Pokochała Lillehammer. Przez tę atmosferę, urokliwe kawiarnie, przez Morgensterna… Morgenstern. Mimo wszystko chciała z nim być. Wiedziała, że jej matka się wścieknie, że Pointnerowi się to nie spodoba, ale nie chciała o tym pamiętać. Chciała się skupić na tych dwóch pocałunkach, dwóch momentach, kiedy ich wargi się wreszcie połączyły, po tylu długich godzinach, dniach oczekiwania. Tylko to było ważne. Otworzyła zeszyt z tekstami piosenek zespołu Queen i zaczęła niecierpliwie przerzucać kartki. Obiecała organizatorom utwory Freddie’ego Mercury’ego na ten konkurs. Nie miała pojęcia, co wybrać. Nie chciała śpiewać tych najsłynniejszych piosenek, jak „We are the champions” czy „Show must go on”. Trafiła na jedną ze swoich ulubionych. Zanuciła początek, próbując przypomnieć sobie melodię. Nadal ją pamiętała. Fascynowało ją to, nigdy nie zapominała nut, dźwięków.
- You just gotta be strong and believe in yourself… – zaśpiewała półgłosem jeden ze swoich ulubionych utworów.
- Co to za piosenka? – Uśmiechnęła się lekko.
- Nie wmawiaj mi, Fettner, że słuchasz Queenów – rzuciła złośliwie. Skoczek roześmiał się cicho.
- Może i nie słucham – odparł. – Ale ciebie, przypadkiem, już tak. Co to za piosenka? – ponowił pytanie. Blanka splotła ręce na piersiach.
- Czegoś chcesz, Manu? – zapytała chłodnym tonem.
- Pointner kazał przekazać, że, cytuję: „więcej zimnej kalkulacji”. Coś to miało znaczyć, czy Alex pomaga ci rozwiązywać krzyżówkę? – Roześmiała się sztucznie, zaciskając dłonie w pięści. To było ich życie, jej i Thomasa. Pointner nie miał prawa w to ingerować.
- Powinieneś zapytać Alexa – odparła Grabarska. Spojrzała ponownie w zeszyt i zagięła róg kartki na piosence „Keep passing the open windows”. Fettner popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- Polonia, co ty kombinujesz? – spytał skoczek. Wzruszyła ramionami. Boże, idź na trening, gdziekolwiek, błagała go w myślach. Bała się,że się wyda. Że to miał być tylko układ, że Pointner jest na nich wściekły, że matka zabrania jej być z Morgensternem… Dźwięk dzwonka wydobywający się z jej kieszeni uratował ją od kłopotliwej rozmowy z Manuelem. Rzuciła przepraszające spojrzenie skoczkowi, wyjmując komórkę z kieszeni.
- Muszę odebrać – powiedziała. Pokiwał głową i wyszedł szybkim krokiem z jej pokoju. Nie zauważył, że coś było nie tak. Niczego się nie domyślał. Polka nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do kieszeni.
- Blanko, jestem z ciebie dumna. – Zadrżała na dźwięk głosu matki. Zacisnęła mocniej palce na aparacie.
- Dziękuję – rzuciła chłodno. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Cieszę się, że dałaś sobie spokój z uczuciami – powiedziała Helena. A więc jednak. Myślała, że jej córka nie kochała Morgensterna. – Świetnie gracie. Pocałunek w padającym śniegu bardzo ładny, bardzo teatralny. Ale skupiaj się na śpiewie, Blanko. Nie zapominaj, co jest ważne – nakazała. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze – rzekła tylko. – Muszę kończyć, idę na koncert. – Dla matki to był koncert, impreza przeznaczona dla Blanki, nie dla skoczków. Dla młodej Grabarskiej… po części ten występ stał się okazją przekazania Morgensternowi wiadomości.
- Uważaj na gardło – ostrzegła ją jeszcze matka. Zakończyła połączenie, wpatrując się jeszcze przez moment w ekran telefonu. Świetnie gracie… Gdyby tylko musiała grać…
Alexowi się do nie spodoba. Alex się wścieknie. Alex dostanie szału. Morgenstern miał sięgnąć po kolejną Kryształową Kulę w tym sezonie. Ale dwunaste miejsce w pierwszym konkursie w Lillehammer nie dawało mu wielkich nadziei na triumf w generalnej klasyfikacji. Thomas spojrzał niepewnie w stronę gniazda trenerskiego. Pointner rozmawiał o czymś z Łukaszem Kruczkiem, uśmiechając się sztucznie. Być może gratulował mu trzeciego miejsca zajętego przez Kamila Stocha. Lubił Kamila. Sympatyczny, młody chłopak z wielkim talentem i niezbyt dobrym trenerem. Może rozwinie się bez obecności Małysza w kadrze, może to skoczek z Wisły go napędzał do skakania… Przestań, Morgenstern. Nie analizuj kariery Stocha, na to jeszcze masz czas w życiu. Dostrzegł Blankę zbiegającą po schodkach ze sceny. Miała na sobie tylko sukienkę, tym razem czarną, sięgającą kolan. Podszedł do niej szybkim krokiem, rozpinając swoją kurtkę. Bez słowa zarzucił ją dziewczynie na ramiona.
- Schlierenzauer miał lepszy wiatr – wydyszała, stając przed nim. Morgenstern uśmiechnął się lekko.
- Blanka, ty się nie znasz na skokach – zauważył. Wzruszyła ramionami, prawie strącając jego kurtkę z pleców. Poprawił ją delikatnym, czułym gestem.
- Nie mógłby z tobą wygrać – odparła. – Jesteś najlepszy – dodała z uśmiechem. Kochał jej uśmiech. Kochał jej głos. Kochał jej miodowe, błyszczące tęczówki. Kochał… ją, Blankę Alinę Grabarską, dziewiętnastoletnią Polkę z małego miasteczka. Cholera, nie powinien się zakochiwać tak mocno. Ale nie miał na to wpływu. Dziewczyna rozejrzała się nieco nerwowo. Kofler stał niedaleko, rozmawiał ze Schlierenzauerem i Wolfim. Fettner sprzeczał się o coś z Davidem Zaunerem. Dostrzegła też niedaleko Toma Hildego i Bjoerna Einara Romoerena z resztą norweskiej kadry. Odwróciła się i spojrzała znowu na Morgensterna. Uśmiechał się do niej ciepło. Zauważyła, że drżał lekko w swojej czerwonej, polarowej bluzie. Zdjęła z siebie kurtkę i wepchnęła mu ją w ręce.
- Muszę iść śpiewać – wyjaśniła krótko. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Odwróciła się i ruszyła przed siebie szybkim, zdecydowanym krokiem.
- Kocham cię, Blanka – rzucił w przestrzeń, przekonany, że już go nie słyszy.
Uśmiechnęła się. Właśnie zmieniła piosenkę, którą planowała zaśpiewać. Czuła chłód bez kurtki Morgensterna, ale na scenie było ciepło. Morgenstern. Usłyszała, co powiedział. Zabrzmiało… jak muzyka. Pięknie. Dwa słowa, dziewięć liter, i jej imię, upewniające ją, że to o niej. Wbiegła na scenę i z uśmiechem pomachała do publiczności. Byli tu dla skoków, dla skoczków, nie dla niej. A jednak ją pokochali, jej głos, jej talent.
- Ten utwór chciałabym zadedykować pewnej osobie, pewnemu skoczkowi – powiedziała po angielsku, stając na środku sceny i chwytając mikrofon. – And I was born to love you… – zaczęła śpiewać, tak po prostu, patrząc przed siebie. – With every single beat of my heart…- Bili jej brawo. Pięknie śpiewała. Czuła tę piosenkę, naprawdę, całym ciałem, całą sobą. Zaczęła szukać wzrokiem skoczków, Thomasa. W końcu go dostrzegła. W żółtej kurtce i tej charakterystycznej, śmiesznej czapce. Stał obok Andreasa, Gregora i Manuela. Nawet z tej odległości widziała, że się uśmiechał.
Wpatrywał się w scenę z lekko rozchylonymi ustami. Śpiewała, tak pięknie śpiewała. Ale ta piosenka… Dedykowana jednemu ze skoczków, piosenka o miłości. Spojrzał niepewnie na Koflera. Przyjaźnili się, spędzali ze sobą dużo czasu. Czy to możliwe, że Blanka udawała związek z Morgensternem, czując jednocześnie coś do Andreasa? Musiał wiedzieć. Nade wszystko, musiał poznać prawdę.
- Andreas, czy ty… czy wy… – zaczął niepewnie. Schlierenzauer, Kofler i Fettner spojrzeli na niego z zainteresowaniem.
- Wyduś to z siebie, Gwiazdeczko – rzucił Manuel. Gregor przyjrzał się uważnie Thomasowi i jego lekko przerażonemu spojrzeniu.
- To dla ciebie śpiewa, kretynie – powiedział z irytacją Schlierenzauer. Morgenstern otworzył jeszcze szerzej usta, wpatrując się w odchodzącego szybkim krokiem kolegę z kadry.
- Morgen, ty naprawdę myślałeś, że to nie do ciebie? – zapytał Kofler. Blondyn niepewnie pokiwał głową. Fettner przewrócił oczami.
- Kretyn, no kretyn – mruknął. – Czy ty jesteś na tyle ślepy, że nie widzisz, jak ona cię kocha?
- Manu, nie przesadzaj, bo Morgi cię zabije – ostrzegł go Andreas. – Thomas, a ty na co niby czekasz? – zwrócił się do Morgensterna. Blondyn z lekko nieobecnym uśmiechem pokiwał powoli głową i ruszył w stronę sceny. Fettner i Kofler wpatrywali się w jego plecy.
- Cholera, aż mam ochotę go kopnąć – mruknął Manuel. – Tak żeby go obudzić.
- Daj spokój, Fett – rzekł Andreas. – On jeszcze nigdy się tak nie zakochał. – Miał rację.
Przyspieszał z każdym krokiem, chcąc jak najszybciej dotrzeć na scenę. Do Blanki. Schlierenzauer, cholera, akurat Schlierenzauer, ale to on uświadomił mu to, co powinien sam dostrzec. Śpiewała dla niego. O tym, że urodziła się, by go kochać. Ochroniarze rozstąpili się, umożliwiając mu wejście na scenę. Morgenstern wbiegł po schodkach i stanął na skraju podestu. Miała zarumienione policzki, błyszczące oczy, włosy opadały jej na twarz. Właśnie kończyła piosenkę. Ruszył w jej stronę. Usłyszał krzyki dochodzące z tłumu, ale nie zwracał na to uwagi. Odwróciła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem, wyśpiewując ostatnie nuty.
- I was born to love you… – zaśpiewała, patrząc mu prosto w oczy. Podszedł do niej. Stał tuż obok. Tym razem już się nie wahał, nie czekał, aż ktoś im przeszkodzi. Ujął jej rozgrzaną z emocji twarz w dłonie i pocałował ją, na oczach wszystkich, na scenie. Rozległy się brawa, zignorowali je, jeszcze mocniej do siebie przylgnęli, jakby świat miał się za chwilę skończyć.
- Kocham cię, Blanka – wyszeptał Morgenstern, nie patrząc na nią, wciąż trzymając drobne ciało szatynki w ramionach. Wyswobodziła się z uścisku.
- Ja ciebie też, Thomas – powiedziała, uśmiechając się promiennie. Nie zdawali sobie nawet sprawy, że włączony mikrofon rejestrował każde słowo.
-Thomas, wyjaśnij mi jedną rzecz. – Stali na hotelowym tarasie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo nad Lillehammer. Morgenstern spojrzał pytająco na Grabarską.
- O co chodzi?
- Skąd wiedziałeś, że śpiewałam dla ciebie? – zapytała. Roześmiał się cicho.
- Intuicja? – Potrząsnęła ciemnymi włosami.
- Thomas, jesteś wspaniałym facetem, ale intuicji nie masz – powiedziała, śmiejąc się. Spojrzał na nią z wyrzutem. Niechcący trafił wzrokiem na jej oczy. Miodowe, błyszczące tęczówki go hipnotyzowały. Kochał je. Kochał JĄ.
- Schlierenzauer – powiedział w końcu. – Schlierenzauer powiedział, że to dla mnie. – Otworzyła szeroko oczy, zdumiona.
- A skąd ON wiedział? – wydusiła po chwili. Blondyn wzruszył lekko ramionami.
- Manuel i Andi też wiedzieli, ale Schlier chyba jako jedyny się zorientował, że JA się nie domyśliłem. – Dziewczyna uderzyła go lekko w przedramię. – A to za co? – spytał z udawanym oburzeniem.
- Nie domyśliłeś się? Thomas, naprawdę? – rzuciła, próbując powstrzymać radosny śmiech wyrywający się z jej gardła. Morgenstern spojrzał na nią z powagą w błękitnych oczach.
- Nie mogłem uwierzyć, że… że mogłabyś to śpiewać dla mnie – powiedział cicho. Blanka spoważniała. Przecież go kochała!
- Dlaczego? – spytała szeptem. Wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął jej chłodnego policzka.
- Jesteś idealna, Blanka – odparł. – Dla mnie jesteś idealna. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie jestem idealna – zaprzeczyła cicho. Może i miała rację. Może i tak. Ale Morgensterna to nie obchodziło.
- Ja też nie. – Milczeli przez chwilę.
- Thomas… – odezwała się nagle Polka. – Wiesz, że to nie tak powinno być.
- A jak? – spytał zaczepnie skoczek. Dziewczyna nabrała głęboko mroźnego powietrza do płuc.
- Mieliśmy być sobie obcy. Tylko udawać. To wszystko komplikuje, Thomas. I dobrze o tym wiesz.
- Nie obchodzi mnie to – prychnął blondyn. Chwycił ją za dłonie i obrócił, tak, że stała przodem do niego. Dzieliły ich centymetry. Znowu. Uwielbiał tę bliskość. – Blanka, nie obchodzi mnie, co myślą inni, i dobrze o tym wiesz. Kocham cię. – Wtuliła się w jego kurtkę. Objął ją lekko, gładząc po włosach.
- Ja ciebie też kocham – mruknęła dziewczyna gdzieś w okolicach jego obojczyka. Uśmiechnął się lekko.
- Chyba powinienem podziękować Gregorowi – stwierdził w zamyśleniu Morgenstern. Grabarska roześmiała się.
- Przeraża mnie to, ale ja też – odparła. Podniosła głowę i spojrzała skoczkowi prosto w oczy. – I Alexowi. I mojej mamie. – Rzucił jej pytające spojrzenie.
- A im niby czemu? Przecież zabraniają nam być razem.
- Ale gdyby nie ten idiotyczny pomysł z udawaniem związku, nigdy bym cię nie poznała – zauważyła szatynka. Pokiwał głową i delikatnie pocałował ją w czoło.
- Wyślemy im kosze słodyczy? – zaproponował. Znowu się roześmiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz