piątek, 2 listopada 2012

[22] Don’t deceive me

- Nie jesteś gotowy.

- Jestem gotowy.

- Lekarze tak nie uważają.

- Lekarze mnie wypuścili.

- Ale nie wracaj do treningów.

- Wrócę najszybciej, jak będę mógł.

- Nie w tym roku.

- Rok się dziś kończy.

- Nie w tym sezonie.

- W tym sezonie wrócę do skoków.

- Nie wrócisz.

- Bo co? – spytał zaczepnie Hilde. Blanka załamała ręce.

- Martwię się o ciebie – powiedziała z rozpaczą. – Złamałeś kręgosłup. Do cholery, Tom, ty mogłeś przestać chodzić!

- A niedługo będę mógł skakać – odparł Norweg. – Blanka,przestań. Spokojnie. Będzie dobrze. – Z bólem spojrzała na jego posiniaczoną, poobijaną twarz.

- Widziałam twój upadek, czekałam w szpitalu na jakiekolwiek wieści, przerażona, odchodziłam od zmysłów. Nie wiń mnie, że się martwię – prychnęła. Hilde roześmiał się cicho, wyciągając w jej stronę ręce.

- Nie winię cię – rzekł łagodnie. – Chodź tu. – Objął ją. Czuł, jak powoli rozluźnia napięte mięśnie. Była dla niego jak młodsza siostra, którą powinien się opiekować, chronić przed całym złem tego świata, czasami nawet przed nią samą.

Ale wiedział, że teraz powinien skupić się na sobie, na zdrowieniu, rehabilitacji, jak najszybszym powrocie do skoków.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem – powiedziała spontanicznie Blanka, odsuwając się od Norwega. Pokiwał głową, uśmiechając się. Dla skoków mógłby rzucić wszystko. Ale bał się zostawić Grabarską na pastwę losu. Była zbyt delikatna.

- Jestem twoim najlepszym przyjacielem – potwierdził. Grabarska spoważniała nagle.

- A Daria? – spytała cicho. Hilde zacisnął wargi w wąską linię.

- Muszę się skupić na powrocie do skoków – odparł, starając się, by jego głos brzmiał pewnie. Polka przymknęła oczy. – Może… Może coś by z tego wyszło, Blanka, ale… skoki są najważniejsze. Musisz mnie zrozumieć.

- Staram się – odparła. – Ale to ona powinna cię zrozumieć, Tom, nie ja. To o nią chodzi.

- Zrozumie to, prawda? – zapytał. Wyciągnął ręce, chcąc ją objąć, ale cofnęła się o krok. Obudowała się przed nim niewidzialnym murem. – Blanka?

- Dopiero się staram zrozumieć – powiedziała chłodnym tonem. – Przepraszam, Tom. To nadal jest moja przyjaciółka.

- Wiem o tym. – Cisza, żadne z nich się nie odzywało. Powietrze wdzierało się pomiędzy nich, rozwiewając włosy dziewczyny.

- Uważaj na siebie, Tom – poprosiła.

- Blanka… – zaczął skoczek. Twardym spojrzeniem miodowych oczu dała mu do zrozumienia, że ta rozmowa dobiegła końca. Odwróciła się i odeszła, szybkim, równomiernym krokiem. Obserwował jej drobną, oddalającą się sylwetkę. Zrobiłby dla niej wszystko, była dla niego jak siostra, której nigdy nie miał. Nagle zobaczył, jak ważna jest dla niej każda przyjaźń, każda osoba, która w pewnym momencie, nawet krótkim, była najważniejsza. Pojął, dlaczego Blanka tak usilnie starała się zrozumieć Schlierenzauera. Poznała jego historię, słyszała opowieść o jego siostrze i odkryła, że gdzieś w głębi serca Gregor nie jest złym człowiekiem. Chciała pokazać to całemu światu. Chciała zbawiać świat, kawałek po kawałku, zaczynając od pokaleczonych, uszkodzonych ludzi, odgradzających się od reszty murem. Chciała zniszczyć te mury, a nieświadomie budowała je wokół siebie. Próbując leczyć rany innych, narażała na nie samą siebie. I nie potrafiła uleczyć siebie, a inni nie chcieli nawet zobaczyć, jak bardzo cierpiała, nawet jeśli sama nie zdawała sobie z tego sprawy.

- Blanka! – zawołał za nią. Przystanęła, odwróciła się. Patrzyła na niego posmutniałym wzrokiem. Jakby fakt, że poświęcił znajomość z Darią dla powrotu do zdrowia osobiście ją zranił. – Postaram się wrócić. Jak najszybciej. I wszystko naprawić – obiecał. Nie odpowiedziała. Pokiwała głową, jakby nie do końca mu wierzyła. Zabolało.



Rozejrzała się po pomieszczeniu, mrużąc oczy. To był idiotyczny pomysł Fettnera i Koflera, ta sylwestrowa impreza w hotelowym pokoju skoczków. Manuel świętował fakt, że Olka była blisko, a Andreas najwyraźniej szukał pretekstu, by spędzić trochę czasu z Magdą. Blanka musiała tu być ze względu na Thomasa, oczekiwał tego od niej. A ona przecież go kochała.

- Zaraz przyjdę – rzuciła w stronę Morgensterna, patrząc poprzez tłum ludzi na czarne, lekko poskręcane włosy. Ścisnęła jego dłoń na pożegnanie, ignorując pytanie, które chciał zadać.

- Daria – zawołała, starając się przekrzyczeć rozmowy i muzykę sączącą się z głośników. Brunetka odwróciła się. W dłoni ściskała kieliszek wypełniony jasną cieczą. Białe wino, w którym szukała chwili zapomnienia.

- Wszystko w porządku, Blanka? – spytała, uśmiechając się. Grabarska zacisnęła na moment wargi.

- To ja powinnam o to pytać – powiedziała w końcu. To nie był dobry czas na mówienie o jej własnych obawach i bezsensownych, niepoukładanych myślach krążących jej w głowie. – Co z Tomem?

- Ty najlepiej wiesz, co się dzieje z Tomem – odparła Daria. Grabarska chwyciła dłoń przyjaciółki i pociągnęła ją w stronę balkonu.

- Tu się nie da rozmawiać – mruknęła, mijając wyraźnie już pijanego Zaunera. Czarnowłosa podążała za nią.

- Blanka, o co ci chodzi? – spytała w końcu, splatając ręce na piersiach. Z jej ust wydobywały się obłoczki pary.

- Czujesz coś do Toma? – Grabarska wpatrywała się w przyjaciółkę z uporem. Daria wzruszyła ramionami, opróżniając kieliszek.

- Lubię go – odparła po kilu przedłużających się sekundach ciszy. – Dobrze się z nim rozmawia. Ale to już wiesz.

- Nie o to mi chodzi.

- Wiem. – Daria roześmiała się smutno. – Ale on teraz musi skupić się na powrocie do skakania. To jest dla niego najważniejsze.

- Zależy ci na nim. – Nie pytała, stwierdziła to. Brunetka znowu wzruszyła ramionami.

- Dam sobie radę, Blanka. Nie obchodzi mnie Hilde. Nie będę za nim nawet tęsknić – powiedziała ostro. Grabarska wiedziała, że jej przyjaciółka kłamała. Że jej przyjaciółka pokochała pewnego młodego, wesołego Norwega. Jeszcze kilka dni wcześniej cieszyłoby ją to, ale teraz, po upadku Toma, po jego wyjeździe… Nic nigdy nie mogło być w życiu łatwe.

- Idź do Thomasa – poprosiła Daria. Blanka zrobiła niepewny gest, jakby chciała objąć przyjaciółkę, ale bała się jej reakcji. – Idź i bądź szczęśliwa, chociaż ty.

Wszystkie były wewnątrz tak delikatne, tak kruche, jak szczęście, ulotne, nietrwałe. Tak łatwo je spłoszyć, zranić. Brunetka uśmiechnęła się niepewnie do przyjaciółki.

- Przykro mi, Daria – rzuciła cicho Blanka. Czarnowłosa pokiwała lekko głową.

- Mnie też – odparła. - Ale nic nie poradzisz. Idź, czeka na ciebie. – Grabarska odwróciła się. Thomas wpatrywał się w nią uporczywie. Do północy pozostało kilkanaście minut.

Kilkanaście minut szczęścia.

Morgenstern objął ukochaną ramieniem i zaprowadził na balkon. Blanka wciągnęła do płuc mroźne, niemieckie powietrze.

- Cieszę się, że jestem z tobą – szepnęła, podnosząc głowę i patrząc na poważną twarz Morgensterna. Uśmiechnął się lekko i musnął wargami czubek jej głowy. Słowo. Jedno słowo, które tak pragnął usłyszeć z jej ust.

- Kocham cię – mruknął. Kocham. Chciał, żeby ona powiedziała mu to samo. Zawsze tego chciał. Pochylił się, szukając wargami jej ust. Odnalazł je bez problemu, jej twarz znał niemal na pamięć. Najpiękniejsza, ukochana twarz ukochanej dziewczyny. Nie obchodziło go, że patrzył na nich tłum ludzi. Niech patrzą. On przecież był szczęśliwy jak nigdy przedtem. A ona była z nim.

Schlierenzauer uśmiechnął się lekko, patrząc na szczęśliwą Blankę w objęciach Morgensterna. Całowali się, o czymś rozmawiali. Do północy zostało już tylko kilka minut. Gregor wiedział, że Grabarska potrzebowała przyjaciela gdzieś obok, w każdej chwili. Musiała mieć kogoś, do kogo mogła uciec. Hilde wrócił do Norwegii, a oni zostawali w Austrii. Jej oczy błyszczały, kiedy patrzyła na Morgensterna. W jednej sekundzie podjął decyzję. Teraz on będzie jej przyjacielem. Przestanie być egoistą i zadba o tę kruszynę.



Sztuczne ognie. Krzyki, śmiechy, brzdęk zderzanych ze sobą szklanych kieliszków. Północ. Nowy Rok. Nowy Rok, nowe nadzieje na przyszłość, na życie, na zmiany albo na stabilizację. Thomas pocałował Blankę w szyję i oddalił się, by złożyć życzenia kolegom z drużyny. Polka została sama na balkonie, na chłodzie, tylko ona i jej myśli. Miała to, czego zawsze chciała. Śpiewała, coraz więcej ludzi chciało jej słuchać. Thomas był przy niej zawsze wtedy, kiedy go potrzebowała, kochał ją najbardziej na świecie. Miała wspaniałych przyjaciół, matka jej nie niszczyła, zwiedzała świat… Wszystko, czego zawsze chciała.

- Wszystko w porządku? – spytał Kofler, stając obok niej. Spojrzała na niego. Lubiła te ciepłe, ciemnobrązowe oczy i zawsze szczery, szeroki uśmiech.

- Gdzie Magda? – Nie odpowiedziała od razu. Nie chciała. Bała się pytań o nią, bała się swoich własnych odpowiedzi.

- Siedzi z Darią i Olką – wyjaśnił. Grabarska pokiwała głową. – Blanka, co się dzieje?

Spojrzała w niebo. Czarne tło dla jaśniejących, odległych o tysiące mil gwiazd. I sztuczne ognie, wciąż rozbłyskujące nad ich głowami. Wypiła resztkę szampana z kieliszka.

- Nic się nie dzieje, Andreas – odparła. – Wszystko w porządku. – Zacisnął wargi. Nie wierzył jej, doskonale to wiedziała. Ale nie mogła mu inaczej odpowiedzieć. – Andi, wszystko gra. – Rozciągnęła wargi w szerokim uśmiechu. Pokiwał głową i objął ją. Zaśmiała się cicho.

- Wszystkiego najlepszego i oby ten rok był lepszy od poprzedniego, Blanka – powiedział. Uniosła lekko brwi, wyślizgując się z austriackich, ciepłych objęć. Źrenice wyparły miodowe tęczówki, ale uśmiechała się szeroko.

- A to w ogóle możliwe? – spytała ze śmiechem. Wzruszył ramionami.

- Nie wiem, nie mam pojęcia nawet – odparł. Uspokoiła go tym pytaniem. Cmoknął Polkę w policzek i wrócił do pomieszczenia, szukając wzrokiem kogoś, komu jeszcze nie składał życzeń. Grabarska uśmiechnęła się jeszcze raz, sama do siebie. Była tak świetną aktorką. Kofler jej uwierzył, nie miał powodu, by tego nie robić. Wszyscy zawsze jej wierzyli.

- Wszystkiego najlepszego.

Schlierenzauer. Znikąd pojawił się obok niej, z szerokim, ciepłym uśmiechem, z potarganymi włosami i błyszczącymi, ciemnymi oczyma.

- Wszystkiego najlepszego – odparła, udając wesołość. Ogniki w brązowych tęczówkach skoczka przygasły.

- Co się dzieje? – spytał. Pokręciła głową. – Nie okłamuj mnie, Blanka – poprosił.

Przygryzła wargi. Wiedziała, że był jej przyjacielem, że mogłaby mu powiedzieć o wszystkich swoich obawach, o wszystkich rzeczach, których nie była pewna, porozmawiać z nim, poprosić o radę. Ale coś ją blokowało od wewnątrz, coś nagle nie pozwoliło jej się otworzyć przed tym młodym, utalentowanym Austriakiem.

- Wszystko w porządku, Gregor – powiedziała pewnie. – Szczęśliwego Nowego Roku. – Cmoknęła go w policzek i odwróciła się, patrząc w gwiazdy. – Są piękne – stwierdziła. Gwiazdy, podobno oznaczały dusze zmarłych. Patrzących na nas z góry, z nadzieją, że przeżyjemy życie lepiej od nich. Że będziemy pierwszym szczęśliwym pokoleniem.

- Są piękne – zgodził się Schlierenzauer. Niepewnie spojrzał na dziewczynę. Wzrokiem dała mu do zrozumienia, że powinien teraz odejść.

Została sama, wpatrując się w gwiazdy. Otoczona ciszą, mimo gwaru pomieszczenia za jej plecami. Samotna, pogubiona, przestraszona, jak małe zwierzę nagle otoczone gromadą ludzi.

Zabębniła palcami o balustradę. Powoli odnajdywała odpowiedzi na swoje pytania. Nie wszystkie, ale kilka z nich już miała. Ale te odpowiedzi bolały jeszcze bardziej.

Na to najważniejsze pytanie już umiała odpowiedzieć.

Zacisnęła wargi. To bolało. A nie powinno.

Już przecież od dawna nie kochała Thomasa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz