poniedziałek, 9 grudnia 2013

[28] Nigdy nie będzie tak, jak powinno być


            Zniszczył ją. Przebił jej serce na wylot jak kula wystrzelona z pistoletu maszynowego, rozerwał tkanki, zostawił otwartą, krwawiącą ranę. I odszedł, pozostawił ją samą, poranioną, jeszcze bardziej kruchą, niż wcześniej. Obolałą, z oczami podpuchniętymi od ciągłego płaczu, zdaną na jego łaskę i niełaskę, całkowicie od niego uzależnioną.
            Blanka otarła łzy z policzków, przeglądając stare zdjęcia na swoim telefonie. Pośród dziesiątek fotografii skoczni i gór znalazła kilka wspólnych zdjęć ze Schlierenzauerem, z czasów, krótkich czasów, kiedy byli przyjaciółmi, ona, Gregor i Thomas. Zamknęła oczy.
Mogła wyrzucić go ze swojego życia, usunąć zdjęcia, wykasować numer, pozbyć się wszystkich rzeczy, które jej go przypominały. Ale nie mogła wymazać Schlierenzauera ze swojego serca.
Jeszcze niedawno myślała, że czas konkursów w Zakopanem spędzi z przyjaciółkami z Polski, z Thomasem, Tomem Hilde, Gregorem jako jej przyjacielem. Myślała, że będzie szczęśliwa. Miała taką nadzieję. Teraz mogła tylko mieć nadzieję, że uda jej się jakoś przetrwać, pośród nienawidzącej jej ekipy austriackich skoczków z Morgensternem na czele.
Uważali, że zdradzała Thomasa z Gregorem, jego najlepszym przyjacielem. Że bawiła się jego kosztem. Że chciała się tylko wybić.
Kochała go, przecież go kochała. I nie chciała tego stracić, wolałaby nadal kochać Morgensterna i być z nim szczęśliwa niż wpatrywać się tęsknym wzrokiem w tył głowy Schlierenzauera. Nie chciała cierpieć. Chciała wreszcie być szczęśliwa w swoim życiu.
Ale czy naprawdę go kochała? Może to była tylko iluzja, złudzenie, jakaś cholerna autosugestia? A może iluzją była miłość do Schlierenzauera?
A może całe życie było iluzją?

            Zakopane bez Hildego wydawało jej się wyjątkowo puste. Spoglądała przez okno na pokryty śniegiem rodzinny kraj i nie czuła nic. Wypełniała ją przerażająca pustka. Blanka uparcie odmawiała opuszczania pokoju. Nie miała siły, by zmierzyć się z wrogością ludzi, którzy kilka dni temu byli jeszcze przyjaciółmi jej i Gregora.
I nie miała siły funkcjonować bez Schlierenzauera.
Przez cały czas starała się bez niego żyć, ale nie potrafiła pozbyć się jego obrazu ze swojego serca. Nie była w stanie wymazać z pamięci wspomnienia jego orzechowych tęczówek, które tak kochała.
Nie chciała opuszczać pokoju, w którym czuła się względnie bezpiecznie. Bała się konfrontacji z brutalną rzeczywistością. Wolała wpatrywać się w świat otulony białym puchem i myśleć. Myśleć o Thomasie, Gregorze, o ojcu, o przeszłości, marzeniach, które powoli traciła.
Była płatkiem śniegu, wirującym na wietrze wśród podobnych sobie. Ale wystarczył dotyk ludzkiej skóry, wystarczyła wyciągnięta ręka, by rozpuściła się, zniknęła bezpowrotnie, umarła, mimo że cały czas żyła.
Tak właśnie się czuła, jakby umarła, ale nadal musiała, żyć, poruszać się, funkcjonować. Była zmęczona, najzwyczajniej w świecie wycieńczona tym wszystkim, udawaniem, bólem, tęsknotą. Chciała, żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Ale to nie było takie proste.
Życie nigdy nie jest proste.

            Nie zareagował, słysząc delikatne pukanie. Kofler spojrzał na Morgensterna z troską i podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę, spodziewając się Blanki.
- Mogę wejść? - spytała dziewczyna. Andreas nieprzytomnie pokiwał głową. - Jestem Magda, siostra przyjaciółki Blanki - wyjaśniła. Thomas nawet nie podniósł głowy, leżał na łóżku z wzrokiem wbitym w sufit.
- Pamiętamy - mechanicznie odparł Kofler. - O co chodzi?
- Co z nimi? - spytała półgłosem, wskazując wzrokiem na Morgensterna. - Blanka pisała, że się rozstali. Ale czemu? Co się stało?
Kofler zawahał się przez moment. Jeszcze niedawno Grabarska była jego przyjaciółką. Ale po tym, co zrobiła Thomasowi...
- Chodźmy na dwór, wszystko ci wyjaśnię - zaproponował. Kiedy odwróciła się, wychodząc z pomieszczenia, nie mógł nie dostrzec, jak pięknie lśnią jej jasnoblond włosy.
            Płatki śniegu spadały z zakopiańskiego nieba na ciemną czapkę dziewczyny. Kofler wpatrywał się w nią z zachwytem, jej błyszczące oczy, lekko zadarty nos, złote włosy wymykające się spod czapki.
- Więc? - spytała. Zagryzł wargi, zastanawiając się, od czego zacząć. Sam nie do końca rozumiał, co stało się z idealną w oczach wszystkich parą.
- Rozstali się - odparł po chwili, unikając patrzenia w jej oczy. - Blanka zostawiła Thomasa. Dla Schlierenzauera. - Nazwisko skoczka wymówił z pewnym obrzydzeniem. W jego orzechowych oczach błysnął gniew.
Był przyjacielem Blanki, ale Morgensterna też, a ona go zraniła, zdradziła z jego najlepszym przyjacielem. Nigdy by nie pomyślał, że Grabarska byłaby do tego zdolna.
- Zdradziła go? - spytała Magda. Nie odpowiedział od razu. Zawahał się, nadal unikając spojrzenia w jej błękitne niczym norweskie tęczówki.
- Mówi, że nie - odparł w końcu. - Ale...
- Ale wy jej nie wierzycie - dokończyła za niego. Pokiwał głową.
- Nie mamy powodów, by jej wierzyć - wyjaśnił. Magda uśmiechnęła się do niego blado.
Miała niesamowity, urzekający uśmiech.

            Wyślizgnęła się z hotelu, unikając ludzi. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Nie potrafiła wytrzymać w czterech ścianach swojego pokoju, musiała pomyśleć, odetchnąć górskim powietrzem. Kroki skierowała w stronę zakopiańskiej skoczni. Wielka Krokiew majestatycznie górowała nad Zakopanem. Śnieg trzeszczał pod jej stopami, osiadał na jej włosach, rozpuszczał się na wyciągniętej dłoni.
Jeszcze niedawno byłaby tym zachwycona. Teraz nie potrafiła dostrzec piękna świata, zatracona we własnym nieszczęściu.
- Blanka?
Drgnęła. Zapomniała o obietnicy danej jej przez przyjaciółki z Polski.
- Nie mam ochoty na rozmowę, Daria - mruknęła, zatrzymując się. Brunetka dogoniła ją i przyjrzała jej się z uwagą.
- Co się stało? - spytała.
- Nie jestem już z Thomasem - odparła zaczepnie Grabarska. - Możesz iść go pocieszyć, przecież to ja go rzuciłam, więc to on cierpi.
- Dlaczego? - Drążyła temat. Szatynka zagryzła wargi.
- Dlaczego cierpi? Bo mnie nadal kocha. A ja jego nie.
- Dlaczego go rzuciłaś, Blanka?
Przymknęła oczy. Dobre pytanie. Dlaczego od niego odeszła? Przecież wszystko byłoby prostsze. Nie narażałaby się na nienawiść całego zespołu. Nie musiałaby czuć na sobie pełnego bólu wzroku Morgensterna. A przecież i tak nie może być z Gregorem.
- Nie kocham go - mruknęła w końcu. - Nie kocham go.
- Kochasz Gregora - dokończyła Daria.
Nie musiała nawet pytać, znała swoją przyjaciółkę wystarczająco dobrze. Doskonale widziała w jej miodowych oczach ból, którego nie potrafiła wyrazić słowami. I po części nawet ją rozumiała. Ona też przecież kogoś kochała.
- Tylko Tom mi został, wiesz? - odezwała się Blanka po kilku minutach milczenia wśród spadających płatków śniegu. - Gregor... to skomplikowane. Nie jesteśmy razem. I pewnie nigdy nie będziemy, wiesz? Ale reszta drużyny mnie nienawidzi. Bo według nich zdradziłam Thomasa z jego najlepszym przyjacielem. I został mi tylko Hilde.
- Co u niego? - spytała brunetka. Jej oczy pojaśniały delikatnie. Grabarska uśmiechnęła się smutno.
- Dlaczego sama go nie zapytasz, Daria? Dlaczego nie napiszesz, nie zadzwonisz? Przecież się zaprzyjaźniliście.
- To nie jest takie proste, Blanka - mruknęła czarnowłosa. - On musi się skupić na powrocie do skoków, a ja...
- A ty masz cierpieć w milczeniu, bo jemu zależy bardziej na karierze - dokończyła szatynka. - Kochasz go, Daria? - spytała. Jej przyjaciółka milczała, wbijając wzrok w majaczącą na horyzoncie Wielką Krokiew. W końcu, niemal niezauważalnie, skinęła głową.
- Kocham - szepnęła. - Wydaje mi się, że go kocham.
Zamknęła oczy. Blanka impulsywnie objęła przyjaciółkę.
- Gregor mnie odrzuca. Cały czas. Kocha mnie, wiem, że mnie kocha. Ale mówi, że to nie fair, że lepiej by było, gdybym wróciła do Thomasa. Ale ja nie potrafię do niego wrócić. Ja go nie kocham.
Miłość rani wszystkich.

            Wpatrywał się przez okno w zaśnieżone szczyty Tatr. Kochał góry, od dziecka je podziwiał, marzył o zdobywaniu szczytów. Potem zaczął skakać, odkryto jego talent, skupił się na tym sporcie. Żył w górach, podróżował po świecie, widywał różne szczyty, wzniesienia, w lato, w zimę, widział prawie wszystko, całe piękno tej planety.
Ale nic nie przygotowało go na proste piękno bursztynowych oczu pewnej dziewczyny.
Gregor potarł dłonią nieogoloną szczękę. Nie potrafił wyrzucić jej ze swojej głowy, myśli o Blance towarzyszyły mu w każdej sekundzie. Śniła mu się co noc, roześmiana, w letniej sukience, z błyszczącymi oczami koloru bursztynu. Taka piękna, taka idealna. I w tych snach była jego.
Drzwi do pokoju otworzyły się nagle i huknęły o ścianę. Schlierenzauer odwrócił się, instynktownie zaciskając dłonie w pięści.
Zaskoczenie obezwładniło go, zatrzymało w miejscu, niezdolnego do zrobienia najmniejszego ruchu.
Pod wpływem silnego ciosu w brzuch zgiął się wpół. Przed oczami zatańczyły mu cienie niczym postacie w diabelskim karnawale.
- Co do cholery... - wysyczał, prostując się. Morgenstern wpatrywał się w niego z wściekłością w jasnoniebieskich oczach.
- To za zabranie mi Blanki - wycedził. Schlierenzauer zacisnął zęby.
- Ja ci jej nie zabrałem, sama od ciebie odeszła, kretynie - syknął. Zacisnął dłonie w pięści i instynktownie oddał cios Thomasowi. Blondyn spojrzał na niego z nienawiścią.
- A myślałem, że jesteś moim przyjacielem. - Każde słowo wypełniał jadem i tłumioną od dawna złością.
- Nie jestem z Blanką właśnie dlatego, że jestem twoim przyjacielem! - wykrzyczał Gregor. Drżał. Morgenstern uśmiechnął się ironicznie.
- Możesz ją sobie wziąć - prychnął. - Droga wolna.
Wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Zostawił Schlierenzauera na środku pokoju, zszokowanego, obolałego, z mętlikiem w głowie.
Wahał się. Nie wiedział, co zrobić. Myśli miał poplątane bardziej, niż zwykle. Zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy, myśląc intensywnie.
Wahał się. Ale musiał podjąć decyzję.

            Pukanie do drzwi. Mniej natarczywe, niż zazwyczaj robił to Thomas. Zacisnęła dłonie w pięści i wstała z łóżka. Nagle ogarnął ją irracjonalny lęk, jakby za chwilę miało się stać coś bardzo złego. Podeszła do drzwi i otworzyła je po chwili wahania. Pobladła, a jej serce zaczęło uderzać zdecydowanie szybciej, niż powinno, nierównym, desperackim rytmem. Bała się, cholernie się bała, choć sama nie do końca wiedziała, czego. Jakby jej podświadomość próbowała ją przed czymś ostrzec. Na moment utonęła w tych cudownych, orzechowych tęczówkach, kiedy w milczeniu wpatrywał się w nią rozpaczliwym wzrokiem.
- Blanka... - odezwał się w końcu przybysz. - Blanka, błagam cię...
Zacisnęła powieki i potrząsnęła głową.
- Nie, Gregor.
Dzielił ich tylko próg. Był tak blisko, a czuła się, jakby dzieliły ich tysiące mil. Jeszcze niedawno rzuciłaby się na niego, byle tylko go dotknąć. Ale przecież to nie miało sensu, a ona obiecała sobie, że nauczy się bez niego żyć.
Chwycił jej drobne dłonie. Po plecach dziewczyny przebiegł dreszcz.
- Kocham cię, Blanka - rzekł dobitnie Schlierenzauer. - Kocham cię, rozumiesz? Jak nikogo na świecie. Daj mi szansę. Daj  n a m  szansę - poprosił cicho. Łzy popłynęły po bladej twarzy Polki. Wytarła je wierzchem dłoni, zaciskając usta w wąską linię.
- Obiecałam sobie, że nauczę się żyć bez ciebie, Gregor - powiedziała tonem pełnym bólu. Zanim zdążył zareagować, zamknęła mu drzwi przed nosem.


~*~
Dokładnie dwa lata temu, dziewiątego grudnia 2011 ukazał się prolog Where the wind blows, jeszcze na starym, dobrym onecie. Początkowy plan zakładał epilog w rok po prologu. Jak widać, nie wyszło.
Ale to już dwa lata z Blanką, Thomasem i Gregorem. Dwa lata z Wami, najwspanialszymi czytelnikami pod słońcem.
Były różne wzloty i upadki, kilka razy chciałam rzucić tę historię w cholerę, spalić zeszyt z notatkami i odejść z blogowego i twitterowego świata. Ale niedawno wróciłam, po długiej przerwie.
Coś mnie ciągnie do tej historii.
I nie zamierzam jej skończyć przed epilogiem.
A za te dwa lata, DZIĘKUJĘ.