-
Blanka...
- Nie chcę o tym rozmawiać, Thomas - ucięła stanowczo.
Morgenstern patrzył na nią z rozpaczą.
- Nie możesz siedzieć zamknięta w pokoju i gapić się w
sufit.
- Mogę. - Zacisnęła wargi i odsunęła się, kiedy próbował
ją objąć. Bała się mu powiedzieć, dlaczego nie chciała z nim rozmawiać o
śmierci ojca. Bała się przyznać, że go już nie kocha.
- Martwię się o ciebie - powiedział cicho skoczek.
Prychnęła. Powoli traciła bariery, traciła samą siebie. Już nie potrafiła
udawać, że kocha Morgensterna.
- Wiem - szepnęła. Raniła siebie, raniąc jego, jakby nie
była jeszcze wystarczająco pokaleczona. A nie miała nikogo, kto mógłby opatrzyć
jej rany. Thomas patrzył na nią z bólem, ale ona nie mogła mu pomóc, nie
chciała, nie potrafiła. Wszystko byłoby prostsze, gdyby go kochała. Ale my,
ludzie, mamy jedną wspólną cechę. Wszyscy lubimy komplikować sobie życie.
- Idź już - poprosiła. - Na trening. Idź.
Nie chciał jej zostawiać, ale wiedział, jak wściekły
będzie Pointner, jeśli nie pojawi się na oficjalnym treningu.
- Blanka... obiecaj, że nic sobie nie zrobisz - odezwał
się niepewnie, kiedy w głowie rozbłysła mu niejasna myśl, że Grabarska mogłaby
spróbować skrzywdzić samą siebie. Zadrżał. Dziewczyna powoli pokiwała głową.
- Obiecuję, Thomas - mruknęła. Nie był w stanie jej w
pełni uwierzyć, widział, jak bardzo pokaleczona była, jak mocno zraniła ją
śmierć ojca, jak wielki cios zadała jej matka, informując ją o tym dopiero po
pogrzebie, by nie wracała do Polski.
- Martwię się o ciebie - powtórzył. Dziewczyna wzruszyła
ramionami, patrząc pustym wzrokiem na krople deszczu spływające po drugiej
stronie szyby. - Coś się z tobą dzieje, Blanka. Widzę to. Coś bardzo
niedobrego.
- Mój ojciec nie żyje, Thomas - powiedziała pustym,
cichym głosem. - Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam, rozłączyłam się, bo
przyszedłeś, a on chciał mi coś powiedzieć. Kiedy umierał, ja byłam tutaj, z
tobą, świetnie się bawiąc. Nie byłam na pogrzebie, nawet nie wiem, gdzie jest
pochowany. Nie umiem się za niego pomodlić, nie będę miała już okazji, żeby mu
powiedzieć, że był dla mnie ważny i nie wrócę do Polski, do domu, już nigdy.
Nie mam już po co wracać. Tak, Thomas, dzieje się coś złego. Od dawna.
Drżała, widział to, chciał ją objąć, ale gorycz w jej
głosie odepchnęła go. Jakby nie mówiła tylko o śmierci ojca. Jakby raniło ją o
wiele więcej rzeczy, zbyt wiele, by była w stanie sobie z nimi poradzić.
- Idź już - poprosiła. Chciał zostać, chciał jej jakoś
pomóc. Ale nie potrafił, już nie. Wyszedł, zostawiając ją samą, w pokoju, w
którym ciszę przerywał tylko deszcz za oknem.
Nie
poszła na konkurs. Nie śpiewała. Nie była w stanie, nie miała na to siły. W
ogóle nie wychodziła z pokoju. Nawet nie płakała, po prostu siedziała, patrząc
przez okno na Innsbruck. Na odległy zarys Bergisel, miejsce, gdzie uciekła, gdy
dowiedziała się o śmierci ojca. Nie miała siły płakać, nie miała siły na nic.
Jakby umarło w niej coś bardzo ważnego, coś, bez czego nie była już w stanie
normalnie funkcjonować. Bała się tak żyć, ale nie wiedziała, co zrobić, by
wrócić do normalności. Nie wiedziała, czy to w ogóle było jeszcze możliwe. A
nie umiała prosić o pomoc. Drgnęła, słysząc nieco niepewne pukanie do drzwi.
Nie reagowała, nadal patrzyła w okno. Nie chciała z nikim rozmawiać, słuchać
kolejnego wykładu o tym, że powinna wyjść z pokoju, popłakać i żyć dalej, że
właściwie to nic takiego się nie stało. Stało się. Stało się zbyt wiele różnych
rzeczy, by mogła wrócić do normalności, do dawnej siebie. Już nie. Nigdy nie
będzie Blanką, która rozmawiała z Koflerem na lotnisku w Oslo o chłopakach z
kadry, która pisała piosenki dla Thomasa Morgensterna, która potrafiła bez słów
porozumieć się z Tomem Hilde... Tamta Blanka umarła, zniknęła, nie było jej i
miała już nigdy nie wrócić.
- Blanka, otwórz. - Zamknęła oczy, słysząc ten głos. Nie
chciała widzieć nikogo, ale wiedziała, że Schlierenzauer, stojący po drugiej
stronie drzwi, nie odpuści. Niechętnie wstała z łóżka i powlokła się do drzwi.
- Ilu was jest? - spytała.
- Tylko ja - odparł Austriak. Otworzyła drzwi i wróciła
na łóżko, nie patrząc nawet na skoczka. Wszedł do pokoju, patrząc na nią
niepewnie.
- Wiesz, że zawsze będę przy tobie, prawda? - odezwał się
po kilku długich minutach milczenia. Pokiwała głową, wpatrując się w skoczka
pustym wzrokiem.
- Jestem wdzięczna - szepnęła. Zamknęła oczy i położyła
się na plecach, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Poczuła, że Schlierenzauer
usiadł obok niej. - Opowiedz mi o konkursie - poprosiła. - Opowiedz mi o
czymkolwiek.
Wpatrywał się w nią uparcie, z troską, śledząc wzrokiem
każdy jej ruch. Martwił się o nią, bardziej niż Kofler, bardziej niż Hilde,
który prawie nic nie wiedział, może nawet bardziej niż Morgenstern.
- Andreas wygrał - powiedział cicho. - Kofler. Po pierwszej
serii prowadził Stoch, ale zepsuł drugi skok. Byłem drugi.
- Gratulacje - wtrąciła Grabarska, otwierając oczy.
Uwielbiał kolor jej tęczówek, taki miodowy, czysty, tak podobny do oczu jego
siostry. - Cieszę się. Naprawdę się cieszę, Gregor.
Pokiwał głową, przyglądając jej się uważnie. Zaciskała
wargi, jakby z trudem powstrzymywała łzy. Bał się o nią, że sobie coś zrobi, że
w którymś momencie nie wytrzyma, upadnie, a obok nie będzie nikogo, kto mógłby
ją złapać.
- I utrzymałem prowadzenie w Turnieju - dodał. - Może
wreszcie uda się to wygrać. Chciałbym.
- Uda się - zapewniła go dziewczyna. - Musi się udać,
Gregor. Zasługujesz na to. - Uśmiechnęła się, siadając na łóżku. Instynktownie
wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie, próbując uchronić przed całym
światem.
- Jesteś dla mnie jak brat - mruknęła. Rozciągnął wargi w
niewyraźnym uśmiechu, kiwając delikatnie głową.
- I zawsze będę - odparł.
Pokręciła
głową.
- Nigdzie nie idę, Schlierenzauer - prychnęła. Austriak
wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Musisz się przewietrzyć, Blanka. Zobaczyć światło
dzienne. Nie pozwolę ci siedzieć samej w tym pokoju całymi dniami. Chodź. -
Chwycił ją za rękę i pociągnął lekko. Przewróciła oczami i zrobiła dwa kroki do
przodu. Skoczek podał jej ciepłą, puchową kurtkę.
- Gregor, mój ojciec nie żyje - przypomniała cicho.
- Moja siostra też - odparł. - Musisz dalej funkcjonować,
Blanka. Martwimy się o ciebie, wszyscy. Thomas wariuje, a ty nie chcesz z nim
rozmawiać. Blanka, czemu nie chcesz z nim rozmawiać?
Zacisnęła wargi. Nie potrafiła powiedzieć Gregorowi, że
już nie kochała Morgensterna. I nie potrafiła rozmawiać z jasnowłosym
skoczkiem, unikała go, jak tylko mogła, byle tylko nie patrzeć w jego śliczne,
niebieskie oczy i nie wiedzieć tego bólu, którego była powodem.
- Chodźmy na ten spacer, miejmy to już z głowy -
mruknęła. Wyszła pierwsza ze swojego pokoju, nie zauważając lekko triumfalnego
uśmiechu na twarzy Schlierenzauera.
Milczeli,
idąc obok siebie przez zaśnieżony Innsbruck. Instynktownie kierowali swoje
kroki w stronę Bergisel.
- Zimno mi - mruknęła Blanka, opierając się ramieniem o
bramę skoczni. - Chodź na górę - poprosiła. - Na jakąś kawę, albo coś.
Pokiwał głową i pchnął furtkę, wpuszczając dziewczynę na
teren obiektu. Wpatrywał się w kilka niesfornych kosmyków jej brązowych włosów,
które wymknęły się spod wełnianej czapki. Z wyglądu nadal przypominała mu Evę,
ale z charakteru już dawno była dla niego tylko Blanką Aliną Grabarską.
Zupełnie inną dziewczyną, niż jego siostra. Silniejszą i jednocześnie bardziej
kruchą, jeśli to w ogóle możliwe.
- Spadam stąd - mruknął nagle. Odwróciła się gwałtownie,
patrząc na niego z uniesionymi brwiami, na środku zeskoku Bergisel.
- Co? - spytała. Wzruszył ramionami.
- Spadam. Nie muszę cię niańczyć - stwierdził, zaciskając
wargi. Grabarska zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Jaki ty masz, do cholery, problem? - wycedziła. - W co
ty grasz, Schlierenzauer, co? Co ty odwalasz?
- Chcesz wiedzieć, jaki ja mam problem? - spytał
zaczepnie. - Chcesz wiedzieć? CIEBIE! Ty jesteś moim cholernym problemem,
Blanka. Wyglądasz jak moja siostra, która nie żyje, która zginęła przez
Morgensterna, a ty z nim jesteś, sypiasz z nim i jesteś szczęśliwa, a to
powinna być Eva, nie ty! Nienawidzę cię, odkąd cię poznałem, ale kiedy byliśmy
zamknięci w jednym pokoju, coś się zmieniło. Zobaczyłaś, jaki jestem, a ja
zobaczyłem, jaka ty jesteś. I to jest mój problem! To, jaka jesteś, jak krucha,
to, że ciągle muszę cię ratować, a najchętniej rzuciłbym to w cholerę, byle być
dalej od ciebie! Ty jesteś moim problemem, bo cię kocham, Blanka! Kocham cię -
rzekł miękko. Rozchyliła lekko drżące wargi.
- Gregor... dlaczego mi to mówisz? - spytała
rozpaczliwym, pełnym bólu szeptem.
- Bo nie chcę spędzić całego życia zastanawiając się, co,
jeśli mnie kochałaś, a ja milczałem - odparł, uśmiechając się smutno.
Wpatrywała się w niego ze strachem, z rozpaczą, ze smutkiem. Wahając się,
zrobił krok w przód i delikatnie musnął wargami jej policzek.
- Przepraszam, Blanka - powiedział. Odwrócił się i
odszedł, zostawił ją samą na zeskoku pięknej, świętej Bergisel, wpatrującą się
ze łzami w oczach w jego oddalające się plecy.
Czuła
się, jakby brakowało jej tlenu. Jakby świat wirował pod jej stopami. Płonęło
jej serce, płonęło całe ciało, z bólu, żalu, uczuć, których nie potrafiła
zdefiniować. Nigdy nie pomyślałaby, że Gregor mógł ją pokochać. Nigdy nic nie
dostrzegła. Był przecież jej przyjacielem, bratem, którego nigdy nie miała. Nagle
wszystko zaczęło układać jej się w głowie. Dlaczego nie potrafił patrzeć na nią
i Thomasa, dlaczego był wściekły, kiedy zaczęli ze sobą sypiać, czemu został z
nią w szpitalu po wypadku Toma i czemu opiekował się nią, kiedy tego
potrzebowała. Kochał ją.
- Kocha mnie - wyszeptała, ważąc te słowa w ustach.
Brzmiały nierealnie, jak opowieść o Kopciuszku. Bajki się nie zdarzają, to
tylko fikcja. Kopciuszek nigdy nie pojechał na bal, został w domu macochy,
coraz bardziej tłamszony i nieszczęśliwy. Książę nie był ideałem, ożenił się z
bogatą dziewczyną, którą wybrali mu despotyczni rodzice. Kopciuszek popełnił
samobójstwo, nie mogąc znieść otaczającej go, wymierzonej przeciw niemu
nienawiści, a Książę zdradzał swoją żonę, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Wzrok żony go ranił, tak jak złe słowa raniły Kopciuszka. Nie ma bajek. Jest
tylko rzeczywistość.
A rzeczywistość bolała Blankę bardziej niż kiedykolwiek
przedtem. Raniła swoich bliskich, raniła Thomasa, raniła Gregora, nie zdążyła
się pożegnać z ojcem, Hilde tkwił w Norwegii, próbując wrócić do siebie po
upadku. Została całkiem sama. A przez całe swoje życie najbardziej bała się
samotności.
Impulsywnie wyjęła telefon z kieszeni. Nie przejmowała
się czymkolwiek. Spojrzała na szczyt Bergisel, pomieszczenie, gdzie skryła się
po telefonie od matki, gdzie znalazł ją wtedy Schlierenzauer, a wtedy tylko on
potrafił ją uspokoić.
Jak brat.
Wybrała numer Toma i przyłożyła słuchawkę do ucha.
Miarowy sygnał nie uspokajał, wręcz przeciwnie, doprowadzał ją do szału.
Potrzebowała rozmowy z kimś, kogo jeszcze nie skrzywdziła.
- Coś się dzieje? - Hilde miał zmartwiony głos, jakby na
odległość wyczuwał ból Grabarskiej. Dziewczyna przełknęła łzy. Nie potrafiła mu
powiedzieć. Nie tak. Nie w tamtej chwili.
- Tom... mogę sobie popłakać do telefonu? - spytała
cicho.
- Jasne. - Oboje milczeli, po twarzy Polki płynęły łzy.
Po drugiej stronie słuchawki, w Norwegii, Hilde zaciskał nerwowo dłonie w
pięści, walcząc z cisnącymi mu się na usta pytaniami. Znowu się o nią bał. I
znowu nie mógł nic zrobić.
Szlochała w słuchawkę, nie mogąc poradzić sobie z
krzywdą, którą nieświadomie wyrządziła Schlierenzauerowi.
~*~
Bo w piątek mnie nie będzie, a teraz siedzę i się nudzę właściwie.
Bo tego.
Schlierenzauer.
I w ogóle.