piątek, 2 listopada 2012

[11] Spacer po Lillehammer

- Musisz poznać skoczków. – Blanka otworzyła oczy i spojrzała z irytacją na Morgensterna, siadając na łóżku. Blondyn stał w drzwiach jej pokoju z przekornym uśmiechem na ustach.

- Jak tu wszedłeś? – spytała zaspanym tonem. Wzruszył lekko ramionami.

- Te niebieskie oczy działają nie tylko na ciebie – rzucił. – Dostałem klucz od młodej recepcjonistki, kiedy wmówiłem jej, że to mój pokój. Ładna była, swoją drogą.

- Nie działają na mnie twoje oczy – prychnęła Blanka. – Idź sobie, Morgen. – Pokręcił przecząco głową i usiadł obok niej.

- Chyba już wspominałem, że nigdzie się nie wybieram – rzekł, uśmiechając się lekko. Pocałował ją w policzek.

- Chyba powinnam być na ciebie obrażona o tę recepcjonistkę – zauważyła Polka. – I włamanie do mojego pokoju. I budzenie mnie o siódmej rano.

- Ale nie jesteś zła? – zapytał Morgenstern. Dziewczyna roześmiała się.

- Nie potrafię być na ciebie zła, Thomas – odparła cicho. – Ale teraz wyjdź, błagam cię. Czekaj na mnie w holu za pół godziny.

- Dlaczego? – spytał płaczliwym tonem skoczek. Grabarska przewróciła oczami, wskazując na swoją piżamę w kwiatki i rozczochrane włosy.

- Bo wyglądam jak upiór, bez opery – odrzekła. Uśmiechnął się delikatnie i na moment złączył swoje wargi z jej miękkimi ustami.

- Mi się taka podobasz – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. Chciał ją taką widzieć codziennie. Chciał z nią żyć, tak po prostu, na dobre i na złe. Zestarzeć się z nią, umrzeć w jej ramionach, patrząc w te cudowne, miodowe oczy.

- Ale ja jednak wolę wyglądać inaczej – mruknęła Blanka. Już miała wstawać. Ale natrafiła wzrokiem na błękitne tęczówki skoczka i zrezygnowała. Pięć minut jej nie zbawi. Przysunęła się do skoczka i wtuliła twarz w jego obojczyk. Objął ją. Kochała zapach jego perfum.

- Jesteś piękna – szepnął Morgenstern. Uśmiechnęła się lekko. Nie myślała o niczym. Nie chciała się martwić. Wspominała te chwile po latach, nadal z delikatnym uśmiechem na twarzy. Czy wiedziała, jak ułoży się jej życie? Nie. Nie mogła. Nie tego się spodziewała. Nagłe uczucie zwykłego, prozaicznego głodu ją obudziło z zamyślenia. Wyplątała się z uścisku skoczka.

- Daj mi pięć minut – poprosiła. – Albo piętnaście – dodała po chwili zastanowienia. Roześmiał się.

- Masz ochotę na jakieś śniadanie? – zapytał. Położyła dłonie na brzuchu, w jego lewej, górnej części, próbując stłumić odgłos sugerujący dość silny głód.

- Ogromną – odparła. Morgenstern znowu się zaśmiał.

- Pójdę na dół do restauracji coś zamówić – poinformował.– Piętnaście minut – dodał z uśmiechem. Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju Polki, odprowadzony jej radosnym spojrzeniem.



- Powinnaś poznać Norwegów – stwierdził Thomas. – I Niemców. I…

- Polaków – powiedziała stanowczo Blanka, przerywając mu. – Mam ochotę posłuchać trochę mojego języka – wyjaśniła. Pokiwał głową z uśmiechem. Nie wiedział, jak to jest, przez cały sezon był otoczony swoimi przyjaciółmi, rodakami. Blanka została brutalnie wrzucona w obcy świat, pomiędzy nieznanych jej ludzi, porozumiewających się językami diametralnie różniącymi się od jej ojczystej polszczyzny.

- Tam stoją twoi Polacy. – Wskazał jej grupkę skoczków. – Stoch, Kot, Żyła i ktoś jeszcze, pewnie Hula. – Uśmiechnęła się radośnie i chwyciła jego dłoń. Ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Poszedł za nią. Poszedłby za nią do piekła.

- Cześć, jestem Blanka – oznajmiła radośnie, po polsku, dziewczyna, stając obok skoczków z biało-czerwonymi naszywkami na kurtkach. Uśmiechnęli się.

- Ta śpiewająca panna Morgensterna? – zapytał jeden z nich. – Jestem Piotrek Żyła. Chłopaki, przedstawcie się. – Blanka roześmiała się. Thomas obserwował z boku, jak z szerokim uśmiechem na twarzy ściskała dłonie Polaków. Nie rozumiał, o czym mówili, irytowało go to. Chciał wiedzieć o niej wszystko, cały czas mieć ją przy sobie.

- Blanka, idziemy? – spytał po angielsku, niecierpliwiąc się. Machnęła ręką.

- Idź, dołączę do ciebie – odparła, nie odwracając się nawet w jego stronę. Odszedł, nie miał innego wyjścia. Pointner kazał im stawić się na odprawę przed zawodami, powtórzyć ostatnie wskazówki, jeszcze raz na nich nawrzeszczeć.

- Jesteś chyba pierwszą dziewczyną, która ma kontrolę nad Morgenem – stwierdził ze śmiechem Maciek Kot. Blanka pokiwała głową.

- Czy pierwszą, tego nie wiem – odparła. – Ale próbował kiedyś zrobić telemark po wylądowaniu na fotelu – przypomniała sobie nagle. – I włamał się do mojego pokoju, żeby mnie wziąć na śniadanie. Cholera, to źle zabrzmiało – mruknęła, patrząc na zwijających się ze śmiechu skoczków. – Kamil, ty podobno jesteś ten spokojny, powiedz im coś – poprosiła najlepszego polskiego zawodnika. Stoch uśmiechnął się szeroko.

- Ten spokojny w polskiej kadrze oznacza, że nie upijam się do nieprzytomności średnio raz na trzy dni – wyjaśnił. – Spokojny był Adam, a potem pojechał na Dakar – dodał, śmiejąc się. Blanka pokręciła głową z dezaprobatą.

- To aż się boję pytać, który jest najmniej spokojny – powiedziała dziewczyna. Skoczkowie jak na komendę spojrzeli na Maćka Kota. – Żartujecie sobie – prychnęła Grabarska. – Nie wierzę, że to on.

- A jednak – oznajmił z dumą chłopak.

- Nie wierzę – stwierdziła Polka. – Udowodnij – rzuciła. Uniósł brwi, prostując się lekko.

- A niby jak? – zapytał. Blanka zacisnęła wargi. Nie miała żadnego pomysłu. Nic. Dopiero co poznała polskich skoczków, nie wiedziała, co jest dla nich normalnością, a co już szaleństwem. Maciek uśmiechnął się triumfalnie.

- Nie ciesz się tak, Kot – odezwał się milczący dotąd Stefan Hula. – Mam coś, czego nie zrobisz. W życiu.

- Nie ma mowy, nie ma takiej rzeczy, Stefciu – prychnął Maciej. Hula uśmiechnął się złośliwie.

- Blanka, śpiewasz dziś, prawda? – zapytał. Dziewczyna pokiwała głową.

- Zaczynam przed konkursem, dlatego wzięłam ze sobą rzeczy na występ – wskazała na sporą torbę przewieszoną przez ramię.

- Maciek, wyzwanie dla ciebie brzmi: założysz sukienkę i pójdziesz w niej do Hofera, błagając o różowy kombinezon i kask z Mannera – oznajmił z dumą Hula. Blanka zrozumiała, po co pytał o jej występ. Zawsze miała przy sobie kilka różnych strojów, by móc dopasować swój wygląd do repertuaru i swojego własnego nastroju. Rozsunęła suwak i wyjęła różową sukienkę przed kolana.

- Bombka – powiedziała Grabarska, wyciągając strój w stronę Kota. Maciek otworzył szeroko oczy w niemym przerażeniu.

- Maniek, nie odważysz się – zaśmiał się Stoch.

- Nie do Hofera – dodał Piotrek. Maciej zacisnął usta i chwycił sukienkę. Przycisnął ją do piersi i odmaszerował szybkim krokiem w stronę domku Polaków.

- On to naprawdę zrobi? – spytała Blanka. Pozostali skoczkowie z jej ojczyzny jednocześnie wybuchli głośnym śmiechem.

- Nie wiem, jak zareaguje na to Hofer, ale tak, zrobi to – odparł Kamil. – Maciuś jest strasznie honorowy i ambitny, a do tego dość…odważny. W idiotyczny sposób odważny – powiedział. Blanka wpatrzyła się w drzwi domku skoczków. Po chwili dostrzegła skoczka, w adidasach i swojej sukience. Spojrzał z obrażoną miną na kolegów z kadry i ruszył w stronę Waltera Hofera rozmawiającego z trenerami Austrii, Szwajcarii i Niemiec. Reszta skoczków znowu wybuchła śmiechem.

- To ładnie – rzucił Żyła. – Nie dość, że Hofer, to jeszcze gada z Pointnerem, Kunzle i Schusterem – zaśmiał się. Blanka zacisnęła dłonie w pięści, słysząc nazwisko swojego kuzyna. Nie pozwoli nikomu zniszczyć tego, co już udało im się z Thomasem zbudować. Hula dostrzegł jej nagłą zaciętość. Wbrew ogólnie panującej opinii był inteligentnym facetem. Znał się na ludziach, potrafił bezbłędnie rozpoznawać ich uczucia, nawet nieznajomych. Czytał w nich jak w otwartej księdze. Nie chciał pytać, to nie była jego sprawa. Ale już od kilku lat obracał się w skocznym środowisku i wiedział, jak bardzo Pointnerowi zależy na wynikach niektórych skoczków z jego kadry. A do tej grupy zaliczał się Morgenstern, który ostatnio był wyraźnie rozkojarzony. Przez Blankę.

- Piotrek, jak coś, to ty tłumaczysz się Kruczkowi – powiedział Stoch, usiłując powstrzymać śmiech. – Ty masz najlepsze gadane. Zaoferujesz mu flaszkę, czy coś. – Grabarska roześmiała się lekko. Nagle poczuła czyjeś dłonie zasłaniające swoje oczy. Dotknęła ich lekko palcami, były wychłodzone, nie tak, jak Morgensterna. Odwróciła się i stanęła oko w oko z jednym z Norwegów.

- Szukasz czegoś, Tom? – zapytała. Skoczek wzruszył lekko ramionami.

- Właścicielki kiecki, w której paraduje aktualnie Maciek Kot? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Uśmiechnęła się.

- Udowadnia mi, że jest nienormalny – wyjaśniła. Hilde pokiwał głową. Chwycił nadgarstek Polki i pociągnął ją w stronę wyjścia z terenu skoczni, machając na pożegnanie skoczkom.

- Aua, to boli… au… Tom! – wrzasnęła Blanka. – Co ty wyprawiasz?

- Tak się zintegrowałaś z Polakami, że zaraz poszlibyście uroczyście oblewać tysięczną rocznicę Bitwy pod Grunwaldem – mruknął skoczek. Dziewczyna wyrwała dłoń z jego uścisku i splotła ręce na piersiach.

- Nie poszłabym pić – burknęła. – A poza tym Bitwa pod Grunwaldem była w lipcu, i nie tysiąc lat temu, tylko sześćset – dodała. Hilde roześmiał się wbrew własnej woli.

- Chciałem pogadać – powiedział przepraszającym tonem.

- O czym? – spytała chłodno. Nie chciała dać się tak szybko uspokoić.

- O tobie i Thomasie. – Prychnęła cicho.

- Już mnie przed nim ostrzegałeś – przypomniała. Pokiwał głową.

- Chodź na spacer – poprosił. – Lillehammer jest urocze. – Zgodziła się, nieco niechętnie, ale mimo wszystko lubiła spędzać czas z Norwegiem.

-Mówiłam ci, nie musisz się o mnie martwić – powiedziała Blanka. Hilde pokiwał głową.

- Wiem o tym – odparł. Szli przez chwilę w ciszy, przemierzając wąskie, mniej uczęszczane przez turystów uliczki norweskiego Lillehammer. Tom co jakiś czas zerkał na Polkę. Poważna, malinowe usta zacisnęła mocno, miodowe oczy błyszczały. Była zdecydowana, uparta, silna, a mimo wszystko gdzieś wewnątrz bardzo, bardzo krucha. Chciał ją chronić, nagle zdał sobie sprawę, że stało się to dla niego priorytetem. Nie, nie kochał jej. Nie w ten sposób. Ale była dla niego jak siostra, której nigdy nie miał. Młodsza, mała siostrzyczka, której się dokucza, ale którą się chroni za wszelką cenę.

- Dam sobie radę, Tom. – Przystanęła, odwracając się w jego stronę. – Jestem już dużą dziewczynką.

- Thomas cię zrani kiedyś, Blanka – powiedział cicho skoczek. Nie chciał mieć racji. Tak cholernie marzył o tym, żeby to ona mogła kiedyś powiedzieć „a nie mówiłam”.

- Nie zrani mnie. Kocha mnie – odparła. – On mnie naprawdę kocha, Tom. – Chciał w to wierzyć.

- Teraz tak – odrzekł. – Tak samo kochał Kristinę i wszystkie inne dziewczyny. Posłuchaj, Blanka, nie chcę cię zniechęcać, życzę wam szczęścia, dobrze o tym wiesz. Po prostu… martwię się o ciebie.

- Wiem. – Zaskoczyło go, że się nie zirytowała. – Wiem, Tom, ale nie masz powodu. Dam sobie radę, obiecuję. – Objęła go na środku ulicy, tak naturalnie, jakby robiła to codziennie. Odwzajemnił uścisk, uśmiechając się. Nigdy nic między nimi nie było, dobrze o tym wiedzieli. Przecież byli jak rodzeństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz