piątek, 2 listopada 2012

[3] Gdy serce wie lepiej, niż umysł

Ledwo zdążyła rozpakować rzeczy, a już znowu musiała chować wszystko do walizek. Z Norwegii do Finlandii, z Oslo do Helsinek, a potem do Kuusamo. Od razu z grubej rury zaczynam to zwiedzanie, stwierdziła Blanka, składając letnią, kwiecistą sukienkę, którą wzięła chyba tylko, by wypchać czymś miejsce w walizkach. Popatrzyła na bałagan panujący w pokoju i z przerażenia usiadła na łóżku.

- W życiu nie zdążę tego ogarnąć – stwierdziła z rezygnacją. Drzwi nagle otworzyły się z hukiem. Szeroki uśmiech zwiastował kłopoty, tak przynajmniej stwierdziła Grabarska po dwóch dniach znajomości, i nie była całkowicie w błędzie.

- Blanka, idziemy na spacer przed wyjazdem, zabie… O kurczę, niezły bałagan – stwierdził skoczek. – Masz w planach z nami jechać, czy się zbuntowałaś i zostajesz w Norwegii? – spytał. Blanka rzuciła w niego ze złością poduszką. Sprawnie złapał ją w locie i odrzucił w stronę dziewczyny.

- Pomógłbyś mi – mruknęła, zabierając się na nowo do składania ubrań. Chłopak pokiwał ze śmiechem głową i podszedł do góry porozrzucanych kawałków materiału. Zlustrował ją uważnym, fachowym spojrzeniem. Potem drugim. Kolejnym. I w końcu…

- To my idziemy bez ciebie – oświadczył z zadowoleniem w głosie Thomas Morgenstern we własnej niesamowicie przystojnej i nieziemsko utalentowanej osobie. Blanka prychnęła cicho.

- Jak na mojego oficjalnego chłopaka, to nie jesteś zbyt miły – stwierdziła. Morgenstern westchnął teatralnie, usiadł po turecku na podłodze i zabrał się za składanie ubrań dziewczyny. Musiała przyznać, że był w tym od niej zdecydowanie lepszy. Wpatrywała się w niego zaintrygowanym wzrokiem od dobrych pięciu minut, kiedy wreszcie skoczek się zorientował.

- Co? – spytał krótko.

- Świetnie ci idzie pakowanie – zauważyła Blanka. Chłopak roześmiał się, ale nie tak, jak wcześniej. Ten śmiech był… trudno określić, jaki, trochę może zażenowany, trochę wypełniony podświadomą radością.

- Mam wprawę – odparł. – W trakcie sezonu przemieszczamy się praktycznie co tydzień. Uwierz, pojeździsz trochę z nami i też staniesz się mistrzem pakowania – zakończył z szerokim uśmiechem. Blanka odwzajemniła radosny wyraz twarzy znad czarnej, prostej bluzki. Czuła się zadziwiająco dobrze w towarzystwie Austriaka. Nie przypuszczałaby, że to wszystko mogło być tak… łatwe, a właśnie na takie zapowiadało się udawanie związku ze skoczkiem. Milczeli,ale nie przeszkadzało im to. Po kilkunastu minutach przerażająca góra ubrań znalazła się w walizkach, schludnie poskładana i posegregowana w zależności od przeznaczenia.

- Bez ciebie nie dałabym sobie rady – stwierdziła z westchnieniem ulgi Blanka, siadając na ostatniej walizce. Thomas pokiwał głową.

- Bo ja w ogóle jestem niezastąpiony – odparł z udawaną powagą. Blanka pogroziła mu palcem.

- Zobaczymy, panie Gwiazdko, co będzie, jak się zacznie sezon – powiedziała, unosząc lekko brwi do góry.

- Co będzie? – zapytał rozbawiony, ale nadal udając powagę. – Taak!!! Thomas Morgenstern znowu najlepszy!!! Na Boga, ten skoczek nie ma sobie równych! THOMAAS!!! – wydarł się na cały hotel. – To właśnie będzie, droga Blanko. Zwycięstwo gwiazdy austriackich skoków, i nie tylko austriackich.

- Przekonamy się za kilka dni, Gwiazdeczko.

- Teraz tak mnie będziesz nazywać? Gwiazda, Gwiazdka, Gwiazdeczka? – spytał, uśmiechając się przekornie. Blanka gorliwie pokiwała głową.

- Mniej więcej tak można przetłumaczyć twoje nazwisko – odparła. – Znam niemiecki bardzo dobrze, uwierz mi, Poranna Gwiazdo.

- Dostajesz noty po dziewiętnaście i pół za genialne wybrnięcie z faktu, że już nazywasz mnie swoją gwiazdką z nieba, ewentualnie gwiazdą skoków – wyszczerzył się Thomas. Dziewczyna prychnęła cicho.

- Pomarzyć zawsze można, cwaniaczku – rzuciła. Austriak podszedł do niej na kolanach z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

- Te, Gwiazdka i jego miłość tygodnia, zbieramy się – zawołał ktoś, stając w drzwiach. Morgenstern opadł z rezygnacją na podłogę i odwrócił się w stronę wejścia z mordem w oczach.

- Zabiję cię kiedyś, Fettner – syknął. Manuel, kolejny z Austriaków, uśmiechnął się szelmowsko.

- Oto, proszę państwa, Manu Fetti, nie tak dobry jak Morgi czy Schlieri, ale zdecydowanie kumpel tego pierwszego, jedyny, który nie boi się złowrogiego wzroku naszej Porannej Gwiazdy – przedstawił się chłopak. Blanka roześmiała się.

- Miło poznać.

- Spłyń, Fettner – rzucił nadal zirytowany Morgenstern. Manuel i Blanka równocześnie wybuchli śmiechem, jeszcze bardziej denerwując blondyna. Skoczek wstał, złapał za uchwyt jednej z walizek Blanki i z lekko obrażoną miną wymaszerował z pokoju.

- Nie martw się, przejdzie mu za góra pół godziny – pocieszył Blankę Fettner. – Zawsze tak jest. Thomas nie potrafi się długo gniewać, chyba że na Gregora. Ci to się nienawidzą… – zakończył refleksyjnie Austriak, chwytając drugą walizkę dziewczyny.



W samolocie do Helsinek Thomas z powrotem tryskał optymizmem i cały czas rozśmieszał Blankę. Kofler, Loitzl i Fettner przyglądali się jego wyczynom z politowaniem.

- Jak myślicie, ile wytrzyma, zanim się w nim zakocha? – spytał Wolfgang. Kofler pokręcił głową.

- Nie, ona nie jest taka. To on prędzej się w niej zakocha – stwierdził. Manuel roześmiał się.

- A jak dla mnie, to przed konkursem w Kuusamo już będą razem – powiedział. Andreas i Wolfgang popatrzyli na niego pytająco. – Wszedłem do pokoju Blanki, żeby ją zawołać. Oczywiście, był tam nasz Thomas i wszystko wskazywało na to, że minuta więcej i zaczęliby wymieniać ślinę. – Pozostali skoczkowie skrzywili się lekko. Schlierenzauer, siedzący samotnie, podniósł lekko głowę z zainteresowaniem. Pointner uśmiechnął się tylko pod nosem, nie dając po sobie poznać, że słyszał rozmowę skoczków. Blanka i Thomas wczuwali się w swoje nowe role. A może wcale nie musieli?

- Manu, jesteś obrzydliwy – stwierdził Loitzl. – Nie mogłeś powiedzieć, że chcieli się pocałować?

- Sądząc po morderczej minie Thomasa to on nie miał w planach niewinnego buziaczka – odparł ze śmiechem Fettner. – Jak tak dalej pójdzie, to niedługo będziemy robić składkę na wózek dla małego Morgensternika. I od razu parę nart do tego, niech się dzieciak przyzwyczaja.

- Nie rozpędzaj się tak, Fetti – zganił go Kofler. Manuel uśmiechnął się drwiąco, patrząc na rozmawiających Thomasa i Blankę, ale posłusznie zamilkł. Kofler był wspaniałym facetem, ale lepiej go nie denerwować.



Nie wiedział dokładnie, kiedy, jak ani dlaczego. Po co? Też nie miał pojęcia. Grunt, że wiedział, CO się stało, CO zrobił. A właściwie nie on, tylko jego mózg, serce czy co tam tym kieruje. Zakochał się. Zakochał się jak nigdy przedtem. Co z tego, że dopiero ją poznał. Thomas Morgenstern pokochał Blankę Alinę Grabarską mniej więcej w chwili, kiedy ta weszła z Koflerem do hotelu. Nigdy wcześniej nie wzięło go tak mocno i tak nagle. To dziewczyny szalały za nim, nie on za dziewczynami. A Blanka wydawała się być dość odporna na urok osobisty skoczka. Do takich wniosków doszedł przynajmniej Thomas, wpatrując się uparcie w miodowe oczy znajdujące się jakieś metr sześćdziesiąt nad podłożem.

- Morgenstern, gapisz się na mnie – zauważyła w końcu Blanka. Zaprotestował gwałtownie.

- Rozmawiam z tobą – odparł. Ostentacyjnie zamknął oczy. – Ładna dziś pogoda, prawda?

- To też nie pomaga – zaśmiała się dziewczyna.

- Nigdy jej nie dogodzisz… – mruknął Morgenstern. Blanka uderzyła go lekko w ramię.

- Słyszałam to! – poinformowała z oburzeniem. Skoczek wzruszył ramionami.

- W sumie to chyba o to mi chodziło – stwierdził, za co dostał jeszcze mocniej.

- Aua! – wydarł się na cały pokład samolotu.

- Nie bądź babą, Morgenstern! – zawołał Fettner.

- Nie bądź sobą, Fettner, bo to jeszcze gorsze! – odgryzł się Thomas. Blanka, Loitzl i Kofler wybuchli niepohamowanym śmiechem. Nawet Pointner lekko się uśmiechnął, patrząc przez okno. Tylko Gregor zacisnął pięści. Pokona Morgensterna. W tym sezonie musi go pokonać.



- Rozkład pokoi! – ogłosił wyjątkowo donośnym głosem Pointner, trzymając małą karteczkę w dłoniach. Skoczkowie wraz z Blanką posłusznie ustawili się wokół trenera.

- Koch, Zauner, Fettner, pokój 213. Kofler,Morgenstern, 214. Loitzl, Schlierenzauer, 215. Blanka, 216. Trening zaczynamy jutro rano, dzisiaj macie jeszcze wolne. Cieszcie się, póki możecie. Mamy w planach wygrać te konkursy. Odmaszerować – rozkazał Pointner. Blanka stała na środku, zdezorientowana, kiedy skoczkowie posłusznie oddalali się od trenera. Kofler złapał ją za rękę i pociągnął.

- Chodź – rzucił krótko. Potruchtała za nim, jak na lotnisku w Oslo. Ufała mu od samego początku, nawet nie wiedziała, czemu. Puścił jej nadgarstek za zakrętem, kiedy Pointner już nie mógł ich widzieć.

- Kiedy Alex każe odejść, odwracasz się i idziesz – poinformował dziewczynę. – O nic nie pytasz, na nic nie czekasz, idziesz. Zrozumiałaś?

- Nie jestem blondynką – fuknęła Blanka. – Tak, zrozumiałam. I zapamiętam. Dzięki za radę, Andreas – dodała łagodniejszym tonem.

- Wystarczy Andi – zaśmiał się skoczek. – Andreas jest takie oficjalne – skrzywił się.

- Dzięki za radę, Andi – poprawiła się dziewczyna.

- Zdecydowanie lepiej – stwierdził Kofler.



Gwiazdy błyszczały nad hotelem w fińskim Kuusamo. Niebo jednak wyglądało tak samo, jak nad Polską, o czym z niemałym zaskoczeniem przekonała się Blanka, stojąc na obszernym hotelowym tarasie, opatulona w ciepłą, brązową kurtkę. Wiał lekki wiatr. Dziewczynie przyszło do głowy, że przydałby się taki na konkursy, wiejący w odpowiednią stronę i z odpowiednią siłą. Uśmiechnęła się. Znała skoczków od trzech dni, a już zaczynała kibicować im z całego serca, nawet mocniej, niż Polakom. Co tu kryć, polubiła Austriaków. Z wyjątkiem Schlierenzauera. Nie sądziła, by kiedykolwiek była w stanie choć zaakceptować Gregora, nie mówiąc już o jakichś cieplejszych uczuciach. Co to, to nie. Nigdy. Pogrążona w swoich rozmyślaniach Blanka nawet nie usłyszała kroków.

- Zmarzniesz – dotarł do niej zza pleców lekko zmartwiony głos. Uśmiechnęła się szerzej.

- Mam ciepłą kurtkę – odparła. Nadal go nie widziała, ale wyczuła, że i on się uśmiecha. Stanął obok niej. Nic nie mówili, nie musieli. Niewidzialne porozumienie narodziło się już w chwili pierwszego spotkania i z każdą spędzoną wspólnie minutą tylko się wzmacniało.

- Blanka, chyba powinniśmy porozmawiać o… zasadach – zaczął niepewnie Morgenstern.

- Będziesz mnie uczył reguł w skokach narciarskich? – spytała zgryźliwie, wiedząc dobrze, o czym myślał skoczek. Prychnął cicho.

- Jak to będzie wyglądać? – zapytał. – Nasz związek, UDAWANY związek? – Nie miała pojęcia, dlaczego podkreślił słowo „udawany”. Może,żeby zaznaczyć, że nie chce niczego więcej. A może żeby przekonać do tego samego siebie.

- Nie mam pojęcia, Thomas – przyznała szczerze Blanka. – Ale wiem, że… że będzie ciekawie – roześmiała się.

- Blanka, jeśli chcesz, możemy… możemy tylko czasami pokazać się razem, trzymać za ręce… Nie musimy robić nic więcej, jeśli… jeśli nie zechcesz – wydukał skoczek. Dziewczyna spoważniała. To był jednak poważny moment, mimo że dusiła w sobie śmiech. Ale jednak Morgenstern był uroczy, kiedy się rumienił i wahał.

- Thomas, znam cię od trzech dni – zaczęła cicho dziewczyna. Austriak pokiwał głową. A więc jednak. Odwrócił się i chciał odejść. Zrobił może ze trzy kroki, kiedy drobna dłoń złapała go za nadgarstek. Odwrócił się. Blanka uśmiechała się do niego szeroko.

- O co chodzi? – spytał, nie rozumiejąc nic. Nic a nic. Dziewczyna zrobiła krok do przodu, wspięła się na palce i delikatnie pocałowała go w policzek. Nim zdążył zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło, Blanki już nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz