piątek, 2 listopada 2012

[15] Nothing compares to him

Nagle przypomniała jej się jedna z ulubionych piosenek jej przyjaciółki. Słyszała ją nie raz, w oryginale, śpiewaną przez Blankę, przez innych wokalistów. Lubiła ten utwór, ten tekst. Największy przebój nieco kontrowersyjnej wokalistki, Sinead O’Connor. Nothing compares to you. Daria uśmiechnęła się lekko. Wciąż czekała, spokojna, pogodna, na tę wielką miłość. Olka cały czas się zakochiwała, co tydzień w kimś innym, Blanka miała swojego Thomasa, ale czarnowłosa Jagaciak po prostu oczekiwała na to, co ma w końcu nadejść. Nie spieszyła nigdy do miłości, nie goniła za uczuciem, nie poszukiwała desperacko partnera. Zawsze powtarzała, że przecież ma jeszcze czas. Nie tak dawno temu skończyła dziewiętnaście lat. Na wszystko w życiu przyjdzie kiedyś czas.

- Lubię to miasto – stwierdził nagle jej towarzysz. – Te góry.

- Karkonosze. – Daria uśmiechnęła się lekko. Lubiła towarzystwo tego skoczka, od samego początku ich krótkiej jeszcze znajomości. Lubiła z nim rozmawiać i lubiła z nim milczeć. Rozumiała już Grabarską.

- Długo przyjaźnisz się z Blanką? – zapytał jej towarzysz, odgarniając długie, jasne włosy z twarzy. Daria zamyśliła się na moment. Nie pamiętała, kiedy się poznały. Były jeszcze wtedy dziećmi, tylko tego była pewna.

- Chyba… od zawsze – odparła po chwili milczenia. – Zawsze musiałam ratować Blankę i Olkę z opresji. Taka chyba moja rola w tej przyjaźni, pomaganie im. – Uśmiechnęła się. Jej towarzysz pokiwał głową.

- Zawsze taka była? Blanka. Zawsze była taka uparta? – zapytał. Daria zmarszczyła lekko brwi.

- Dlaczego o to pytasz? – Norweg nie odpowiedział od razu. Tom Hilde, szczupły jak większość skoczków blondyn. Przyjaciel Grabarskiej. Dlaczego tak dużo chciał o niej wiedzieć? Dlaczego nie porozmawiał z Blanką, tylko bombardował pytaniami Darię? Nerwowym ruchem dłoni przeczesał jasne włosy.

- Martwię się o nią – wyjaśnił w końcu. – Boję się, że ktoś ją zrani. Thomas, może Gregor. A ona… jest strasznie krucha. – Daria pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Dobrze ją znasz – zauważyła. Norweg zaśmiał się cicho. – Tom… kochasz ją? – spytała nagle brunetka. Przystanął, patrząc na nią ze zdziwieniem w szaroniebieskich oczach. Nigdy by mu to nawet nie przyszło do głowy. Blanka była jak siostra, młodsza, nieco zbuntowana, którą powinien się opiekować. Tylko tyle. Powiedział to wszystko swojej ciemnowłosej towarzyszce. Nie wiedział, czy to tylko jego wyobrażenie, czy Daria naprawdę odetchnęła z ulgą.

- To dobrze – powiedziała cicho. – Toby ją zraniło, gdybyś ją kochał, a ona ciebie nie. To dobra dziewczyna. – Z uśmiechem pokiwał głową. Doskonale o tym wiedział.



Delikatnie otarł samotną łzę spływającą po gładkim policzku Blanki wpatrującej się pustym wzrokiem w punkt przed sobą.

- Przecież obiecały, że przyjadą, jak będą mogły – przypomniał dziewczynie Thomas. Pokiwała głową i splotła swoje palce z jego. Ciepło dłoni skoczka dodawało Grabarskiej otuchy. Nienawidziła pożegnań, a przez te kilka dni w Harrachovie, kiedy były z nią dziewczyny, zdążyła na nowo przypomnieć sobie, jak bardzo były dla niej ważne. Tym bardziej cierpiała, kiedy Daria i Olka wróciły do Polski, a ona sama musiała spakować rzeczy i przenieść się do Szwajcarii, do Engelbergu.

- Już za nimi tęsknię – stwierdziła cicho. Morgenstern pogłaskał delikatnie jej ciemne włosy.

- Wiem, kochanie. – Zadrżała lekko. To jedno słowo. Dobrze wiedziała, że ją kocha, mówił jej to wielokrotnie. Ale to wszystko nadal było trochę… nierealne. Czuła się jak zwykła, polska dziewczyna, mimo występów, mimo podróży z austriacką kadrą, mimo zainteresowania mediów. A Thomas… Thomas był idealny. Przynajmniej dla niej. Objął ją od tyłu, opierając brodę o czubek jej głowy. Czuła się przy nim taka mała, mniejsza niż w rzeczywistości. Ale, o dziwo, nie przeszkadzało jej to, co więcej, dawało poczucie szczęścia i bezpieczeństwa.

- No już, gołąbeczki, jazda do hotelu się pakować, niedługo ruszamy na imprezę do Ammanna. – Fettner. Blanka roześmiała się cicho, słysząc głośne okrzyki Manuela. Lubiła go. Wyplątała się z silnych objęć Morgensterna. Skoczek z tunelem w uchu oddalił się już, prawdopodobnie w celu wszczęcia kolejnej bójki z Zaunerem. Thomas chwycił jej nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzała mu z uśmiechem prosto w oczy, błękitne jak niebo nad ich głowami.

- Jesteś całym moim światem, Blanka – powiedział blondyn. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wspinając na palce, by złożyć pocałunek na jego miękkich wargach. Odpowiedział na ten gest, przyciskając mocniej do siebie jej drobne ciało. Zadrżała, nagle porażona tą bliskością. Nagle chciała więcej. Ale bała się, że mogłaby to zniszczyć, to, co tak wytrwale budowali, pomimo wszystko, nie zważając na zakazy. Oderwała usta od warg Thomasa i odepchnęła go lekko. Spojrzał na nią, zdezorientowany.

- Musimy się spakować – wyjaśniła z uśmiechem, trochę może sztucznym. Pokiwał głową i pewnie chwycił jej dłoń. W drodze do drzwi hotelu minęli Schlierenzauera patrzącego na nich z nieudolnie skrywaną niechęcią. Oboje to dostrzegli, Blanka i Morgenstern, ale nie powiedzieli ani słowa.

- To przez niego – odezwał się w końcu Thomas. Spojrzała na niego pytająco.

- Co przez kogo?

- Na konferencji. Kazał mi powiedzieć to, co powiedziałem – wyjaśnił skoczek. – Że jesteś miłością mojego życia.

- Sam na to nie wpadłeś? – spytała ostrym tonem dziewczyna. Roześmiał się i przytulił ją mocno, mimo jej protestów. Próbowała się wyrwać z uścisku, ale jej na to nie pozwolił.

- Gregor podsunął mi pomysł, żeby powiedzieć o tym na konferencji – wyjaśnił spokojnie. – Żeby pokazać wszystkim, że jesteś tylko moja. – Przestała się wyrywać, ale nadal stała sztywno, z lekko obrażoną miną. – Stwierdził, że jesteś tego warta. On się naprawdę zmienił, Blanka. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłaś, ale go zmieniłaś. Stara się. – Przycisnął dziewczynę jeszcze mocniej do swojego ciała. Wtuliła w końcu twarz w jego ramię. Morgenstern pocałował lekko miękkie włosy Grabarskiej.

- Cieszę się, że się stara – powiedziała cicho. Skoczek uśmiechnął się szeroko, ignorując niecierpliwe pogwizdywania kolegów z kadry. Nie oni się liczyli. Nie dla niego.

- Jesteś najważniejsza – wyszeptał, przymykając oczy i wdychając jej słodki zapach.



Przez okno wpadało jasne światło, lekko ocieplając sterylne, białe, surowe wnętrze hotelowego pokoju Blanki. Dziewczyna zakryła oczy dłońmi, ściągając brwi. Szukała odpowiedniego słowa w głowie, ale to uparcie jej umykało, kiedy tylko zdawało jej się, że już je ma. Od jakiegoś czasu coraz trudniej było jej pisać piosenki. Coś było nie tak, nie mogła tylko zrozumieć, co. Próbowała wsłuchiwać się w swoje wnętrze, ale to nic nie dawało. Nie była w stanie pisać.

- Cholera – syknęła, odrywając dłonie od twarzy i patrząc na niemal pustą kartkę. Ile można pisać o wielkiej, szczęśliwej miłości? Jest w ogóle jakiś limit? Na piosenki, na szczęście, na miłość? Miała nadzieję, że nie. Że to mityczne uczucie, ten czasownik „kochać” będzie trwał na wieki, przynajmniej dla nich. Dla niej i dla Thomasa. Była z nim szczęśliwa, lubiła ten stan. Nawet, jeśli nie potrafiła już pisać piosenek. Odrzuciła z furią długopis na proste drewniane biurko i wstała z niewygodnego krzesła. Thomas, Thomas, Thomas… Przez cały czas tkwił jej w głowie. I nie tylko w głowie, z czego nagle zdała sobie sprawę. Podskoczyła gwałtownie, widząc wyszczerzonego skoczka opierającego się niedbale o ścianę obok drzwi jej pokoju.

- Thomas! – wrzasnęła z oburzeniem. Blondyn roześmiał się tylko. – Jak długo tu jesteś? – spytała Grabarska. Austriak podszedł do niej i pocałował ją lekko.

- Wystarczająco długo, by nauczyć się nowego polskiego słowa – odparł przekornie. – Cho… lerra – wydukał, uśmiechając się szeroko. Blanka pokręciła głową z dezaprobatą.

- Jesteś niemożliwy, Thomas – jęknęła, kiedy objął ją w pasie i przyciągnął mocno do siebie. Pochylił się nad nią, patrząc jej prosto w bursztynowe oczy. Instynktownie rozchyliła wargi, zapraszając go do pocałunku.

- Znowu? Morgen, skończ, bo dzieci narobisz. – Thomas odwrócił się z furią, wciąż obejmując swoją ukochaną. Manuel poruszył lekko brwiami, uśmiechając się złośliwie.

- Zabiję cię kiedyś, Fettner – syknął Morgenstern. Ciemnowłosy skoczek roześmiał się tylko. Dziewczyna delikatnym ruchem odwróciła twarz blondyna w swoją stronę. Pocałowała go szybko, zwyczajnie, jakby miała robić to do końca świata, codziennie.

- Idź, pewnie macie trening – powiedziała z uśmiechem, odpychając od siebie Austriaka. Puścił ją niechętnie, patrząc morderczym wzrokiem na roześmianego Fettnera.

- Potem po ciebie przyjdę – obiecał. – Pójdziemy na spacer. – Pokiwała głową. Thomas zrobił dwa kroki w stronę drzwi, zatrzymał się na moment i wrócił do Blanki. Pocałował ją, irytując niecierpliwie cmokanie Fettnera. Grabarska odepchnęła go ze śmiechem.

- Idź, bo nigdzie z tobą nie pójdę – zagroziła. Przewrócił oczami i wyszedł posłusznie, ciągnąć za sobą zirytowanego lekko Manuela. Blanka uśmiechnęła się z politowaniem. Tak bardzo go kochała.

Położyła się na pustym, dwuosobowym łóżku i zamknęła oczy. Chyba nigdy się tak nie czuła. Tak szczęśliwa, kochana, jak z Thomasem. Jeszcze kilka minut temu był tak blisko niej. Nadal czuła jego zapach, słyszała delikatne echo bicia austriackiego serca, czuła dotyk jego warg na swoich ustach. Nagle zdała sobie sprawę, że to wystarcza jej do szczęścia. Nie musiała nawet śpiewać, występować. Nie potrzebowała sławy, po którą przecież tu przyjechała.Wystarczał Thomas, jego obecność, ciepły uśmiech, silne dłonie i przyjemna barwa głosu. Blanka Alina Grabarska, dziewczyna, która pokochała Thomasa Morgensterna, i którą pokochał on. Nie przeszkadzał jej fakt, że leżała tak kilka godzin, myśląc tylko o blondwłosym skoczku. Przecież na tym polega miłość, że nie możesz wyrzucić drugiej osoby ze swoich myśli. Dla niej istniał jedynie Thomas. Marzyła o jego dotyku, jego pocałunkach, oczach koloru letniego, pogodnego nieba… Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał ją z rozmyślań. Usiadła na łóżku, przecierając oczy i odebrała po chwili.

- Halo? – rzuciła. Przez moment słyszała tylko ciszę, przerywaną czyimś niepewnym oddechem.

- Blanka… – Mimowolnie się uśmiechnęła na dźwięk dobrze znanego sobie głosu. – Wszystko… w porządku? – Brzmiał cicho, ale nie zdziwiło jej to. On nigdy nie mówił głośno.

- Tak, w porządku… tato – powiedziała. – Jestem szczęśliwa. Wszyscy są świetni.

- To dobrze. – Niemal słyszała, jak jej ojciec się uśmiechnął. – Blanka, mamy nie ma w domu, nie słyszy tej rozmowy. Nic jej nie powiem. Chcę cię o coś zapytać.

- Słucham. – Oczekiwała na pytanie, zastanawiając się, o co mogło chodzić.

- Kochasz Thomasa? – Zaśmiała się bezgłośnie. Mogła się tego spodziewać.

- Tak, tato. Kocham Thomasa. I jestem z nim szczęśliwa – zapewniła mężczyznę.

- To dobrze. Miłość jest najważniejsza.

- Wiem, tato. – Przez moment znowu panowała między nimi cisza. Słowa ojca wciąż wisiały w powietrzu kilkaset kilometrów od jego ust, w szwajcarskim hotelu, w Engelbergu. Przypominała sobie to zdanie nie raz. Miłość jest najważniejsza. Powtarzała to sobie, kiedy traciła wiarę. Kiedy chciała uciec.

- Blanko, muszę ci coś powiedzieć… – zaczął w końcu ojciec Grabarskiej. W tym samym momencie otworzyły się hotelowe drzwi pokoju dziewczyny. Morgenstern patrzył na ukochaną pytającym wzrokiem. Czekał na nią, na obiecany spacer.

- Przepraszam, tato, muszę kończyć. Zadzwonię później – obiecała. Zakończyła szybko połączenie i podeszła do stojącego w drzwiach skoczka. Pocałowała go delikatnie w policzek, z lekkim uśmiechem.

- Jak trening? – zapytała. Wzruszył ramionami w odpowiedzi.

- Normalnie. Gregor ma szanse na wygraną, ale Andi nie zamierza odpuścić – odparł lekko.

- A ty?

- A ja? – Na moment utonął w jej bursztynowych oczach. Przejechał palcem po linii jej twarzy, lekko zadartym nosie, pełnych ustach. Uśmiechnęła się lekko, taka piękna, ciepła, taka JEGO. Pocałował ją delikatnie w czubek głowy, przytulając mocno do siebie. – A ja mam ciebie – powiedział cicho, wdychając jej słodki, kwiatowy zapach.



- Wycieczki krajoznawczej część kolejna. Tym razem pogadasz po niemiecku, nie po polsku – oznajmił radosnym tonem Thomas, ściskając mocno jej chude, wychłodzone palce. Uśmiechnęła się z lekkim politowaniem.

- Duet Freitag-Freund? – zapytała. Potrząsnął głową ubraną w charakterystyczną, ulubioną czapkę.

- Chodziło mi o Simona Ammanna, ale z Niemcami też mogę cię zapoznać – zaoferował. Dziewczyna roześmiała się cicho. To wszystko przychodziło jej tak lekko, tak naturalnie. Kiedy była z Thomasem, nic innego się nie liczyło. Opinia innych, zakazy matki i Pointnera, wyniki, sława… Wszystko po prostu znikało z pola widzenia. Widziała tylko jego piękne, błękitne oczy, mocno zarysowaną, męską szczękę, szczery, wesoły uśmiech, potargane blond włosy…

- Morgenstern, trener cię wzywa! – Donośny głos Diessa wyrwał oboje z rozmyślań. Thomas spojrzał przepraszająco na dziewczynę.

- Poznawanie skoczków musi poczekać – stwierdziła. Pocałowała go lekko w policzek. – Idź, bo Alex się wścieknie. – Pokiwał głową i zostawił ją, odchodząc szybkim krokiem. Wpatrywała się w jego plecy, czerwoną kurtkę, jego ulubioną, włochatą czapkę. Uśmiechała się. Była z nim szczęśliwa, jak nigdy przedtem.

- To nie jest w porządku. – Odwróciła się gwałtownie. Nie brzmiał złośliwie, brzmiał… smutno. Poważnie. Schlierenzauer stał dwa metry od niej, z rękami wbitymi w kieszenie luźnych, sportowych spodni.

- O czym ty mówisz? – spytała, robiąc krok w przód. Podniósł wzrok i spojrzał na nią. Orzechowe tęczówki lśniły jakimś dziwnym, niezdrowym blaskiem.

- O was. Tobie i Thomasie. O tym, co robicie. – Prychnęła cicho, splatając ręce na piersiach. Zrobiła kolejny krok w stronę skoczka.

- Nic o nas nie wiesz – wycedziła. – Nic. Nie znasz nas.

- Znam, Blanka – poprawił ją cicho. – Znam Thomasa od sześciu lat. A ty… miałaś robić karierę. – Zacisnęła dłonie w pięści.

- Robię – syknęła. – Śpiewam podczas konkursów, jakbyś jeszcze nie zauważył, Gregor. – Zacisnął wargi w wąską kreskę, ona uczyniła podobnie.

- Nikt na ciebie nie zwraca uwagi. To skoki się liczą, nie ty. Tak nie zrobisz kariery – powiedział cicho Schlierenzauer. – I niszczysz Thomasa. Widzisz, jak skacze. To przez ciebie, nie może się skupić na tym, na czym powinien. Blanka… powinnaś wyjechać. Jeśli chcesz zrobić karierę. Jeśli kochasz Morgena. Wróć do Polski. – Prosił ją o to. Łagodnym tonem, cicho, tak, by jej nie spłoszyć. By jej nie zirytować, bo przecież tak często to robił. W bursztynowych oczach, tak bardzo podobnych do oczu Evy Schlierenzauer zalśniły łzy.

Co, jeśli Gregor miał rację?

Odwróciła się i odbiegła, prosto przed siebie, nie patrząc, gdzie. Po policzkach płynęły jej słone krople. Schlierenzauer MIAŁ rację.

Ale ona nie mogła wiedzieć, dlaczego jej to powiedział. Nie znała prawdziwego powodu jego słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz