piątek, 2 listopada 2012

[4] Rozkojarzeni

Blanka usiadła na łóżku, przecierając pięściami oczy. Zerknęła na zegarek. Szósta piętnaście. Kto normalny wali w drzwi pokoju hotelowego jak opętany o szóstej piętnaście? Przepraszam, już szesnaście, to całkowicie zmienia postać rzeczy, to już w porządku. Dziewczyna niechętnie zwlokła się z wygodnego, ciepłego łóżka i, narzucając na siebie gruby puchowy szlafrok, podeszła do drzwi. O, błogosławiony hotelu, któryś zamontował wizjery w tych wrotach do piekieł! Przynajmniej wiedziała, czego się spodziewać. Przewróciła oczami i otworzyła zamek. Spokojnie wróciła do łóżka i usiadła na jego skraju, oczekując na rozwój wypadków. Osoba z drugiej strony najwyraźniej nie usłyszała odgłosu przekręcanej zasuwki.

- Blanka, wpuść mnie! – zawołał żałośnie. Polka siłą woli i dłonią zatykającą usta powstrzymała się od głośnego śmiechu. Osobnik z korytarza zdecydował się wreszcie nacisnąć klamkę i z wielkim zdumieniem wymalowanym na twarzy wpadł do pokoju Grabarskiej. Dosłownie, wpadł, przeleciał przez pokój i zatrzymał się na fotelu, lądując na nim w dość dziwnej pozycji, z nogami przerzuconymi przez oparcie i głową zwisającą nad podłogą. Tym razem nie wytrzymała. Wybuchła głośnym śmiechem, kiedy jej nagły gość próbował powrócić do pozycji wertykalnej. W końcu mu się udało. Otrzepał się i udał lądowanie telemarkiem. W końcu jednak, jakimś cudem, udało mu się spoważnieć.

- Thomas, co za cholera kazała ci mnie obudzić o szóstej rano? – spytała Blanka. Chłopak popatrzył na nią bezradnie i usiadł po turecku na podłodze, by po chwili zerwać się i zacząć spacerować po pokoju.

- Co to znaczyło? – wyrzucił z siebie. W końcu. Blanka miała wrażenie, że jeszcze moment i skoczek by eksplodował.

- Co CO znaczyło? – spytała, tylko po to, by się z nim podroczyć. Dobrze wiedziała, o czym mówił.

- TO! – Podniósł głos.

- Mam się ciebie przestraszyć, Gwiazdeczko?

- Byłbym wdzięczny, gdybyś mi wyjaśniła – powiedział, już spokojnie, Morgenstern. Stanął przed nią, blisko niej. Niemalże dotykali się kolanami.

- Thomas, znam cię od czterech dni, ale cię lubię. Definitywnie, coś do ciebie czuję – odparła, śmiejąc się lekko. Skoczek popatrzył na nią z góry swoimi błękitnymi oczami wielkości pięciozłotówek.

- Serio? – zapytał.

- Serio – potwierdziła Blanka. – A teraz proszę cię, wyjdź. Nie pośpię już sobie, ale przynajmniej bym się ubrała. – Wypełnił prośbę. Blanka zauważyła, że jego krok od razu stał się pewniejszy i bardziej sprężysty. Kiedy odwrócił się w drzwiach, uśmiechał się szeroko.



Zdążyła podejść do walizki i wyrzucić na środek pokoju kilka ubrań, kiedy znowu ktoś zastukał w drzwi. Mniej gwałtownie i z mniejszą desperacją, ale równie natarczywie.

- Który to teraz? – mruknęła sama do siebie Blanka, podchodząc do drzwi. Otworzyła je bez patrzenia przez wizjer. Chciała cofnąć się o krok, ale została wepchnięta w głąb pomieszczenia przez skoczka metr osiemdziesiąt, co w porównaniu z jej dwudziestoma centymetrami mniej dawało wrażenie, jakoby rzeczony skoczek mógł konkurować co najmniej z Hagridem tudzież wieżą Sarumana.

- Kofler! – wrzasnęła Blanka. Andreas zatrzymał się i wbił czekoladowe oczy w dziewczynę.

- Coś ty zrobiła Morgenowi? – zapytał. Uśmiechnęła się lekko.

- Nic mu nie zrobiłam – odparła z delikatnym oburzeniem w głosie. Skoczek pokiwał ironicznie głową.

- I niby przez to NIC nasza Gwiazdka całą noc nie spała, a potem o szóstej rano przydrałowała pod twój pokój z żałosną minką? I do tego przed chwilą wyfrunęła stąd radośnie, nie szukając nawet swojej szczęśliwej czapki?

- Co zrobiliście z jego czapką? – spytała zaaferowana Blanka.

- Fettner mu ją schował w odwecie za próby wyrzucenia go z pokoju. Wtedy, przed wylotem.

- Z MOJEGO pokoju, chciałam podkreślić – dodała dziewczyna.

- Mniejsza o to. Więc nie masz nic wspólnego z humorami Morgena?

- Najwidoczniej – powiedziała Blanka, szczerząc zęby. Kofler prychnął cicho.

- Nie pyskuj, Grab… Gabar… Grabs… Cholera – zaklął cicho. – Po prostu nie pyskuj. – Polka roześmiała się.

- Ostrzegałam, że moje nazwisko to samobójstwo dla innych – rzuciła. – Chcesz wiedzieć, co zrobiłam Thomasowi? – Kofler energicznie pokiwał głową.

- Mów – zażądał. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

- Nic – rzekła. – Nic nie zrobiłam. Przysięgam. – Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Znam Thomasa bardzo dobrze. Nigdy się tak nie zachowywał. A potem przyjechałaś ty – rzucił oskarżycielsko. – Przyznaj się, co zrobiłaś. – Blanka westchnęła. Czuła się przyparta do muru.

- Pocałowałam go, okej? – rzuciła niechętnie. – Dostał buziaka w policzek i ześwirował. – Skoczek uśmiechnął się lekko. To znaczyło tylko jedno i on dobrze wiedział, co. Nie był tylko pewien, czy Polka zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.

- Blanka, on się w tobie zakochał – powiedział poważnie. – Wiesz o tym? – Dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy, delikatnie kiwając głową. Po chwili wybuchła śmiechem, dźwięcznym, perlistym.

- Próbował dzisiaj zrobić telemark po wylądowaniu na fotelu – zaśmiała się. – Domyślam się, że coś jest na rzeczy. I nie martw się o niego, Andi – dodała łagodnie, widząc lekko zmartwioną twarz skoczka. – Nie zamierzam go zwieść, zranić i porzucić – obiecała. Ach, te słowa, słowa, słowa! Nic nie znaczące osobno, posklejane głoski, tworzące wyrazy, zdania, monologi. Właściwie, to mogłyby nie znaczyć nic nawet razem. To my, ludzie, nasze emocje, uczucia, myśli i wspomnienia, to my nadajemy im sens, przypisujemy im określone znaczenie. Kofler uśmiechnął się do dziewczyny. Miał dziwne, nieuzasadnione i trochę nawet irracjonalne przeczucie, że z tego mogło im coś jednak wyjść.



Przewróciła tylko oczami, gdy trzeci raz usłyszała pukanie do drzwi.

- Otwarte! – zawołała, wycierając wilgotne jeszcze po prysznicu włosy. Tym razem gość wszedł spokojnie, bez przelatywania przez pokój i taranowania Polki.

- Blanka, muszę cię o coś zapytać – oznajmił Alexander Pointner. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Co zrobiłam Thomasowi? – spytała. Trener pokiwał spokojnie głową.

- Zamierzałem sformułować to nieco inaczej, ale sens ten sam – zgodził się. – Więc? – Blanka szybko w myślach przeanalizowała sytuację. Nie chciała wtajemniczać Alexa w swoje uczucia, w swój prywatny świat, tak, jak to zrobiła z Koflerem.

- Wprawiamy się – odparła krótko. – Ćwiczymy nasze role. – Mężczyzna pokiwał głową. Uwierzył jej. Nie widział powodu, by podejrzewać, że jego genialny skoczek i śliczna polska kuzynka mogli coś do siebie poczuć, tak szybko, tak nagle, tak… mocno? Życie lubi zaskakiwać.

- Miłego grania – powiedział tylko Pointner, wychodząc z pokoju Blanki. Nastolatka westchnęła, siadając na fotelu, tym samym, na którym wylądował wcześniej Thomas. Miłego grania… Jaka szkoda, a może jak dobrze, że wszystko wskazywało na to, że nie będzie musiała udawać!



- Idziesz z nami na ten trening – powiedział stanowczo Kofler. Morgenstern pokiwał energicznie głową.

- Chodź, Polonia, będzie fajnie – dodał Fettner, uśmiechając się szeroko. – Może Morgen się na ciebie zagapi, przewróci i połamie swój cudowny nosek?

- Odwal się od mojego nosa – syknął Thomas. – To jak, Blanka? Pójdziesz? – Uśmiechnął się do dziewczyny szeroko. Ta z westchnieniem podniosła się z fotela i odłożyła książkę.

- Ale jak Pointner się wścieknie, to będzie na was – oznajmiła. Morgenstern szarmancko podstawił jej ramię. Chwyciła na nie z radosnym uśmiechem na ustach. Idiotka, przeklęła samą siebie w myślach. Jak mogłaś tak szybko i tak mocno się… zakochać?

- Morgenstern, nie gap się tak, biegaj! Loitzl, a z tobą co?! Kofler, nie obijaj się, nikt za ciebie skakał nie będzie! A wy, Zauner i Schlierenzauer, pięć dodatkowych kółek za gadanie! RUSZAĆ SIĘ! – wrzasnął trener, stojąc w środku kółka, po którym biegali skoczkowie. Blanka usadowiła się na stołku niedaleko swojego kuzyna i z zainteresowaniem obserwowała trenujących. Thomas cały czas się w nią wpatrywał, z tym dziwnym błyskiem w oku. Kofler to zauważył i uśmiechnął się tylko kpiąco. Schlierenzauer zaciskał pięści, ale w gruncie rzeczy cieszył się z tego, w jakim stanie znajdował się Morgen. Tak rozkojarzony był zdecydowanie łatwiejszy do pokonania. A plan Gregora zakładał jedno – wygranie z kolegą z drużyny. Próbował ignorować obecność Polki, ale ta dziewczyna, nie wiedzieć czemu, wybitnie go irytowała. Może dlatego, że Thomas cały czas się w nią wpatrywał. Może. Na pewno zdenerwowało to Pointnera.

- Morgenstern, pobiegasz sobie na dworze, bo tutaj się nie skupiasz – oznajmił trener głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Kofler, idź z nim, przypilnuj, żeby ćwiczył – rozkazał. Skoczkowie westchnęli cicho i wyszli z sali, odprowadzeni cichym śmiechem Fettnera i Blanki. Pointner popatrzył nieco bezradnie na resztę swoich podopiecznych, nadal grzecznie biegających w kółko i drzwi, za którymi zniknął niepokorny Morgenstern i jego wiecznie wyszczerzony kumpel Kofler.

- Loitzl, dopilnuj, żeby się nie pozabijali – poprosił najspokojniejszego ze skoczków. – Ja muszę mieć oko na Morgena. – Wyszedł szybkim krokiem z sali. Zawodnicy momentalnie stanęli w miejscu.

- Hola, mieliście trenować! – zawołała Blanka ze śmiechem. Fettner podszedł do niej z poważną miną.

- Czy ty naprawdę myślisz, że my słuchamy WSZYSTKICH rozkazów Mistrza Alexa? – zapytał. Pokręciła głową, śmiejąc się. Czuła się świetnie w towarzystwie austriackiej kadry. Miała wrażenie, jakby znała ich od zawsze. Była w stanie znieść nawet Schlierenzauera i jego wiernego towarzysza Zaunera. Właśnie, Zauner. Blanka uważała go za głupiego mięśniaka szukającego sławnego autorytetu, Schlierenzauer uważał go za jedynego normalnego skoczka w kadrze, a Pointner… Dla Pointnera był tylko kolejnym materiałem do trenowania.

- Polonia, a tak właściwie, to co ty tu robisz? – spytał David. Blanka wzruszyła ramionami.

- Siedzę – odparła krótko. Gregor stanął obok Zaunera i popatrzył na nią ironicznie.

- Chodziło mu o to, czemu jesteś z nami – wyjaśnił. Dziewczyna wstała, szykując się na słowną batalię. Loitzl rozmawiał gdzieś z boku z Kochem. On może mógłby uspokoić Gregora, ale nie zdawał sobie z niczego sprawy.

- Nie twój biznes, Schlierenzauer – mruknęła dziewczyna. Skoczek zaśmiał się cicho, chłodno.

- Może mieli cię dość w domu? – rzucił, niby od niechcenia, niby nie do końca świadomie. Grabarska skrzywiła się nieco. Bingo. – Mamusia nie chciała już na ciebie patrzeć? Może cię nie kocha?

- Nic o mnie nie wiesz! – wrzasnęła mu prosto w twarz Blanka i wybiegła z sali, płacząc. Fettner popatrzył na Gregora uśmiechającego się drwiąco.

- Koleś, przegiąłeś – stwierdził. Na sali zapadła cisza.



Nie miał prawa tak mówić. Nie miał prawa tak mówić. Nie miał prawa. Nie miał prawa… Blanka oparła się plecami o ścianę hotelowego korytarza i delikatnie osunęła, chowając twarz w dłoniach. Nie powinna tak zareagować. Nie powinna mu pokazać, że trafił w jej słaby punkt. Ale doskonale zdawała sobie sprawę, że dziwnym trafem Schlierenzauer powiedział jej prawdę. Załkała cicho. Miał rację. Matka miała dość patrzenia na córkę, na to „coś”, co zrujnowało jej karierę, gdy było jeszcze tylko zlepkiem mnożących się komórek. Usłyszała zbliżające się kroki, ale nie spojrzała, kto to. Myślała, że może to Wolfi, albo Andi i Thomas usłyszeli, co się stało…

- Co jest? – zapytał jakiś głos, nieznany Blance. Podniosła głowę. Kolejny skoczek, zdecydowanie. Nie mogła sobie przypomnieć jego imienia.

- N-nic – wyjąkała, wstając chwiejnie. Przybysz nacisnął na jej ramiona, by zmusić ją do siedzenia.

- Nie wstawaj, nie bardzo się do tego nadajesz – uśmiechnął się. Miał ładny, ciepły uśmiech i dziwny akcent. – Jestem Tom – przedstawił się.

- Tom Hilde. – Wreszcie przypomniała sobie nazwisko skoczka.

- Nie, Tom Hilde to ja. Ty musisz nazywać się jakoś inaczej – powiedział poważnie. Mimowolnie, dziewczyna zaśmiała się.

- Blanka Grabarska, z Polski. Kuzynka Alexa Pointnera – odparła cicho, wycierając łzy. Skoczek nic na to nie odpowiedział. Zanurzył rękę w kieszeni sportowej bluzy i po chwili wyjął z niej paczkę chusteczek i cukierka w czekoladzie. Wyciągnął dłoń w stronę Polki.

- Chcesz? – spytał krótko. Przytaknęła, dzielnie się uśmiechając. Skoczek usiadł obok niej, nic nie mówiąc. Blanka położyła mu głowę na ramię. Tom uśmiechnął się i zapatrzył się w jakiś punkt gdzieś przed sobą, myśląc o zbliżającym się konkursie drużynowym. W tym roku Norwegowie mieli ambitny plan pokonania Austriaków w inauguracyjnych rozgrywkach. A Blanka… Blanka w tamtej chwili nie potrzebowała rozmowy, potrzebowała ramienia, by móc się wypłakać. Tom z chęcią zaoferował jej swoje, bo – jak sobie nagle zdał sprawę – tak robią przyjaciele, a oni dziwnym sposobem się nimi stali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz