poniedziałek, 19 listopada 2012

[24] Rany


            - Blanka...
- Nie chcę o tym rozmawiać, Thomas - ucięła stanowczo. Morgenstern patrzył na nią z rozpaczą.
- Nie możesz siedzieć zamknięta w pokoju i gapić się w sufit.
- Mogę. - Zacisnęła wargi i odsunęła się, kiedy próbował ją objąć. Bała się mu powiedzieć, dlaczego nie chciała z nim rozmawiać o śmierci ojca. Bała się przyznać, że go już nie kocha.
- Martwię się o ciebie - powiedział cicho skoczek. Prychnęła. Powoli traciła bariery, traciła samą siebie. Już nie potrafiła udawać, że kocha Morgensterna.
- Wiem - szepnęła. Raniła siebie, raniąc jego, jakby nie była jeszcze wystarczająco pokaleczona. A nie miała nikogo, kto mógłby opatrzyć jej rany. Thomas patrzył na nią z bólem, ale ona nie mogła mu pomóc, nie chciała, nie potrafiła. Wszystko byłoby prostsze, gdyby go kochała. Ale my, ludzie, mamy jedną wspólną cechę. Wszyscy lubimy komplikować sobie życie.
- Idź już - poprosiła. - Na trening. Idź.
Nie chciał jej zostawiać, ale wiedział, jak wściekły będzie Pointner, jeśli nie pojawi się na oficjalnym treningu.
- Blanka... obiecaj, że nic sobie nie zrobisz - odezwał się niepewnie, kiedy w głowie rozbłysła mu niejasna myśl, że Grabarska mogłaby spróbować skrzywdzić samą siebie. Zadrżał. Dziewczyna powoli pokiwała głową.
- Obiecuję, Thomas - mruknęła. Nie był w stanie jej w pełni uwierzyć, widział, jak bardzo pokaleczona była, jak mocno zraniła ją śmierć ojca, jak wielki cios zadała jej matka, informując ją o tym dopiero po pogrzebie, by nie wracała do Polski.
- Martwię się o ciebie - powtórzył. Dziewczyna wzruszyła ramionami, patrząc pustym wzrokiem na krople deszczu spływające po drugiej stronie szyby. - Coś się z tobą dzieje, Blanka. Widzę to. Coś bardzo niedobrego.
- Mój ojciec nie żyje, Thomas - powiedziała pustym, cichym głosem. - Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam, rozłączyłam się, bo przyszedłeś, a on chciał mi coś powiedzieć. Kiedy umierał, ja byłam tutaj, z tobą, świetnie się bawiąc. Nie byłam na pogrzebie, nawet nie wiem, gdzie jest pochowany. Nie umiem się za niego pomodlić, nie będę miała już okazji, żeby mu powiedzieć, że był dla mnie ważny i nie wrócę do Polski, do domu, już nigdy. Nie mam już po co wracać. Tak, Thomas, dzieje się coś złego. Od dawna.
Drżała, widział to, chciał ją objąć, ale gorycz w jej głosie odepchnęła go. Jakby nie mówiła tylko o śmierci ojca. Jakby raniło ją o wiele więcej rzeczy, zbyt wiele, by była w stanie sobie z nimi poradzić.
- Idź już - poprosiła. Chciał zostać, chciał jej jakoś pomóc. Ale nie potrafił, już nie. Wyszedł, zostawiając ją samą, w pokoju, w którym ciszę przerywał tylko deszcz za oknem.

            Nie poszła na konkurs. Nie śpiewała. Nie była w stanie, nie miała na to siły. W ogóle nie wychodziła z pokoju. Nawet nie płakała, po prostu siedziała, patrząc przez okno na Innsbruck. Na odległy zarys Bergisel, miejsce, gdzie uciekła, gdy dowiedziała się o śmierci ojca. Nie miała siły płakać, nie miała siły na nic. Jakby umarło w niej coś bardzo ważnego, coś, bez czego nie była już w stanie normalnie funkcjonować. Bała się tak żyć, ale nie wiedziała, co zrobić, by wrócić do normalności. Nie wiedziała, czy to w ogóle było jeszcze możliwe. A nie umiała prosić o pomoc. Drgnęła, słysząc nieco niepewne pukanie do drzwi. Nie reagowała, nadal patrzyła w okno. Nie chciała z nikim rozmawiać, słuchać kolejnego wykładu o tym, że powinna wyjść z pokoju, popłakać i żyć dalej, że właściwie to nic takiego się nie stało. Stało się. Stało się zbyt wiele różnych rzeczy, by mogła wrócić do normalności, do dawnej siebie. Już nie. Nigdy nie będzie Blanką, która rozmawiała z Koflerem na lotnisku w Oslo o chłopakach z kadry, która pisała piosenki dla Thomasa Morgensterna, która potrafiła bez słów porozumieć się z Tomem Hilde... Tamta Blanka umarła, zniknęła, nie było jej i miała już nigdy nie wrócić.
- Blanka, otwórz. - Zamknęła oczy, słysząc ten głos. Nie chciała widzieć nikogo, ale wiedziała, że Schlierenzauer, stojący po drugiej stronie drzwi, nie odpuści. Niechętnie wstała z łóżka i powlokła się do drzwi.
- Ilu was jest? - spytała.
- Tylko ja - odparł Austriak. Otworzyła drzwi i wróciła na łóżko, nie patrząc nawet na skoczka. Wszedł do pokoju, patrząc na nią niepewnie.
- Wiesz, że zawsze będę przy tobie, prawda? - odezwał się po kilku długich minutach milczenia. Pokiwała głową, wpatrując się w skoczka pustym wzrokiem.
- Jestem wdzięczna - szepnęła. Zamknęła oczy i położyła się na plecach, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Poczuła, że Schlierenzauer usiadł obok niej. - Opowiedz mi o konkursie - poprosiła. - Opowiedz mi o czymkolwiek.
Wpatrywał się w nią uparcie, z troską, śledząc wzrokiem każdy jej ruch. Martwił się o nią, bardziej niż Kofler, bardziej niż Hilde, który prawie nic nie wiedział, może nawet bardziej niż Morgenstern.
- Andreas wygrał - powiedział cicho. - Kofler. Po pierwszej serii prowadził Stoch, ale zepsuł drugi skok. Byłem drugi.
- Gratulacje - wtrąciła Grabarska, otwierając oczy. Uwielbiał kolor jej tęczówek, taki miodowy, czysty, tak podobny do oczu jego siostry. - Cieszę się. Naprawdę się cieszę, Gregor.
Pokiwał głową, przyglądając jej się uważnie. Zaciskała wargi, jakby z trudem powstrzymywała łzy. Bał się o nią, że sobie coś zrobi, że w którymś momencie nie wytrzyma, upadnie, a obok nie będzie nikogo, kto mógłby ją złapać.
- I utrzymałem prowadzenie w Turnieju - dodał. - Może wreszcie uda się to wygrać. Chciałbym.
- Uda się - zapewniła go dziewczyna. - Musi się udać, Gregor. Zasługujesz na to. - Uśmiechnęła się, siadając na łóżku. Instynktownie wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie, próbując uchronić przed całym światem.
- Jesteś dla mnie jak brat - mruknęła. Rozciągnął wargi w niewyraźnym uśmiechu, kiwając delikatnie głową.
- I zawsze będę - odparł.

            Pokręciła głową.
- Nigdzie nie idę, Schlierenzauer - prychnęła. Austriak wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Musisz się przewietrzyć, Blanka. Zobaczyć światło dzienne. Nie pozwolę ci siedzieć samej w tym pokoju całymi dniami. Chodź. - Chwycił ją za rękę i pociągnął lekko. Przewróciła oczami i zrobiła dwa kroki do przodu. Skoczek podał jej ciepłą, puchową kurtkę.
- Gregor, mój ojciec nie żyje - przypomniała cicho.
- Moja siostra też - odparł. - Musisz dalej funkcjonować, Blanka. Martwimy się o ciebie, wszyscy. Thomas wariuje, a ty nie chcesz z nim rozmawiać. Blanka, czemu nie chcesz z nim rozmawiać?
Zacisnęła wargi. Nie potrafiła powiedzieć Gregorowi, że już nie kochała Morgensterna. I nie potrafiła rozmawiać z jasnowłosym skoczkiem, unikała go, jak tylko mogła, byle tylko nie patrzeć w jego śliczne, niebieskie oczy i nie wiedzieć tego bólu, którego była powodem.
- Chodźmy na ten spacer, miejmy to już z głowy - mruknęła. Wyszła pierwsza ze swojego pokoju, nie zauważając lekko triumfalnego uśmiechu na twarzy Schlierenzauera.
            Milczeli, idąc obok siebie przez zaśnieżony Innsbruck. Instynktownie kierowali swoje kroki w stronę Bergisel.
- Zimno mi - mruknęła Blanka, opierając się ramieniem o bramę skoczni. - Chodź na górę - poprosiła. - Na jakąś kawę, albo coś.
Pokiwał głową i pchnął furtkę, wpuszczając dziewczynę na teren obiektu. Wpatrywał się w kilka niesfornych kosmyków jej brązowych włosów, które wymknęły się spod wełnianej czapki. Z wyglądu nadal przypominała mu Evę, ale z charakteru już dawno była dla niego tylko Blanką Aliną Grabarską. Zupełnie inną dziewczyną, niż jego siostra. Silniejszą i jednocześnie bardziej kruchą, jeśli to w ogóle możliwe.
- Spadam stąd - mruknął nagle. Odwróciła się gwałtownie, patrząc na niego z uniesionymi brwiami, na środku zeskoku Bergisel.
- Co? - spytała. Wzruszył ramionami.
- Spadam. Nie muszę cię niańczyć - stwierdził, zaciskając wargi. Grabarska zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Jaki ty masz, do cholery, problem? - wycedziła. - W co ty grasz, Schlierenzauer, co? Co ty odwalasz?
- Chcesz wiedzieć, jaki ja mam problem? - spytał zaczepnie. - Chcesz wiedzieć? CIEBIE! Ty jesteś moim cholernym problemem, Blanka. Wyglądasz jak moja siostra, która nie żyje, która zginęła przez Morgensterna, a ty z nim jesteś, sypiasz z nim i jesteś szczęśliwa, a to powinna być Eva, nie ty! Nienawidzę cię, odkąd cię poznałem, ale kiedy byliśmy zamknięci w jednym pokoju, coś się zmieniło. Zobaczyłaś, jaki jestem, a ja zobaczyłem, jaka ty jesteś. I to jest mój problem! To, jaka jesteś, jak krucha, to, że ciągle muszę cię ratować, a najchętniej rzuciłbym to w cholerę, byle być dalej od ciebie! Ty jesteś moim problemem, bo cię kocham, Blanka! Kocham cię - rzekł miękko. Rozchyliła lekko drżące wargi.
- Gregor... dlaczego mi to mówisz? - spytała rozpaczliwym, pełnym bólu szeptem.
- Bo nie chcę spędzić całego życia zastanawiając się, co, jeśli mnie kochałaś, a ja milczałem - odparł, uśmiechając się smutno. Wpatrywała się w niego ze strachem, z rozpaczą, ze smutkiem. Wahając się, zrobił krok w przód i delikatnie musnął wargami jej policzek.
- Przepraszam, Blanka - powiedział. Odwrócił się i odszedł, zostawił ją samą na zeskoku pięknej, świętej Bergisel, wpatrującą się ze łzami w oczach w jego oddalające się plecy.

            Czuła się, jakby brakowało jej tlenu. Jakby świat wirował pod jej stopami. Płonęło jej serce, płonęło całe ciało, z bólu, żalu, uczuć, których nie potrafiła zdefiniować. Nigdy nie pomyślałaby, że Gregor mógł ją pokochać. Nigdy nic nie dostrzegła. Był przecież jej przyjacielem, bratem, którego nigdy nie miała. Nagle wszystko zaczęło układać jej się w głowie. Dlaczego nie potrafił patrzeć na nią i Thomasa, dlaczego był wściekły, kiedy zaczęli ze sobą sypiać, czemu został z nią w szpitalu po wypadku Toma i czemu opiekował się nią, kiedy tego potrzebowała. Kochał ją.
- Kocha mnie - wyszeptała, ważąc te słowa w ustach. Brzmiały nierealnie, jak opowieść o Kopciuszku. Bajki się nie zdarzają, to tylko fikcja. Kopciuszek nigdy nie pojechał na bal, został w domu macochy, coraz bardziej tłamszony i nieszczęśliwy. Książę nie był ideałem, ożenił się z bogatą dziewczyną, którą wybrali mu despotyczni rodzice. Kopciuszek popełnił samobójstwo, nie mogąc znieść otaczającej go, wymierzonej przeciw niemu nienawiści, a Książę zdradzał swoją żonę, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia. Wzrok żony go ranił, tak jak złe słowa raniły Kopciuszka. Nie ma bajek. Jest tylko rzeczywistość.
A rzeczywistość bolała Blankę bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Raniła swoich bliskich, raniła Thomasa, raniła Gregora, nie zdążyła się pożegnać z ojcem, Hilde tkwił w Norwegii, próbując wrócić do siebie po upadku. Została całkiem sama. A przez całe swoje życie najbardziej bała się samotności.
Impulsywnie wyjęła telefon z kieszeni. Nie przejmowała się czymkolwiek. Spojrzała na szczyt Bergisel, pomieszczenie, gdzie skryła się po telefonie od matki, gdzie znalazł ją wtedy Schlierenzauer, a wtedy tylko on potrafił ją uspokoić.
Jak brat.
Wybrała numer Toma i przyłożyła słuchawkę do ucha. Miarowy sygnał nie uspokajał, wręcz przeciwnie, doprowadzał ją do szału. Potrzebowała rozmowy z kimś, kogo jeszcze nie skrzywdziła.
- Coś się dzieje? - Hilde miał zmartwiony głos, jakby na odległość wyczuwał ból Grabarskiej. Dziewczyna przełknęła łzy. Nie potrafiła mu powiedzieć. Nie tak. Nie w tamtej chwili.
- Tom... mogę sobie popłakać do telefonu? - spytała cicho.
- Jasne. - Oboje milczeli, po twarzy Polki płynęły łzy. Po drugiej stronie słuchawki, w Norwegii, Hilde zaciskał nerwowo dłonie w pięści, walcząc z cisnącymi mu się na usta pytaniami. Znowu się o nią bał. I znowu nie mógł nic zrobić.
Szlochała w słuchawkę, nie mogąc poradzić sobie z krzywdą, którą nieświadomie wyrządziła Schlierenzauerowi.


~*~
Bo w piątek mnie nie będzie, a teraz siedzę i się nudzę właściwie.
Bo tego.
Schlierenzauer.
I w ogóle.