiętniejszy, coraz bardziej gwałtowny. Zacisnęła palce na jego koszulce, przylegając do niego całym swoim ciałem. Odepchnął ją lekko, patrząc z uwagą w jej płonące, miodowe oczy.

- Na pewno? – spytał cicho. Zawahała się. Ale po chwili skinęła głową, chwytając brzeg jego bluzki i ciągnąc go do góry. Stopniowo pozbywali się garderoby, przerywając pocałunki tylko na krótkie chwile. Morgenstern wziął Blankę na ręce i delikatnie położył ją na łóżku.

- Jesteś piękna – wyszeptał, gładząc kciukiem bladą skórę na jej twarzy. – Taka piękna…



Spał, oddychając spokojnie, tuż przy niej. Uśmiechał się delikatnie. Blanka z namysłem pogładziła zmarszczki wokół jego ust. Nie poruszył się nawet. Dziewczyna odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki. Drżały jej lekko palce. Nie rozumiała tego, nie rozumiała siebie. Przecież sypiała ze swoimi chłopakami już wcześniej, seks nigdy nie był dla niej problemem. Nabrała głęboko powietrza do płuc, obserwując śpiącego Morgensterna. Zmienił ją, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie wiedziała tylko, w jakim stopniu. Chyba przestała rozumieć samą siebie. Po bladej twarzy popłynęła samotna, nieuzasadniona łza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz