piątek, 2 listopada 2012

[1] Mała zbuntowana dziewczynka

- Jaki niby kuzyn?! – wrzasnęła Blanka Alina Grabarska, patrząc z wściekłością na matkę. Kobieta splotła ręce na piersiach.

- Alexander Pointner, trener reprezentacji Austrii wskokach narciarskich – poinformowała chłodno córkę. – Mój kuzyn, który chce pomóc tobie i swoim chłopakom.

- Nie będę zadawała się z gejem – obruszyła się dziewczyna. Helena, matka zbuntowanej dziewiętnastolatki, uśmiechnęła się lekko.

- Chodzi o chłopaków z kadry – wyjaśniła spokojnie. – Blanka,chcesz śpiewać? Chcesz zdobyć sławę? – zapytała. Dziewczyna zgarbiła się lekko i pokiwała głową.

- Co to ma do rzeczy? – odparła pytaniem na pytanie, nieco grzeczniejszym tonem.

- Pojedziesz niedługo do Finlandii, do Kuusamo. Tam poznasz Alexandra i jego skoczków. Zaprzyjaźnisz się z Thomasem Morgensternem i będziesz się z nim pokazywać publicznie. Ty zdobędziesz sławę, a on status dojrzałego faceta.

- Mam udawać związek?! – wykrzyknęła Blanka. Nie podobała się jej perspektywa miłości na pokaz. Istniała wielka szansa, że znienawidzi Morgensterna od pierwszej chwili. I co wtedy? Ma paradować z nim za ręce i ładnie się uśmiechać, z największym wrogiem? No proszę…

- Masz zwiedzić świat i zagrać parę koncertów w przerwach na zawodach. I tak, udawać związek, ale nie byłoby źle, gdybyś nie musiała grać – odparła kobieta. Blanka szybko przypomniała sobie wszystkie znane jej fakty o Morgensternie.

- Chciałam zauważyć, że ten facet jest ode mnie sześć lat starszy – prychnęła. Matka wzruszyła cynicznie ramionami.

- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało. – Blanka zaczerwieniła się lekko. – Pamiętasz Pawła? I Adriana? A ten ostatni,Krzysztof? Przepraszam, Chris, przecież tak kazał się do siebie zwracać. Ile lat był od ciebie starszy? Osiem?

- Dziewięć – mruknęła dziewczyna, czując, że płoną jej policzki. Doskonale to pamiętała, swój bunt, romanse z chłopakami, mężczyznami, starszymi o kilka lat. Może i była głupia. Może i była naiwna i niedojrzała, ale tamci przynajmniej doceniali jej głos. Chłopcy w jej wieku naśmiewali się z jej miłości do muzyki. Chcieli, by kochała ich, szalała za nimi. A Blanka potrafiła kochać tylko muzykę. Ci starsi potrafili to zaakceptować i docenić piękny wokal dziewczyny. A naprawdę, Blanka potrafiła pięknie śpiewać. Była śliczna i miała śliczny głos.

- I tak nigdzie nie jadę – oznajmiła upartym tonem. Matka roześmiała się zimno.

- Chcesz śpiewać, to się wypromuj. I nie licz na te głupie telewizyjne programy o talentach, tam nie lubią takich dziewczyn jak ty. – Uśmiechnęła się triumfalnie. Blanka nabrała głęboko powietrza do płuc. Czasami nienawidziła własnej matki i wiedziała, że matka z pewnością nie kochała jej tak, jak powinna. Ale życie bywało brutalne. Świat jest przypadkowy i zły, nie kocha zbuntowanych nastolatek i na siłę utrudnia im życie, które i tak same sobie ciągle komplikują.

- Nie dogadam się z nimi – zaprotestowała dziewczyna. – Nie znam austriackiego.

- W Austrii obowiązuje niemiecki, który znasz przecież bardzo dobrze – odparła z ironicznym uśmiechem matka. – A poza tym oni wszyscy tam mówią po angielsku, jak i ty.

- A studia? – zapytała Blanka, czepiając się swojej ostatniej deski ratunku. – Przecież zaczęłam już studiować, nie mogę porzucić uczelni, jest opłacony cały semestr.

- Starczy nam pieniędzy na niepotrzebne zapłacenie za pół roku. A ty chyba nie potrzebujesz dyplomu z jakiejś płatnej uczelni, żeby śpiewać, prawda? – spytała matka. Blanka nabrała głęboko powietrza do płuc. Odwróciła się. W drzwiach pokoju stał jej ojciec, lekko przygarbiony, patrzący na nią z czułością, której nigdy nie widziała w oczach matki. Ojciec, który przez te dziewiętnaście lat próbował wychować Blankę na człowieka, dobrego, dojrzałego człowieka, może kiedyś artystę. Dziewczyna czasami czuła się winna, że go zawiodła i stała się tym, kim jest. Ale tylko czasami. I przez chwilę.

- Blanuś, to ci naprawdę pomoże – powiedział cicho mężczyzna. Dziewczyna popatrzyła na ojca i prychnęła cicho.

- Nie będę udawać żadnej zakichanej miłości! I na pewno nie z jakimś głupim Austriakiem w obcisłych lateksowych ciuchach! – wrzasnęła. Przeszła szybko do przedpokoju i wsunęła stopy w jasne adidasy.

- Załóż chociaż kurtkę – rzucił jeszcze błagalnie ojciec. No tak, on się zawsze martwił o zdrowie jedynej córeczki. – Już połowa listopada. – Blanka zaśmiała się zimno. Obrzuciła rodziców wściekłym spojrzeniem miodowych tęczówek.

- Wolę zamarznąć niż prowadzać się z Austriakiem – syknęła. Chwyciła za klamkę i wyszła, trzaskając ze złością drzwiami. Jej matka spojrzała na swojego męża.

- Cholerny dzieciak. Nie wie, co dla niej dobre – stwierdziła, kierując się w stronę barku z alkoholem. Koniak czekał, jak co dzień. Jej jedyny sposób, by przetrwać z tym rozpuszczonym bachorem, który zniszczył jej marzenia o śpiewaniu na scenie.



Pobiegła pod dom przyjaciółki, bo wiedziała, że akurat ona znajdzie dla niej czas. Olka zawsze miała czas i jakiś zgryźliwy komentarz w zanadrzu. Drżała z chłodu; wiał przejmujący wiatr, słońce niezdarnie próbowało przedrzeć się przez zwiastujące deszcz chmury. Ciemnobrązowe włosy dziewczyny natrętnie oplatały jej twarz, przyklejając się do pokrytych błyszczykiem ust. Przechodzący obok chłopak zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem i zagwizdał, zatrzymując wzrok na opiętych dżinsami pośladkach. Blanka popatrzyła na niego z wściekłością, pokazując mu środkowy palec lewej dłoni i drżąc w swojej ulubionej, cienkiej koszuli w kratkę. Była niska i drobna, z długimi, ciemnymi włosami i miodowymi oczami. Uznawano ją za ładną. Ona się nad tym nie zastanawiała. Liczyło się to, że kochał ją aparat, uwielbiały ją kamery. Chciała występować, marzyła o tym, musiała wyglądać dobrze na scenie, ale czy była ładna? Miała piękny głos i to dla Blanki liczyło się najbardziej.

- No nareszcie – syknęła, widząc swoją przyjaciółkę wyłaniającą się zza drzwi ciepłego domostwa. Aleksandra, wysoka, wysportowana blondynka, opatulona szczelnie w grubą zimową kurtkę, próbowała szalikiem uchronić od wiatru swą piegowatą twarz. Popatrzyła uważnie na przyjaciółkę ciemnoszarymi oczami o kształcie migdałów.

- O co chodzi? – spytała krótko. Blanka zadrżała mocniej od powiewu wiatru.

- Skołujesz mi jakąś kurtkę? – odparła pytaniem na pytanie. Olka pobiegła do domu. Po chwili wróciła z musztardowym płaszczem starszej siostry.

- Jak pobrudzisz, to ci nogi urwę, Blana! – pozdrowiła szatynkę przez okno siostra Aleksandry, Magda, równie jasnowłosa i równie piegowata. Blanka pokiwała tylko niecierpliwie głową.

- No to o co chodzi? – ponagliła przyjaciółkę Ola.

- Wyjeżdżam – odparła krótko Blanka.

- Gdzie? Kiedy? Na długo?

- Nie wiem – powiedziała szatynka z rozgoryczeniem. – Mam zostać maskotką austriackich skoczków z nartami i udawać dziewczynę jednego z nich.

- Skoczków narciarskich – poprawiła automatycznie Olka. – I którego? – zainteresowała się nagle.

- Morgensterna – odrzekła z goryczą Blanka. Blondynka uśmiechnęła się pod szalikiem.

- Najładniejszy – mruknęła. Szatynka przewróciła oczami.

- Nie pomagasz – stwierdziła. – Mam wyjechać na całą zimę, zasuwać po świecie śniegu i kleić się do sześć lat starszego faceta – przypomniała. Olka potrząsnęła głową z dezaprobatą.

- Nigdy nie będziesz zadowolona – mruknęła. – Masz szansę wreszcie się wypromować, zwiedzając świat, poznać ludzi, którzy kiedyś mogą ci pomóc, ale i tak jesteś wściekła na cały świat.
- Nie jestem wściekła na cały świat – zaprotestowała Blanka.

- Jesteś – odparła łagodnie Aleksandra. – Zawsze jesteś, kiedy nie masz wpływu na wszystkie zdarzenia dotyczące ciebie. Taka się urodziłaś, Blanka, i taka zawsze będziesz.

- Nieprawda – prychnęła szatynka. Zdjęła z siebie pożyczoną kurtkę i rzuciła nią w przyjaciółkę. – Nic o mnie nie wiesz. – Odbiegła, nie przejmując się zbytnio chłodem. Gniew rozgrzewał ją od środka.



Wróciła do domu. Chciała zamknąć się w swoim pokoju i włączyć głośną muzykę ulubionego zespołu, znienawidzonego przez matkę, na złość wszystkim, w ramach protestu. Otworzyła z rozmachem drzwi, tak, że uderzyły o ścianę. Jednak w budynku było dziwnie cicho. Dom wyglądał na opustoszały. Blanka zamknęła delikatnie drewniane skrzydło za plecami i oparła się o nie. Nasłuchiwała, ale wydawało się, że naprawdę nikogo nie ma. Nagle usłyszała dźwięk zamykanej szuflady dochodzący z okolic jej pokoju. Wbiegła szybko po schodach na górę. Matka klęczała wśród rozrzuconych ubrań na środku pomieszczenia, w którym mieszkała Blanka. Dziewczyna stanęła w progu i popatrzyła szeroko otwartymi oczami na kobietę.

- Co ty robisz? – zapytała. Matka uśmiechnęła się,obrzucając spojrzeniem stertę ubrań.

- Pakuję cię – odparła swobodnie. – Niedługo wyjeżdżasz do Finlandii, a pewnie jak zwykle wzięłabyś same letnie ciuchy. Tam, gdzie będziecie, jest zimno. Poza tym, musisz uważać na głos, Blanko.

- Nigdzie nie jadę – powiedziała zdecydowanie dziewczyna. Matka prychnęła, obrzucając ją ostrym spojrzeniem.

- Rozmawiałyśmy o tym. – Nie przerwała pakowania ubrań córki do wielkiej, czarnej walizki z kółkami. Blanka stała nadal w drzwiach, myśląc o tym wyjeździe. Nie chciała opuszczać Polski, bardzo nie chciała. Pragnęła zostać w kraju, iść ze znajomymi na studia, bawić się, chodzić na imprezy, żyć. Ale to naprawdę mogła być jej szansa. Może Olka miała rację… Nie, Olka mówiła głupoty, jak zawsze. A może nie? Dzięki temu wyjazdowi usłyszałby o niej świat, wysłuchałby jej głosu i być może go pokochał. Dziewczyna biła się z myślami, bo gdzieś w głębi duszy wiedziała, że przyjaciółka powiedziała jej prawdę.

- Tylko ten jeden sezon – powiedziała w końcu zrezygnowana nastolatka. – I nie będę się publicznie całowała z tym całym Morgensternem.

- Ale zadedykujesz mu kilka miłosnych piosenek – dodała matka. Uśmiechnęła się znad trzymanej w dłoniach jasnej bluzki. – Mądra z ciebie dziewczynka – pochwaliła córkę. – Dobry wybór.

- Zdecydowała się? – spytał ojciec, kładąc delikatnie dłoń na ramieniu dziewczyny. Szatynka pokiwała głową. Nie wiedziała, czy dobrze robi. Nie wiedziała, czy będzie szczęśliwa. Ale naprawdę, ponad wszystko, chciała śpiewać. Może przyjaciele, zabawa, może to było ważne, może to nadawało sens jej życiu. Ale śpiew był jej życiem. Westchnęła cicho, niemal niezauważalnie. Matka nie zwróciła na to uwagi. Ale ojciec wiedział, wyczuł jej wahanie. Potargał lekko brązowe włosy córki.

- Ojciec zabierze cię na zakupy. Musisz mieć coś nowego, jeśli chcesz spodobać się Thomasowi – stwierdziła matka, oglądając ulubioną, czarną sukienkę Blanki i ignorując jej chwilowo niezbyt dobre samopoczucie. Dziewczyna pokiwała lekko głową. – Zarezerwowałam ci bilety – poinformowała. Blanka nie mogła już nic odpowiedzieć. Zabrakło jej słów. Wyjeżdżała na pół roku, w podróż po świecie śniegu i nart, by udawać związek z jednym z najlepszych skoczków. Coś się kończy, coś się zaczyna. Kiedyś trzeba dorosnąć. To widać był jej moment, chwila zakończenia tego szczęśliwego okresu młodzieńczych, dziecinnych lat. Ale Blanka za wszelką cenę chwytała się dzieciństwa, nie chcąc dorosnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz