piątek, 2 listopada 2012

[20] Ptak w klatce

Wciągnął w nozdrza chłodne, ostre, austriackie powietrze, rozglądając się. Na horyzoncie majaczyły góry, od pociemniałego nieba wciąż dość wyraźnie oznaczała się skocznia, piękna, majestatyczna. Przyglądał jej się z zachwytem.

- Hilde, nie gap się na tę Bergisel jak junior, którego pierwszy raz puścili na dużą skocznię – mruknął Romoeren, trącając przyjaciela w ramię. – Walizki się same nie wniosą. A to ty mnie tu przygnałeś -przypomniał. Tom przewrócił oczami.

- Martwię się o Blankę – odparł urażonym tonem. Bjoern uśmiechnął się złośliwie.

- A fakt, że jest tu Daria to czysty przypadek. – Młodszy z Norwegów zmrużył oczy, patrząc na blondyna. Prychnął cicho.

- Dokładnie tak – syknął. Romoeren roześmiał się cicho.

- Dobra, Hilde, nie wkurzaj się – powiedział, przeczesując palcami jasne włosy. – Pomóż mi z tymi walizkami. Ty mnie tu przyciągnąłeś, odwdzięcz się – mruknął. Tom westchnął, patrząc na hotel. Martwił się o nią, o przyjaciółkę. Nie wiedział, czy będzie potrafił jej pomóc,tak bardzo tego chciał, ale nie miał pojęcia, z czym będzie musiał się zmierzyć. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści.

- Wyluzuj – rzekł cicho Bjoern, kładąc mu rękę na ramieniu. – Nic takiego się na pewno nie stało. Myślisz, że Morgen pozwoliłby komukolwiek skrzywdzić Blankę? – spytał. Tom pokiwał powoli głową.

- Nie – odparł krótko. – Nie pozwoliłby.

- No właśnie. – Starszy ze skoczków uśmiechnął się szeroko. – Więc przestań się martwić i wnieś moje rzeczy. – Hilde prychnął cicho, uderzając lekko przyjaciela otwartą dłonią w tył głowy.

- Nie będę wnosił twoich rzeczy – odparł stanowczo. Chwycił uchwyt swojej walizki i ruszył pierwszy w stronę automatycznie otwieranych drzwi hotelu. Usłyszał ciche pomrukiwanie za plecami i niechętne kroki Romoerena. W holu kręciło się kilkanaście osób. Skoczkowie z ulgą zanotowali, że nikt nie zwracał na nich uwagi. No tak, mieszkali tu Austriacy.

- Dwa pokoje jednoosobowe – rzucił Hilde w stronę recepcjonistki, uśmiechając się i poprawiając tkwiącą na włosach bawełnianą opaskę. Po chwili starszy z Norwegów stanął obok niego, targając dłonią jasne kosmyki.

- Przestań, Bjoern – syknął Tom. – Masz żonę. – Romoeren przewrócił oczami.

- Wszystko psujesz, Hilde – syknął, kładąc na kontuar kilkanaście kolorowych banknotów. Recepcjonistka uśmiechnęła się grzecznie, podając mężczyznom dwa hotelowe klucze.

- Życzę miłego dnia – powiedziała uprzejmie. Bjoern nachylił się lekko w jej stronę, chcąc coś powiedzieć, ale jego przyjaciel chwycił go za przedramię i odciągnął od kontuaru.

- Martine by cię zabiła – mruknął młodszy z Norwegów. Romoeren roześmiał się cicho, wlokąc za sobą walizkę.

- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – odparł śpiewnie. – Daj spokój, Hilde, to tylko żarty. Niewinna rozrywka. – Tom prychnął cicho. Czasami miał dość wybryków swojego starszego przyjaciela. Szarpnął za rączkę swojej walizki i ruszył pewnym krokiem w stronę schodów.

- Tom? – Stanął i rozejrzał się niepewnie, słysząc znajomy, delikatny głos. Grabarska stała w drzwiach hotelu, pocierając dłońmi zmarznięte policzki. Wełniana czapka zabawnie przekrzywiła jej się na ciemnych włosach pokrytych drobinkami śniegu

- Blanka. – Zostawił walizkę i podbiegł do niej. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Dobrze cię widzieć – stwierdziła. Hilde odwrócił się i spojrzał na Romoerena. Bjoern wpatrywał się w nich z zainteresowaniem.

- Idź – rzucił w stronę starszego z Norwegów. Einar pokiwał głową, uśmiechając się znacząco. Nie, idioto, nie zakochałem się w Blance, pomyślał z irytacją Hilde. Spojrzał z powrotem na Grabarską.

- Wszystko w porządku? – spytał z troską. Dziewczyna potarła dłońmi zaczerwienione od mrozu policzki. Bursztynowe oczy błyszczały, otoczone czarną siateczką długich rzęs.

- Spacer? – zaproponowała. – Innsbruck wygląda pięknie. – Hilde zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy Blanka świadomie unikała odpowiedzi na jego pytanie. A potem pokiwał głową, poprawiając kolorową czapkę tkwiącą na jej włosach.

- Ale do jakiejś kawiarni – powiedział. – Nie wytrzymamy długo na tym mrozie. – Roześmiała się, z ulgą wyczuł, że ten śmiech był szczery.

- Norweg boi się zimna? – spytała przekornie. Tom uśmiechnął się delikatnie.

- Norweg boi się o ciebie – odparł.



Szła tuż obok niego, z mocno zaciśniętymi szczękami, ostrym wzrokiem wpatrując się przed siebie. Nie odzywała się. Dłonie wepchnęła w kieszenie, próbując chronić je przed chłodem.

- Blanka, powiesz mi wreszcie, co się dzieje? – zapytał ze zniecierpliwieniem Hilde. Dziewczyna stanęła, patrząc na niego.

- Po co przyjechałeś? – odparła pytaniem na pytanie. – Dlaczego?

- Martwiłem się – wyjaśnił. – Powiedziałaś, że to nie jest rozmowa na telefon. O co chodziło? – Nie odpowiadała. Nabrała mroźnego powietrza do płuc, przymykając powieki. Płatki śniegu wirowały wokół niej, jak wtedy, gdy Thomas pierwszy raz ją pocałował. Jak wtedy, gdy pierwszy raz poczuła jego nagie ciało na swojej drżącej skórze.

- Blanka… – ponaglił ją Hilde. Spojrzała mu prosto w oczy, w tym zimnym, skandynawskim odcieniu. Oczy Wikingów, pomyślała. Thomasa były inne, niebieskie, ale cieplejsze, tak jej się przynajmniej wydawało. A może to dlatego, że Thomas zawsze się uśmiechał, a Hilde wpatrywał się w nią z powagą, troską wypisaną na twarzy.

- Spałam z nim – powiedziała w końcu, z uwagą oglądając swoje buty. – Z Thomasem. – Skoczek uśmiechnął się delikatnie.

- Martwisz się, co powie twoja matka? Bo nie pozwala wam być razem? – spytał. Dziewczyna podniosła na niego wzrok ze zdziwieniem. Nie spodziewała się tego. – Nie przejmuj się, Blanka. Zapomnij o matce. Jesteście szczęśliwi, tylko to się liczy. Jesteście dla siebie stworzeni – stwierdził, uśmiechając się szerzej. Pokiwała powoli głową, odwzajemniając uśmiech.

- Jesteśmy dla siebie stworzeni – powtórzyła, smakując każde słowo, ostrożnie je wypowiadając. Delikatny głos nadał zdaniu nowe brzmienie, łagodniejsze, przywodzące na myśl wiosnę, pierwsze kwiaty, motyle, lekki, ciepły wiatr. – Wracajmy do hotelu – powiedziała, otrząsając się z zamyślenia. Hilde pokiwał głową, patrząc ze spokojem na przyjaciółkę. Nie martwił się o nią, już nie. Przecież Thomas nigdy by jej nie skrzywdził. Zbyt mocno ją kochał. Właściwie to Tom mu się nie dziwił. Blanka była wspaniałą dziewczyną.

- A zaśpiewasz tam dla mnie? – zapytał, uśmiechając się przekornie. Roześmiała się, za każdym razem jej śmiech przynosił mu ulgę, bo upewniał go, że wszystko było z nią w porządku.

- Śpiewam na każdym konkursie, dla ciebie, dla chłopaków, dla każdego skoczka – odparła. Hilde wydął wargi.

- To nie to samo – mruknął. Blanka naciągnęła mocniej czapkę na głowę.

- Jedną piosenkę – obiecała. Norweg uścisnął ją nagle, niespodziewanie. Odwzajemniła gest, śmiejąc się cicho.

- Martwiłem się o ciebie – przyznał. W milczeniu pokiwała głową.



Czekał na nią przy wejściu do hotelu, wrogim wzrokiem obrzucając jej przyjaciółki z rodzinnego kraju.

- Schlierenzauer – rzuciła chłodno, przekraczając z Norwegiem próg budynku. Ciemnowłosa Polka podniosła się z fotela, podbiegając z radosnym uśmiechem na twarzy do Hildego. Blanka roześmiała się, patrząc na Darię.

- Możemy pogadać? – spytał Gregor. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.

- O czym? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Skoczek wzruszył ramionami. Dziewczyna prychnęła cicho, próbując go wyminąć. Złapał ją za nadgarstek.

- Puść mnie – warknęła. Wykonał polecenie, nadal blokując jej przejście. Orzechowe oczy iskrzyły się niezdrowym blaskiem.

- Zostawiłaś w moim pokoju zeszyt z piosenkami – rzekł cicho. – Przynieść ci go czy sama przyjdziesz? – Zmrużyła oczy, patrząc na niego wrogo.

- Prowadź – odparła w końcu. Hotelowe korytarze ciągnęły się w nieskończoność, kiedy szli obok siebie, pogrążeni we wrogim milczeniu. Blanka z uwagą obserwowała kolorowe wzorki na wykładzinie podłogowej. W końcu Schlierenzauer otworzył przed nią drzwi pokoju, który dzielił z Morgensternem. Przekroczyła próg, splatając ręce na piersiach.

- Gdzie zeszyt? – spytała. Austriak zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w zamku. – Schlierenzauer! – wrzasnęła Blanka. Skoczek uśmiechnął się delikatnie.

- Teraz ze mną porozmawiasz? – spytał. Polka rzuciła mu płonące spojrzenie.

- O czym? – warknęła. Podszedł do niej i położył jej niepewnie dłonie na ramionach. Zaskoczyło go, że ich nie strąciła. Wydawało mu się, że gniew zaczął z niej uciekać.

- Powiedz mi szczerze, że jesteś szczęśliwa, Blanka – poprosił łagodnie. Spojrzała mu prosto w oczy, czyste, orzechowe, błyszczące.

- Dlaczego ciągle o to pytasz? – Jej głos drżał lekko.

- Jestem twoim przyjacielem, Blanka. Chcę nim być. Nie zawsze potrafię – przyznał ze skruchą. – Ale chcę.

- Nie umiem ci nie wierzyć – westchnęła Grabarska. – Nie powinnam ci ufać. A jednak. – Roześmiała się, ale brakowało w tym wesołości. Nie myśląc o tym, Schlierenzauer pogłaskał jej miękkie włosy. Pachniały truskawkowym szamponem.

- Powiedz mi – poprosił szeptem. – Powiedz mi, co się dzieje. Kto cię skrzywdził. – Skrzywiła się lekko.

- Nikt mnie nie skrzywdził – odparła ostro, odsuwając się od niego. – Niech to do ciebie wreszcie dotrze, że Thomas mnie kocha, a ja jego – syknęła. Spojrzał na nią z poważnym zdziwieniem w brązowych oczach.

- Nie pytałem o Thomasa – zauważył. – Zmieniłaś go. Na lepsze. Wierzę, że cię kocha i nigdy cię nie skrzywdzi. Ale widzę, że coś jest nie tak. – Zrobiła krok w przód, na powrót stając tuż przed nim.

- Chyba… chyba tęsknię za Polską – powiedziała w końcu Blanka. – Za rodziną. To idiotyczne, bo zrobiłabym wszystko, żeby uwolnić się od mojej matki, ale… – Zamilkła na minutę lub dwie, wpatrując się w czubki własnych butów. – Ja już nie jestem tą dziewczyną, która przyjechała do Oslo, żeby poznać austriackich skoczków i udawać związek z jednym z nich. Ta dawna Blanka nie zakochałaby się w Thomasie. Ta dawna Blanka prędzej pokochałaby ciebie, na przekór wszystkim, kiedy jeszcze byliście wrogami. Tylko po to, by zrobić na złość matce. – Zacisnęła powieki, czując pod nimi pieczenie. Samotna łza rozpoczęła swój wyścig, płynąc po jej policzku w stronę brody. Schlierenzauer otarł kroplę palcem.

- Teraz my jesteśmy twoją rodziną, Blanka – rzekł łagodnie, obejmując ją lekko. – Zawsze możesz na nas liczyć. Pamiętaj. – Uśmiechnęła się lekko.

- Jesteś dla mnie jak brat, Gregor – powiedziała. Jego przystojną, młodą twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.



Blanka wyciągnęła się na swoim dużym, wygodnym, miękkim łóżku, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w sufit. Próbowała nie myśleć o niczym. Poplątany natłok wspomnień, obrazów, dźwięków i zapachów nie dawał spokoju jej zmęczonej głowie. Nie rozumiała samej siebie, nie rozumiała ludzi wokół niej, świata też już nie rozumiała. Chciała po prostu odpocząć, zapomnieć, wyłączyć się na kilka godzin. Zasnąć, przenieść się gdzieś, gdzie wszystko było prostsze. Zamknęła oczy. Niepowiązane ze sobą obrazy wirowały w jej umyśle. Matka pakująca jej rzeczy, zmuszająca ją do wyjazdu. Pierwsze spojrzenie w niebieskie oczy Morgensterna. Kawa pita w towarzystwie Andreasa i spacery z Tomem. Moment, w którym Thomas pocałował ją po raz pierwszy. Godziny spędzone z Gregorem w zamkniętym pokoju. Śpiewanie podczas konkursów, niepohamowane uczucie szczęścia, kiedy splatała swoje palce z palcami Morgensterna i jego skóra na jej nagim ciele. Nagle zdała sobie sprawę, że pozornie niepowiązane ze sobą obrazy łączyła jedna rzecz. Skoki. Sport, którego wcześniej nie znała, który pokochała, zakochując się w austriackim skoczku. Nie otwierając oczu, przeczesała dłonią ciemne włosy. Obrazy rozmywały się, powoli zapadała w drzemkę.

Obudziło ją pukanie do drzwi, natarczywe, osoba po drugiej stronie była wyjątkowo uparta. Wstała, przecierając oczy pięściami i otworzyła.

- Wszystko w porządku? – spytał Morgenstern. Zastanowiła się przez chwilę.

- Spałam – powiedziała.

- Nie o to pytałem.

- Wiem. – Milczeli. Skoczek przekroczył próg, mijając Grabarską, i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Martwię się o ciebie – przyznał. Prychnęła cicho.

- Nie musisz. – Owinęła klatkę piersiową swoimi ramionami, chwytając palcami wystające łopatki.

- Kocham cię – rzekł skoczek. Patrzyła na niego tymi swoimi ślicznymi, miodowymi oczami. – Nie odpowiesz? Nie powiesz, że ty mnie też? – zapytał szeptem. Przymknęła powieki, długie, ciemne rzęsy rzucały cień na gładkie policzki. Powoli pokręciła głową.

- Nie muszę – odszepnęła. Podeszła do niego, wplatając mu palce w jasne włosy. Przez moment mógł oddychać jej oddechem, czuł ciepły powiew na swojej twarzy.

- Blanka… – próbował zaprotestować, ale zamknęła mu usta pocałunkiem. Odwzajemnił gest, kładąc dłonie na jej talii. Drżała lekko; przycisnął ją mocniej do siebie, próbując ogrzać ciepłem swojego ciała. Zacisnęła palce na jego koszulce na wysokości łopatek skoczka. Oderwała się od niego, patrząc mu intensywnie miodowymi tęczówkami w oczy. Chłodne dłonie Morgensterna zabłądziły pod bluzkę dziewczyny, badając każdy skrawek jej ciała. Poddawała się temu dotykowi.

- Blanka. – Przestał nagle, puścił ją, opuszczając ręce wzdłuż ciała. – Co się z tobą dzieje? – zapytał. Położyła mu palec na wargach.

- Nic się nie dzieje – zapewniła szeptem, zdejmując z siebie bluzkę. Pchnęła go lekko w stronę łóżka. – Będziesz tak stał? – spytała, przekrzywiając głowę w bok i rozpinając biustonosz. W odpowiedzi zatopił swoje wargi w jej miękkich ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz