poniedziałek, 23 grudnia 2013

[29] Broken promises


- Obiecałam sobie, że nauczę się żyć bez ciebie, Gregor - powiedziała tonem pełnym bólu. Zanim zdążył zareagować, zamknęła mu drzwi przed nosem.

Oparła się o nie plecami i osunęła na podłogę, łkając bezgłośnie. Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. Ale to bolało, tak bardzo bolało, każdy skrawek jej ciała płonął w tęsknocie za delikatnym dotykiem austriackiego skoczka. Nienawidziła go za to, że pokochała go tak mocno, że w ogóle go pokochała. To nie tak powinno być. Powinna być z Thomasem, kochać jego, nie Gregora, kiedyś zmienić nazwisko na Morgenstern... Los wyraźnie jej nienawidził, zsyłając na nią zakazaną miłość do Schlierenzauera. Wytarła łzy wierzchem dłoni i wstała z podłogi. Robiła to mechanicznie, nie do końca świadomie. Ale nie potrafiła już tak żyć. Nacisnęła klamkę i zamknęła oczy, bojąc się, że zobaczy tylko pusty korytarz. Ten strach ją paraliżował, bardziej niż jakikolwiek inny. Że mogłoby go nie być. Lękała się otworzyć oczy.
- Blanka, spójrz na mnie.
Miała wrażenie, że ulga rozsadzi ją od środka. Łagodny głos Schlierenzauera wywołał na jej twarzy lekki, mimowolny uśmiech. Otworzyła oczy. Nadal tam był. Wciąż nieco niepewna, wyciągnęła ręce i dotknęła palcami jego klatki piersiowej, upewniając się, że nie był tylko pięknym snem.
- Nie potrafię - rzekła drżącym szeptem. - Nie umiem już bez ciebie śpiewać, żyć oddychać... Nie umiem, Gregor. Już nie.
Znowu łzy popłynęły po jej bladych policzkach. Schlierenzauer przez moment wpatrywał się w nią w milczeniu, zdezorientowany. Jakby nie był w stanie do końca uwierzyć w swoje szczęście. W końcu, po długiej, wyboistej drodze, nareszcie się odnaleźli. Starł dłonią słone krople z jej twarzy i zaczął obrysowywać palcami jej rysy. Kiedy przejechał kciukiem po wargach, te natychmiast rozchyliły się, łapiąc płytkie, przyspieszone oddechy. Patrzył w te piękne, polskie, bursztynowe oczy i nie pamiętał już, że takie same miała jego siostra, Eva. Liczyła się już tylko Blanka.
Pocałował ją delikatnie, głaszcząc po policzku. Zacisnęła palce na jego koszulce i pociągnęła do środka pokoju. Oderwał się od niej i zamknął za sobą drzwi. Wpatrywała się w niego żałośnie, oczami pełnymi bólu. Tego wszystkiego było dla niej po prostu zbyt dużo. Była tak krucha pod swoją maską siły. Tak krucha... Drżała od tłumionego płaczu.
Pod wpływem impulsu Schlierenzauer przycisnął ją mocno do siebie, krępując jej ruchy.
- Już dobrze, Blanka... - wyszeptał. - Jestem tu. Nie zostawię cię.
Pociągnęła cicho nosem gdzieś w okolicach jego ramienia. Poczuł napór drobnych dłoni na swoją klatkę piersiową. Pozwolił jej wyplątać się ze swoich objęć. Była taka drobna, taka delikatna...
- Gregor... dobrze wiesz, że to nie jest w porządku - powiedziała cicho. Widział, jak bardzo starała się być silna, ile ją to kosztowało, ta wewnętrzna walka w jej sercu. On też próbował być silny.
Ale byli silni już zbyt długo. Znowu przycisnął ją do siebie, całując lekko w szyję.
- Wiem - mruknął. Zacisnęła palce na jego koszulce, odchylając głowę.
- Nie powinniśmy - szepnęła, pozwalając mu zdjąć z siebie bluzkę. Schlierenzauer uśmiechnął się lekko.
- Wiem.
Szybko zrzucił z siebie koszulkę i przywarł do drobnego, rozgrzanego ciała ukochanej dziewczyny. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, coraz bardziej rozpaczliwe. Jakby jutra miało nie być, jakby bali się, że po tej jednej nocy stracą siebie na zawsze, jako pokuta za jeden słodki grzech.
- Gregor - jęknęła Blanka, odrywając usta od warg skoczka.
W tym jednym słowie zawarła wszystko. Miłość, ból, pożądanie, poczucie winy... Cała barwna gama przytłaczających ją emocji.
Schlierenzauer delikatnie położył jej palec na drżących wargach.
- Cii...
To nie było teraz ważne. Liczyli się tylko oni, ich polsko-austriacka miłość i złamana obietnica.

            - Gregor... - szepnęła, wtulona w nagi tors skoczka. - Wiesz, że to nie fair...
Pogłaskał delikatnie jej ciemne, pofalowane włosy. Tak bardzo ją kochał.
- Nie umiem bez ciebie żyć, Blanka - mruknął. - I inni powinni to zrozumieć. Że z taką miłością nie da się walczyć.
Uśmiechnęła się blado. Bała się tego, co będzie dalej, bała się nienawiści, bała się fali krytyki, ale najbardziej bała się, że znowu go straci. Że któreś z nich nie wytrzyma, odejdzie, zniknie, razem z ich miłością.
Nie mogła go stracić.
- Kocham cię - wyszeptała. Na jego nieogolonej twarzy zajaśniał uśmiech. Nie ten, który najczęściej prezentował światu, sarkastyczny, chłodny, kłamliwy. Był całkowicie szczery. I był całkowicie szczęśliwy.
- Ja ciebie też kocham, mała - mruknął, całując jej włosy. - Najbardziej na świecie.
Nie przypominała już mu jego utraconej siostry. Przypominała mu tylko samą siebie, jego kruchą jak szkło, drobną, delikatną Blankę, którą chciał uratować od całego świata. Taką, jaką kochał najbardziej.
- Mała? - spytała kpiąco Grabarska. Schlierenzauer zaśmiał się cicho.
- Mała - przytaknął. - Maleńka. I moja.
Przyciągnął ją mocniej do siebie, oplatając ramionami.
- Twoja - zgodziła się.
- A teraz śpij. Śpij, skarbie - poprosił. - Zostanę z tobą.
Pokiwała głową, zamykając oczy. Przy nim nareszcie czuła się bezpieczna i spokojna. Za oknem, nad zakopiańskimi uliczkami szalała wichura. A w jej sercu panował spokój.

            Wiatr na zewnątrz ustał, słońce przebijało się przez chmury, rozświetlając feerią barw leżący na szczytach Tatr śnieg. W pokoju było chłodno, przez nieszczelne okno do środka wnikało mroźne powietrze z dworu. Instynktownie owinęła się kołdrą, jeszcze nie do końca rozbudzona. Otworzyła oczy i spojrzała w bok z szerokim uśmiechem.
- Gre...
Łóżko było puste, poduszka nie nosiła śladów użytkowania. Jej ubrania leżały złożone na krześle.
Żadnych śladów obecności Schlierenzauera.
Uciekł? Nie kochał jej? Wystraszył się? Nie chciał związku?
A może ich wspólna noc była tylko pięknym snem, cudownym wytworem zmęczonego tęsknotą mózgu?
- Gregor... - wyszeptała. Po jej policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Nie chciała go stracić. Nie mogła, nie teraz. Nie po tym wszystkim.
Otwartymi ustami łapała łapczywie powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg, łaknąca tlenu. Schlierenzauer był jej tlenem.
A teraz ten tlen zniknął. Zniknął, a może wcale go nie było. Może zaczynała już powoli tracić zmysły.
Nawet nie drgnęła na dźwięk otwieranych drzwi. Jakby nagle już na niczym jej nie zależało.
- Blanka, na Boga, to mógł być ktoś niebezpieczny!
Powoli odwróciła się. Po jej policzkach nadal płynęły łzy.
- Co się stało? - spytał, znajdując się błyskawicznie obok niej, biorąc ją w ramiona i kołysząc lekko. - Blanka, skarbie, co się stało?
Powoli się uspokajała. Był tu, przy niej, wrócił. Więc nie był tylko snem.
- Bałam się, że mnie zostawiłeś - wyszeptała, przeciągając palcami po jego nieogolonym policzku.
- Nigdy cię nie zostawię, kochanie - odparł Schlierenzauer. Przycisnął ją mocniej do siebie. - Przynajmniej nie z własnej woli - mruknął, jakby przeczuwając to, co dopiero miało nadejść.
- Gdzie byłeś? - spytała żałośnie. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Szukałem czegoś do jedzenia - wyjaśnił. - Ale znalazłem tylko mrożoną pizzę, wafelki Koflera i moje energetyki - dodał. Grabarska zmarszczyła lekko brwi.
- Daj wafelki - mruknęła. Podniósł się, złapała go za koszulkę i pociągnęła do siebie. - Albo nie. Zostań. Zostań ze mną - poprosiła.
- Zostanę - obiecał. - Zostanę.

            Stała niedaleko zeskoku, wmieszana w tłum polskich kibiców, z czapką naciągniętą na oczy i rękami wbitymi w kieszenie. Nie patrzyła na skoczków lądujących po kolei na ubitym śniegu, słuchała komentatorów, wpatrując się w swoje buty. Na skórze wciąż czuła wspomnienie dotyku Schlierenzauera, jej włosy pachniały jego wodą po goleniu. Mimowolnie uśmiechała się sama do siebie, ale część jej obawiała się tego, co będzie dalej. Reakcji innych. Pierwszego kryzysu. Bała się, ale nie chciała go tracić.
Podniosła wzrok, słysząc wywołane nazwisko Morgensterna. W locie wyglądało to dobrze, wydawało się, że skoczek ma szanse na wygraną. Wylądował daleko, ale nie uśmiechał się. Doskonale wiedziała, że to przez nią.
Zachwianie, odjechanie narty, gwałtowny ruch rękami. Upadł, staczając się po zeskoku.
Zakryła usta dłonią, tłumiąc krzyk. Nie mogła tam iść, nie mogła nic zrobić. Sama sobie odebrała to prawo, zostawiając Thomasa dla jego najlepszego przyjaciela.
Wstał o własnych siłach, ale tym upadkiem przekreślił swoje szanse na wygranie konkursu. Nie pomachał widzom, nie uśmiechnął się do kamery. Zszedł z zeskoku, ignorując wszystko, co się wokół niego działo.
Przez nią.
Nie mogła tego znieść. Przepchnęła się przez tłum ludzi, wybiegając z terenu skoczni. Biegła przed siebie, nie patrząc, w którą stronę, potrącając przechodniów. Na krótki moment po prostu zabrakło jej siły.
- Blanka!
Zatrzymała się, słysząc znajomy głos, ocierając łzy z policzków. Zamknęła oczy. Nie chciała z nikim rozmawiać.
- Wiem, jestem zła, bo zostawiłam Thomasa - mruknęła. Daria westchnęła cicho.
- Nie to chciałam ci powiedzieć - odparła. Grabarska otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę.
- Kocham go, wiesz? Gregora - powiedziała cicho. - Najbardziej na świecie.
- Wiem - odrzekła brunetka. - Widać to, Blanka. To wszystko tak przejrzyście widać w twoich oczach, wiesz? Każdy smutek, każdą radość, każdy strach... Czego się boisz, Blanka?
- Odrzucenia - odparła mechanicznie. - Że go stracę. Ja... obudziłam się rano, a jego nie było. Nie było go. A ja się bałam, że to był tylko sen.
Daria zacisnęła wargi. Też chciała tak kochać, i być tak kochaną, jak Blanka przez Schlierenzauera.
- Nie wiesz, może... co u Hilde? - spytała niepewnie. Grabarska uśmiechnęła się smutno.
- Kochasz go, Daria? - odparła pytaniem na pytanie. Brunetka przygryzła dolną wargę.
- On wybrał karierę, Blanka. Powrót do skoków. Na tym musi się teraz skupiać - powiedziała cicho, bardzo cicho, pilnując, by głos jej nie zadrżał, nie zdradził jej prawdziwych uczuć, jakimi darzyła norweskiego sportowca.
- Ma na to wystarczająco dużo czasu - odparła szatynka, uśmiechając się tajemniczo. Znała swoich przyjaciół wystarczająco dobrze.
Wystukała na klawiaturze telefonu doskonale sobie znaną kombinację cyfr, patrząc na skonfundowaną przyjaciółkę.
- Hilde, jestem w Zakopanem jeszcze trzy dni. Przyjedź.
Rozłączyła się, zanim Norweg zdążył zareagować.
Uśmiechnęła się szeroko do Darii.
- Przyjedzie.

            Niecierpliwie zastukał palcami w blat recepcji hotelu, w którym zatrzymała się austriacka drużyna. Blanka nie dzwoniłaby bez powodu. Nie ściągałaby go do Zakopanego, gdyby nic się nie wydarzyło.
Hilde nie potrafił przestać się martwić o swoją małą, polską siostrzyczkę, jak myślał o Grabarskiej.
- Pokój dwieście trzy, drugie piętro - powiedziała recepcjonistka, po, jak mu się zdawało, wiekach szukania. Nie podziękował nawet, pobiegł na górę, byle tylko sprawdzić, co z jego przyjaciółką. Nigdy nie pomyślał, że mógłby się tak o kogoś bać.
Zastanawiał się czasami, co u jej przyjaciółki z Polski, Darii. Chciał zadzwonić, napisać, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś dziwna, paraliżująca skrucha. Przecież sam zerwał kontakt, decydując się skupić na powrocie do zdrowia po fatalnym upadku w Oberstdorfie na Schattenbergschanze.
            Nie przejmował się pukaniem do pokoju przyjaciółki. Znał ją, wiedział, że kiedy była nieszczęśliwa, nigdy nie zamykała drzwi na klucz. A teraz szczęśliwa na pewno nie była.
Nacisnął klamkę i wparował do pokoju, rozglądając się gorączkowo w poszukiwaniu przyjaciółki. Zamarł. Nie spodziewał się tego, co zobaczył na łóżku w hotelowym pokoju.
Schlierenzauer wpatrywał się w niego zaskoczonym wzrokiem, mechanicznie głaszcząc głowę śpiącej Blanki spoczywającą na jego klatce piersiowej.
- Hilde? Co ty tu robisz? - spytał Austriak, tłumiąc ziewnięcie. Norweg nie mógł nie dostrzec iskierek szczęścia w jego orzechowych oczach.
- Właściwie to mógłbym zadać ci to samo pytanie, ale chyba nie ma sensu - odparł Tom. - Blanka do mnie wczoraj zadzwoniła, kazała przyjechać. Coś... coś się stało? - zapytał. Schlierenzauer spojrzał na śpiącą Grabarską, uśmiechając się mimowolnie.
- Wydaje mi się, że mówiła, że chodzi o Darię, tę jej przyjaciółkę - wyjaśnił. Ale nie musiał mówić Norwegowi, o kogo chodziło.
Brunetka coraz częściej gościła w jego myślach.
Ogarnęła go fala paniki. Chodzi o Darię... Darię. TĘ Darię. Coś się musiało stać.
- Jest w pokoju obok - mruknął Schlierenzauer, widząc minę Norwega.
Nie pożegnał się, wybiegł z pokoju, zaciskając ze strachu dłonie w pięści. Nagle zrozumiał, że była dla niego ważna, ważniejsza, niż się kiedykolwiek spodziewał, a czas, przez który nie miał z nią kontaktu tylko wzmocnił jego uczucia.
Znowu nie trudził się pukaniem, nacisnął klamkę i wpadł do pokoju.
- Co do chol... Hilde? - Usiadła na łóżku, przecierając oczy. - To jakiś pochrzaniony sen?
- Co się dzieje, Daria? - spytał natarczywie. Podszedł do niej, usiadł na skraju łóżka i spojrzał na nią uważnie. - Co się stało?
- Chyba... chyba nic - wydukała. Przeczesała palcami ciemne włosy, próbując ukryć zmieszanie. - To był pomysł Blanki. Przepraszam. Odwaliło jej z tego szczęścia.
- Nie przepraszaj - odparł ostro. - Na pewno wszystko w porządku? Dlaczego kazała mi przyjechać? Co się dzieje? Daria, mów do mnie - rzucił błagalnie. W oczach brunetki zalśniły łzy.
- Boże, jestem taką idiotką - jęknęła. - Zakochałam się w tobie, Hilde, jak idiotka, chociaż wiem, że nie powinnam, nie chciałam tego, ja...
- Cicho. - Urwała. - Nic już lepiej nie mów.
Wbiła wzrok w swoje paznokcie z pozdrapywanym lakierem do paznokci, starając się ignorować łzy płynące po jej twarzy i przyspieszony oddech skoczka niedaleko niej.
- Przepraszam - wyszeptała tylko. Niepewnie wyciągnął rękę i pogłaskał ją po zaczerwienionym policzku.
- Nie przepraszaj mnie, Daria. - Jej imię wymówił śpiewnie, melodyjnie, jakby ten zlepek przypadkowych liter miał dla niego wyjątkowe znaczenie. - To ja powinienem przepraszać ciebie. Więc przepraszam. Przepraszam, że okazałem się egoistycznym dupkiem i przeoczyłem największą szansę w życiu. Wybaczysz mi? - spytał.
- Największą szansę? - powtórzyła cicho, spoglądając na niego niepewnie. Hilde uśmiechnął się delikatnie.
- Na miłość - wyjaśnił. Ujął jej twarz w dłonie, wpatrując się w jej oczy swoimi, norweskimi, w odcieniu chłodnego błękitu.
I nagle wszystko było idealne.


~*~
Słodkopierdzący rozdział na święta, o.
I rozpusta.
I wesołych!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

[28] Nigdy nie będzie tak, jak powinno być


            Zniszczył ją. Przebił jej serce na wylot jak kula wystrzelona z pistoletu maszynowego, rozerwał tkanki, zostawił otwartą, krwawiącą ranę. I odszedł, pozostawił ją samą, poranioną, jeszcze bardziej kruchą, niż wcześniej. Obolałą, z oczami podpuchniętymi od ciągłego płaczu, zdaną na jego łaskę i niełaskę, całkowicie od niego uzależnioną.
            Blanka otarła łzy z policzków, przeglądając stare zdjęcia na swoim telefonie. Pośród dziesiątek fotografii skoczni i gór znalazła kilka wspólnych zdjęć ze Schlierenzauerem, z czasów, krótkich czasów, kiedy byli przyjaciółmi, ona, Gregor i Thomas. Zamknęła oczy.
Mogła wyrzucić go ze swojego życia, usunąć zdjęcia, wykasować numer, pozbyć się wszystkich rzeczy, które jej go przypominały. Ale nie mogła wymazać Schlierenzauera ze swojego serca.
Jeszcze niedawno myślała, że czas konkursów w Zakopanem spędzi z przyjaciółkami z Polski, z Thomasem, Tomem Hilde, Gregorem jako jej przyjacielem. Myślała, że będzie szczęśliwa. Miała taką nadzieję. Teraz mogła tylko mieć nadzieję, że uda jej się jakoś przetrwać, pośród nienawidzącej jej ekipy austriackich skoczków z Morgensternem na czele.
Uważali, że zdradzała Thomasa z Gregorem, jego najlepszym przyjacielem. Że bawiła się jego kosztem. Że chciała się tylko wybić.
Kochała go, przecież go kochała. I nie chciała tego stracić, wolałaby nadal kochać Morgensterna i być z nim szczęśliwa niż wpatrywać się tęsknym wzrokiem w tył głowy Schlierenzauera. Nie chciała cierpieć. Chciała wreszcie być szczęśliwa w swoim życiu.
Ale czy naprawdę go kochała? Może to była tylko iluzja, złudzenie, jakaś cholerna autosugestia? A może iluzją była miłość do Schlierenzauera?
A może całe życie było iluzją?

            Zakopane bez Hildego wydawało jej się wyjątkowo puste. Spoglądała przez okno na pokryty śniegiem rodzinny kraj i nie czuła nic. Wypełniała ją przerażająca pustka. Blanka uparcie odmawiała opuszczania pokoju. Nie miała siły, by zmierzyć się z wrogością ludzi, którzy kilka dni temu byli jeszcze przyjaciółmi jej i Gregora.
I nie miała siły funkcjonować bez Schlierenzauera.
Przez cały czas starała się bez niego żyć, ale nie potrafiła pozbyć się jego obrazu ze swojego serca. Nie była w stanie wymazać z pamięci wspomnienia jego orzechowych tęczówek, które tak kochała.
Nie chciała opuszczać pokoju, w którym czuła się względnie bezpiecznie. Bała się konfrontacji z brutalną rzeczywistością. Wolała wpatrywać się w świat otulony białym puchem i myśleć. Myśleć o Thomasie, Gregorze, o ojcu, o przeszłości, marzeniach, które powoli traciła.
Była płatkiem śniegu, wirującym na wietrze wśród podobnych sobie. Ale wystarczył dotyk ludzkiej skóry, wystarczyła wyciągnięta ręka, by rozpuściła się, zniknęła bezpowrotnie, umarła, mimo że cały czas żyła.
Tak właśnie się czuła, jakby umarła, ale nadal musiała, żyć, poruszać się, funkcjonować. Była zmęczona, najzwyczajniej w świecie wycieńczona tym wszystkim, udawaniem, bólem, tęsknotą. Chciała, żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Ale to nie było takie proste.
Życie nigdy nie jest proste.

            Nie zareagował, słysząc delikatne pukanie. Kofler spojrzał na Morgensterna z troską i podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę, spodziewając się Blanki.
- Mogę wejść? - spytała dziewczyna. Andreas nieprzytomnie pokiwał głową. - Jestem Magda, siostra przyjaciółki Blanki - wyjaśniła. Thomas nawet nie podniósł głowy, leżał na łóżku z wzrokiem wbitym w sufit.
- Pamiętamy - mechanicznie odparł Kofler. - O co chodzi?
- Co z nimi? - spytała półgłosem, wskazując wzrokiem na Morgensterna. - Blanka pisała, że się rozstali. Ale czemu? Co się stało?
Kofler zawahał się przez moment. Jeszcze niedawno Grabarska była jego przyjaciółką. Ale po tym, co zrobiła Thomasowi...
- Chodźmy na dwór, wszystko ci wyjaśnię - zaproponował. Kiedy odwróciła się, wychodząc z pomieszczenia, nie mógł nie dostrzec, jak pięknie lśnią jej jasnoblond włosy.
            Płatki śniegu spadały z zakopiańskiego nieba na ciemną czapkę dziewczyny. Kofler wpatrywał się w nią z zachwytem, jej błyszczące oczy, lekko zadarty nos, złote włosy wymykające się spod czapki.
- Więc? - spytała. Zagryzł wargi, zastanawiając się, od czego zacząć. Sam nie do końca rozumiał, co stało się z idealną w oczach wszystkich parą.
- Rozstali się - odparł po chwili, unikając patrzenia w jej oczy. - Blanka zostawiła Thomasa. Dla Schlierenzauera. - Nazwisko skoczka wymówił z pewnym obrzydzeniem. W jego orzechowych oczach błysnął gniew.
Był przyjacielem Blanki, ale Morgensterna też, a ona go zraniła, zdradziła z jego najlepszym przyjacielem. Nigdy by nie pomyślał, że Grabarska byłaby do tego zdolna.
- Zdradziła go? - spytała Magda. Nie odpowiedział od razu. Zawahał się, nadal unikając spojrzenia w jej błękitne niczym norweskie tęczówki.
- Mówi, że nie - odparł w końcu. - Ale...
- Ale wy jej nie wierzycie - dokończyła za niego. Pokiwał głową.
- Nie mamy powodów, by jej wierzyć - wyjaśnił. Magda uśmiechnęła się do niego blado.
Miała niesamowity, urzekający uśmiech.

            Wyślizgnęła się z hotelu, unikając ludzi. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Nie potrafiła wytrzymać w czterech ścianach swojego pokoju, musiała pomyśleć, odetchnąć górskim powietrzem. Kroki skierowała w stronę zakopiańskiej skoczni. Wielka Krokiew majestatycznie górowała nad Zakopanem. Śnieg trzeszczał pod jej stopami, osiadał na jej włosach, rozpuszczał się na wyciągniętej dłoni.
Jeszcze niedawno byłaby tym zachwycona. Teraz nie potrafiła dostrzec piękna świata, zatracona we własnym nieszczęściu.
- Blanka?
Drgnęła. Zapomniała o obietnicy danej jej przez przyjaciółki z Polski.
- Nie mam ochoty na rozmowę, Daria - mruknęła, zatrzymując się. Brunetka dogoniła ją i przyjrzała jej się z uwagą.
- Co się stało? - spytała.
- Nie jestem już z Thomasem - odparła zaczepnie Grabarska. - Możesz iść go pocieszyć, przecież to ja go rzuciłam, więc to on cierpi.
- Dlaczego? - Drążyła temat. Szatynka zagryzła wargi.
- Dlaczego cierpi? Bo mnie nadal kocha. A ja jego nie.
- Dlaczego go rzuciłaś, Blanka?
Przymknęła oczy. Dobre pytanie. Dlaczego od niego odeszła? Przecież wszystko byłoby prostsze. Nie narażałaby się na nienawiść całego zespołu. Nie musiałaby czuć na sobie pełnego bólu wzroku Morgensterna. A przecież i tak nie może być z Gregorem.
- Nie kocham go - mruknęła w końcu. - Nie kocham go.
- Kochasz Gregora - dokończyła Daria.
Nie musiała nawet pytać, znała swoją przyjaciółkę wystarczająco dobrze. Doskonale widziała w jej miodowych oczach ból, którego nie potrafiła wyrazić słowami. I po części nawet ją rozumiała. Ona też przecież kogoś kochała.
- Tylko Tom mi został, wiesz? - odezwała się Blanka po kilku minutach milczenia wśród spadających płatków śniegu. - Gregor... to skomplikowane. Nie jesteśmy razem. I pewnie nigdy nie będziemy, wiesz? Ale reszta drużyny mnie nienawidzi. Bo według nich zdradziłam Thomasa z jego najlepszym przyjacielem. I został mi tylko Hilde.
- Co u niego? - spytała brunetka. Jej oczy pojaśniały delikatnie. Grabarska uśmiechnęła się smutno.
- Dlaczego sama go nie zapytasz, Daria? Dlaczego nie napiszesz, nie zadzwonisz? Przecież się zaprzyjaźniliście.
- To nie jest takie proste, Blanka - mruknęła czarnowłosa. - On musi się skupić na powrocie do skoków, a ja...
- A ty masz cierpieć w milczeniu, bo jemu zależy bardziej na karierze - dokończyła szatynka. - Kochasz go, Daria? - spytała. Jej przyjaciółka milczała, wbijając wzrok w majaczącą na horyzoncie Wielką Krokiew. W końcu, niemal niezauważalnie, skinęła głową.
- Kocham - szepnęła. - Wydaje mi się, że go kocham.
Zamknęła oczy. Blanka impulsywnie objęła przyjaciółkę.
- Gregor mnie odrzuca. Cały czas. Kocha mnie, wiem, że mnie kocha. Ale mówi, że to nie fair, że lepiej by było, gdybym wróciła do Thomasa. Ale ja nie potrafię do niego wrócić. Ja go nie kocham.
Miłość rani wszystkich.

            Wpatrywał się przez okno w zaśnieżone szczyty Tatr. Kochał góry, od dziecka je podziwiał, marzył o zdobywaniu szczytów. Potem zaczął skakać, odkryto jego talent, skupił się na tym sporcie. Żył w górach, podróżował po świecie, widywał różne szczyty, wzniesienia, w lato, w zimę, widział prawie wszystko, całe piękno tej planety.
Ale nic nie przygotowało go na proste piękno bursztynowych oczu pewnej dziewczyny.
Gregor potarł dłonią nieogoloną szczękę. Nie potrafił wyrzucić jej ze swojej głowy, myśli o Blance towarzyszyły mu w każdej sekundzie. Śniła mu się co noc, roześmiana, w letniej sukience, z błyszczącymi oczami koloru bursztynu. Taka piękna, taka idealna. I w tych snach była jego.
Drzwi do pokoju otworzyły się nagle i huknęły o ścianę. Schlierenzauer odwrócił się, instynktownie zaciskając dłonie w pięści.
Zaskoczenie obezwładniło go, zatrzymało w miejscu, niezdolnego do zrobienia najmniejszego ruchu.
Pod wpływem silnego ciosu w brzuch zgiął się wpół. Przed oczami zatańczyły mu cienie niczym postacie w diabelskim karnawale.
- Co do cholery... - wysyczał, prostując się. Morgenstern wpatrywał się w niego z wściekłością w jasnoniebieskich oczach.
- To za zabranie mi Blanki - wycedził. Schlierenzauer zacisnął zęby.
- Ja ci jej nie zabrałem, sama od ciebie odeszła, kretynie - syknął. Zacisnął dłonie w pięści i instynktownie oddał cios Thomasowi. Blondyn spojrzał na niego z nienawiścią.
- A myślałem, że jesteś moim przyjacielem. - Każde słowo wypełniał jadem i tłumioną od dawna złością.
- Nie jestem z Blanką właśnie dlatego, że jestem twoim przyjacielem! - wykrzyczał Gregor. Drżał. Morgenstern uśmiechnął się ironicznie.
- Możesz ją sobie wziąć - prychnął. - Droga wolna.
Wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Zostawił Schlierenzauera na środku pokoju, zszokowanego, obolałego, z mętlikiem w głowie.
Wahał się. Nie wiedział, co zrobić. Myśli miał poplątane bardziej, niż zwykle. Zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy, myśląc intensywnie.
Wahał się. Ale musiał podjąć decyzję.

            Pukanie do drzwi. Mniej natarczywe, niż zazwyczaj robił to Thomas. Zacisnęła dłonie w pięści i wstała z łóżka. Nagle ogarnął ją irracjonalny lęk, jakby za chwilę miało się stać coś bardzo złego. Podeszła do drzwi i otworzyła je po chwili wahania. Pobladła, a jej serce zaczęło uderzać zdecydowanie szybciej, niż powinno, nierównym, desperackim rytmem. Bała się, cholernie się bała, choć sama nie do końca wiedziała, czego. Jakby jej podświadomość próbowała ją przed czymś ostrzec. Na moment utonęła w tych cudownych, orzechowych tęczówkach, kiedy w milczeniu wpatrywał się w nią rozpaczliwym wzrokiem.
- Blanka... - odezwał się w końcu przybysz. - Blanka, błagam cię...
Zacisnęła powieki i potrząsnęła głową.
- Nie, Gregor.
Dzielił ich tylko próg. Był tak blisko, a czuła się, jakby dzieliły ich tysiące mil. Jeszcze niedawno rzuciłaby się na niego, byle tylko go dotknąć. Ale przecież to nie miało sensu, a ona obiecała sobie, że nauczy się bez niego żyć.
Chwycił jej drobne dłonie. Po plecach dziewczyny przebiegł dreszcz.
- Kocham cię, Blanka - rzekł dobitnie Schlierenzauer. - Kocham cię, rozumiesz? Jak nikogo na świecie. Daj mi szansę. Daj  n a m  szansę - poprosił cicho. Łzy popłynęły po bladej twarzy Polki. Wytarła je wierzchem dłoni, zaciskając usta w wąską linię.
- Obiecałam sobie, że nauczę się żyć bez ciebie, Gregor - powiedziała tonem pełnym bólu. Zanim zdążył zareagować, zamknęła mu drzwi przed nosem.


~*~
Dokładnie dwa lata temu, dziewiątego grudnia 2011 ukazał się prolog Where the wind blows, jeszcze na starym, dobrym onecie. Początkowy plan zakładał epilog w rok po prologu. Jak widać, nie wyszło.
Ale to już dwa lata z Blanką, Thomasem i Gregorem. Dwa lata z Wami, najwspanialszymi czytelnikami pod słońcem.
Były różne wzloty i upadki, kilka razy chciałam rzucić tę historię w cholerę, spalić zeszyt z notatkami i odejść z blogowego i twitterowego świata. Ale niedawno wróciłam, po długiej przerwie.
Coś mnie ciągnie do tej historii.
I nie zamierzam jej skończyć przed epilogiem.
A za te dwa lata, DZIĘKUJĘ.

sobota, 30 listopada 2013

[27] My sami niszczymy nasz świat


            Przed poznaniem Blanki, Tom Hilde nie miał pojęcia, jak bardzo można martwić się o jedną osobę. Kochał ją, jak siostrę, była dla niego małą siostrzyczką, którą musiał się opiekować, chronić przed złem całego świata. Nie zawsze potrafił, nie zawsze był w stanie, to go raniło, jej łzy, jej smutek, jej ból. Czasami łapał się na tym, że bardziej zależało mu na jej szczęściu niż swoim własnym. Dlatego przyjechał do Austrii, ignorując rehabilitację po upadku. Musiał upewnić się, że wszystko z nią w porządku, musiał uciszyć irracjonalne myśli w głowie, że może Blanka coś sobie zrobi, może już zrobiła, może będzie za późno.
- Siedziałeś tak całą noc? - spytała Grabarska. Hilde siedział obok niej, na brzegu łóżka, z uwagą wpatrując się w twarz dziewczyny, wciąż jeszcze poznaczoną śladami płynących kilka godzin temu łez. W milczeniu pokiwał głową. Przez pół nocy próbował uspokoić płaczącą przyjaciółkę, powtarzał jej, że wszystko sie ułoży, ale ona mu nie wierzyła. Płakała, po prostu płakała, z bólu, z bezsilności, w jakiś sposób z przyzwyczajenia. Kiedy jesteśmy dziećmi, świat, ludzie, uczą nas, że płacz zapewni nam to, czego potrzebujemy, czego chcemy. Jedzenie, ciepło, przytulenie matki, zabawkę, cokolwiek. A potem tak nam zostaje, płaczemy z przyzwyczajenia, kiedy czegoś chcemy, kiedy czegoś nam brakuje, bo liczymy, że los będzie jak dobra, kochająca matka, i da nam to, czego najbardziej w owej chwili pragniemy.
- Połóż się spać - mruknęła Grabarska, siadając na łóżku i przeczesując palcami włosy. - Nie będę już płakać.
A potem los brutalnie nam pokazuje, że łzy nic nie zmienią, nic się nie zmieni, nie będzie lepiej.
- Nie chce mi się spać - odparł Hilde, uśmiechając się ciepło do dziewczyny. - Piłem kawę. I spałem, w nocy.
- Jak długo? - spytała. Wzruszył lekko ramionami.
- Wystarczająco długo.
Pokręciła z powątpiewaniem głową, patrząc na skoczka zaspanymi jeszcze oczami. Przez moment jeszcze nie pamiętała bólu wczorajszego dnia, powodu swojego płaczu, nie pamiętała wzroku Morgensterna i słów Schlierenzauera. Ale wspomnienia wróciły już po chwili, uderzając w nią z mocą rozpędzonego pociągu. Zagryzła wargi, próbując pohamować jęk wydzierający się z jej gardła.
Obserwował ją, zaciskającą usta, powstrzymującą się od płaczu. Nie potrafił jej pomóc, mimo najszczerszych chęci. Tylko Schlierenzauer mógłby ukoić jej ból, wyciszyć jej cierpienie.
Kochała go, wbrew sobie, ale kochała go najmocniej, jak tylko była w stanie. A w drobnym ciele Blanki Grabarskiej mogło zmieścić się dużo miłości.
- Blanka, kochanie, nie płacz - poprosił, nie wiedząc, co powiedzieć. - Wszystko się jakoś ułoży.
Prychnęła cicho.
- Nic się nie ułoży, Tom - szepnęła. - Nic.
Skuliła się na łóżku, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. Milczała, przygryzając wargi. Nie poruszała się.
Przerażało go to, obserwowanie jej, dzwoniąca mu w uszach cisza i ból w jej miodowych oczach. Ból i pustka. Blanka była pusta, uszła z niej cała energia, zniknęły wszelkie ślady życia. Została tylko powłoka, drobne, szczupłe ciało, burza ciemnych włosów i piękne, bursztynowe tęczówki osłonięte siateczką czarnych rzęs. Ale wewnątrz nie było nic, tylko pustka, przerażająca, bolesna pustka. To było nawet bardziej przerażające niż płacz, rozpacz, ten jej tępy wzrok wbity w ścianę. Jakby już jej tam w ogóle nie było.
- Zostawisz mnie na jakiś czas samą? - odezwała się cichym, niemalże niesłyszalnym szeptem. Przez moment chciał odmówić, zostać wbrew jej woli, tylko po to, by upewnić się, że nic jej się nie stanie. Ale przecież już się stało.
Wiedział, że już nigdy nie będzie tą samą Blanką, że część jej umarła i już nigdy nie wróci, już zawsze pozostanie w niej zadra, blizna na sercu.
- Niedługo wrócę -obiecał, wstając z łóżka. Pokiwała w milczeniu głową. Wyszedł, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Do jego uszu dobiegł jeszcze cichy szloch.
            Pomysł pójścia do pokoju Schlierenzauera przyszedł nagle, w chwili, kiedy słyszał, jak Blanka za drzwiami przez łzy powtarzała imię austriackiego skoczka. Kiedy do niego dotarło, jak bardzo go kocha. Zdecydowanie zapukał do pokoju młodszego kolegi po fachu. Drzwi otworzyły się po chwili. Schlierenzauer miał podkrążone oczy, jakby nie spał przez całą noc.
- Możemy pogadać? - spytał krótko Hilde. Austriak cofnął się o krok, wpuszczając Norwega do pustego pokoju.
- O co chodzi? Coś się stało?
Schlierenzauer przygryzł dolną wargę, usiłując ukryć uczucia, strach, że coś niedobrego działo się z Blanką, jego Blanką. Nie powinien tak o niej myśleć, nie była "jego", nie miał do niej żadnych praw. A mimo to cały czas tak ją nazywał w myślach, moja Blanka, moja Blanka, moja Blanka.
- Chodzi o Blankę, Gregor.
Jego austriackie serce, urodzone w Rumie pod Innsbruckiem, kochające góry, zamarło na chwilę, a potem zaczęło bić dwa razy szybciej, niż powinno.
- Coś się stało? - powtórzył swoje pytanie. Zacisnął drżące dłonie, wpatrując się w przygaszone, jasnoniebieskie oczy Norwega.
- Blanka cię kocha, Gregor - odezwał się cicho Hilde. - Nie potrafi bez ciebie żyć, znam ją na tyle dobrze, żeby to wiedzieć. Kocha cię, a ty ją ranisz, w imię czego? Większego dobra? - zamilkł na moment. - I tak już zraniliście Thomasa, ranicie samych siebie. Po co?
- Byłoby lepiej, gdyby wróciła do Morgensterna - mruknął Schlierenzauer. - Dla wszystkich byłoby lepiej.
- Gregor. - Stanowczy ton Norwega zmusił go do spojrzenia mu prosto w oczy. - Kochasz ją?
Zacisnął wargi. Mógł zaprzeczyć, skłamać, sprawić, by wszyscy uwierzyli, że nic do Grabarskiej nie czuje. Rzucić skoki, wyjechać na drugi koniec świata i postarać się zapomnieć o bursztynowych tęczówkach z Polski. Ale nie potrafił. Jakaś dziwna siła pchała go do przodu, napędzała do działania, do funkcjonowania, do mówienia prawdy, do bycia blisko niej, nawet jeśli to bolało, raniło wszystkich wokół, nawet ją.
Nie potrafił odpuścić. Nie potrafiłby o niej zapomnieć.
- Kocham - odparł cicho. - Jak jasna cholera.
- Więc dlaczego tak ją ranisz? - zapytał Hilde. Wzruszył ramionami. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Poplątane myśli w jego głowie nie chciały przybrać formy słów. Nie potrafił tego wyjaśnić, nie wprost, nie zdaniami, wyrazami, w jakimkolwiek języku. Chciał, najbardziej na świecie, przede wszystkim jej, a potem innym ludziom na tej planecie. Ale nie umiał, po prostu, najzwyczajniej, po ludzku, nie potrafił.
- Nie... to jest cholernie skomplikowane, Hilde - mruknął. Zacisnął dłonie w pięści. - Byłoby lepiej, gdyby Blanka wróciła do Thomasa. Dla wszystkich byłoby lepiej.
Norweg nie odpowiedział od razu. Westchnął cicho, przymykając oczy. Dałby wszystko, żeby ukrócić cierpienie przyjaciółki.
- Obawiam się, Gregor - zaczął cicho - że na to jest już za późno - rzekł ze smutkiem. - Na powrót Blanki do Thomasa.
- Wiem - odparł niemalże szeptem Schlierenzauer, zaciskając oczy. Przecież mężczyźni nie płaczą.

            Potrzebowała go, jak tlenu, jak wody, jak bijącego serca wewnątrz swojej klatki piersiowej. Nie czekała na Toma, wyślizgnęła się cicho z pokoju, kierując swe kroki na hotelowy taras, ubrana tylko w cienki sweter i dresowe spodnie. Płatki śniegu spadały na ziemię, na rozrzucone w nieładzie włosy Grabarskiej, cienki sweterek w czerwone kropki i dłonie zaczerwienione od mrozu. Po policzkach spływały jej łzy, skapywały na balustradę pokrytą śniegiem, wytapiały maleńkie dołki w zaspach. Ostatnio tak często płakała, a kiedyś przecież była tak silna.
- Do cholery, Blanka, jest zima!
Odwróciła się. Gregor stał za nią, ściągając z siebie ciepłą, sportową bluzę.
- Ubierz się - polecił. Posłuchała, włożyła na siebie jego ubranie, wdychając słodką woń jego ulubionych perfum.
- Gregor, błagam - wyszeptała. Zbliżyła się do niego, stała tak blisko, że mogła dostrzec ciemniejszą plamkę na jego idealnej, brązowej tęczówce w prawym oku, delikatne piegi na nosie, niemalże słyszała przyspieszone bicie jego serca. Pokręcił głową, ale jakby z wahaniem, jakby sam nie zgadzał się ze swoją odpowiedzią na niezadane pytanie.
- Blanka... - Oparła czoło o jego klatkę piersiową, drżąca od chłodu, drobna, krucha jak tafla szkła, ulotna jak spłoszony motyl. Blanka Grabarska, delikatna, piękna Polka, którą pokochał.
- Proszę cię, Gregor, zrób to dla mnie, zrób to dla nas - błagała, szeptem, gorączkowo wyrzucając z siebie słowa. Podniosła głowę i wspięła się na palce, składając delikatny pocałunek na jego zmarzniętych ustach. Cofnął się o krok, mrużąc oczy.
- Blanka... - powtórzył, nie potrafiąc ubrać poplątanych myśli w słowa. Podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w orzechowe tęczówki. W jej wzroku było wszystko, czego w życiu pragnął, miłość, pożądanie, niema prośba. W jej wzroku była ona sama.
Gwałtownie przyciągnął ją do siebie i pocałował. Wplotła palce w jego potargane włosy, przyciskając się do niego całym ciałem.
Tak bardzo potrzebowała jego dotyku, jego ciepła, jego oddechu na swojej skórze, jego bliskości. Tak bardzo potrzebowała j e g o, Gregora Schlierenzauera, jej zakazanego owocu, który był słodszy niż jabłko, które skusiło Ewę.
- Blanka?!
Okrzyk Fettnera obudził ich z amoku. Oderwali się od siebie, oboje z paniką w oczach. Manuel i Kofler wpatrywali się w nich z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Manu... - wyszeptała Grabarska.
Schlierenzauer chciał ją objąć, przytulić, uspokoić, a jednocześnie chciał jak najszybciej o niej zapomnieć, chciał wymazać jej obraz ze swojego serca. Odsunął się i odwrócił od niej, spoglądając na świat pokryty śniegiem.
- Biedny Thomas - mruknął Kofler. - Myślał już, że jesteście przyjaciółmi, Schlieren - powiedział głośniej. Obaj skoczkowie rzucili Polce pogardliwe spojrzenie i odeszli.
Dziewczyna, zagryzła wargi, wpatrując się w pustkę przed sobą.
- Gregor... - wyszeptała błagalnie. Schlierenzauer nawet na nią nie spojrzał.
- Właśnie dlatego nie możemy być razem - odparł, siląc się na chłód w głosie. Blanka podeszła do niego powoli.
- Dupek - syknęła. Uderzyła go otwartą dłonią w policzek.
Zabolało. Bardziej niż uderzenie, zraniło go jej słowo, pogarda w oczach, ból, który znowu jej sprawił. Odeszła szybkim krokiem, a on wiedział, że znowu przez niego płacze, mimo że nie widział łez na jej policzkach. Znowu to zrobił.

            Drżącą ręką wybrała numer i przyłożyła telefon do ucha. Po kilku sygnałach usłyszała znienawidzony głos kobiety, która dała jej życie.
- Miałaś rację - wyszeptała. - Miłość wszystko niszczy. To koniec układu z Morgensternem.
Zakończyła połączenie, nie dając matce nawet dojść do słowa. Otarła wierzchem dłoni łzy z policzków i spojrzała na siedzącego na łóżku Norwega. Hilde uśmiechnął się do niej delikatnie, próbując dodać jej otuchy.
- Nie rozumiem go, wiesz? - powiedziała cicho, zamykając oczy. - I chyba nigdy go nie zrozumiem.
Pokiwał głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Cały czas nie potrafił jej pomóc, mimo że tak bardzo tego chciał.
- To trudny człowiek - odparł w końcu. Przytaknęła, zagryzając wargi.
W jej głowie bez przerwy kłębiły się niejasne, poplątane myśli, nie dając jej wytchnienia nawet na sekundę. Nie mogła jeść, spać, uśmiechać się, śpiewać, nie mogła normalnie funkcjonować, jej umysł wypełniało wspomnienie orzechowych tęczówek Schlierenzauera, jego dotyk, tembr głosu, każde słowo, jakie padło z jego ust.
A jednak musiała nauczyć się żyć bez Gregora.

            Wiadomość wysłana do przyjaciółek z Polski była krótka i lakoniczna, informowała o zakończeniu związku z Morgensternem. Hilde trzymał dłoń na ramieniu Blanki, kiedy tępo wpatrywała się w ekran komputera.
- Tom, jak to możliwe, że wszystko się tak cholernie pokomplikowało? - spytała szeptem. Norweg nie odpowiedział, zresztą dziewczyna nie oczekiwała od niego odpowiedzi.
Niczego już nie oczekiwała.
Wstała, podeszła do okna, odgarnęła włosy z pobladłej twarzy. Norweg nagle zauważył, że ostatnio bardzo schudła, a przecież zawsze była drobna.
- Nauczę się bez niego żyć - powiedziała cicho. - Bez Gregora. Jakoś... jakoś chyba dam radę.
Oboje chyba tylko chcieli w to wierzyć.


~*~
Powracam.
Myślałam, że to nigdy nie nastąpi, a jednak. Historia Blanki jest dla mnie ważniejsza, niż myślałam.
Ale cieszę się, że tu jestem. I mam nadzieję, że Wy też:)

wtorek, 5 lutego 2013

[26] Too much pain


            Tauplitz. Czekało na nich, ze swoją mamucią skocznią, majestatyczną, największą z naturalnych skoczni świata. Urokliwe, austriackie miasteczko, następny przystanek na ich drodze.
            Napięcie w austriackim autobusie było niemal namacalne. Thomas bezsilnie wpatrujący się w plecy Blanki, Grabarska opierająca głowę na ramieniu zdezorientowanego Fettnera, Schlierenzauer zaciskający z bólu wargi. Reszta ze skoczków nie miała pojęcia, co dokładnie się wydarzyło. Mogli się tylko domyślać, a fakt, jak daleko od siebie siedzieli Morgenstern i Grabarska był sporą podpowiedzią.
- Blanka, porozmawiasz ze mną? - spytał nagle Fettner. Dziewczyna podniosła głowę, patrząc na niego smutnym wzrokiem.
- O czym mam z tobą rozmawiać? - odparła pytaniem na pytanie. - Nie mam ochoty o niczym rozmawiać, Manu. Mam ochotę milczeć. Milczeć i płakać, ale na to drugie nie mogę sobie pozwolić w autobusie pełnym ludzi. Pozwolisz mi pomilczeć?
Pokiwał powoli głową. Nie miał innego wyjścia, nie chciał naciskać. Martwił się o nią, ale nie mógł jej pomóc, nie miał pojęcia, kto byłby w stanie. Jeszcze kilka dni temu bez wahania postawiłby na Morgensterna, ale w tej sytuacji Thomas wydawał się być ostatnią osobą, z którą Blanka miałaby ochotę rozmawiać.
            Milczał, zaciskając dłonie, patrząc na swoją ukochaną dziewczynę. Nie mógł do niej podejść, jej dotknąć. To byłoby nie w porządku. Schlierenzauer przygryzł dolną wargę. Kochał ją, z każdym dniem kochał Blankę coraz bardziej, coraz mocniej, a mimo to nie chciał z nią być, nie w taki sposób, nie kosztem Thomasa. Zmieniła go, na tyle, by potrafił odróżniać dobro od zła, właściwe od niewłaściwego. Wpatrywał się w jej plecy, włosy rozrzucone na ramieniu Fettnera. Chciał być w tym momencie Manuelem, to on chciał być tym, u kogo szukała pocieszenia, ale przecież był powodem jej smutku.
- Nie wiesz, co się stało z Blanką i Morgenem? - spytał nagle Zauner, siadając obok Schlierenzauera. - Drobna kłótnia czy zerwali?
Gregor zacisnął dłonie w pięści. Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, ale nie mógł przecież przyznać Davidowi, że rozbił pozornie idealny, polsko-austriacki związek.
- Zerwali - mruknął niechętnie. Zauner otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, odwracając się i wpatrując z ciekawością w Morgensterna.
- Dlaczego? Wiesz coś? Przyjaźnisz się z Thomasem, musisz coś wiedzieć. - Schlierenzauer spojrzał wrogo na towarzysza.
- To nie jest twoja sprawa, Zauner - syknął. Odwrócił głowę, wpatrując się w migający krajobraz za oknem. Nie miał ochoty rozmawiać o Blance, to za bardzo bolało.
Bolała go miłość, to, co jej zrobił, bolał go jej smutny wzrok, za każdym razem, kiedy odchodził, bolało go, bo ją niszczył, z każdą kolejną sekundą życia. Ale bolał go też dotyk jej warg na swoich ustach, wpatrzone w niego miodowe oczy i drobne dłonie na jego ciele. Bolało go cierpienie Thomasa i tysiące myśli kłębiące się w jego głowie, nie dające mu spokoju.
- Obudź mnie, kiedy będziemy na miejscu - mruknął do Zaunera, zakładając słuchawki i zamykając oczy.
Nie spał. Przed oczami miał Blankę. Nie pozwoliła mu zasnąć.

            - Gregor!
Nie odwrócił się. Grabarska zacisnęła dłonie w pięści.
- Schlierenzauer! - krzyknęła. Stanął w pół kroku, wbijając ręce w kieszenie. Podbiegła do niego i zatrzymała się przed nim.
- O co chodzi? - spytał cicho, przygryzając wargi.
- Gregor, proszę... - szepnęła. Niepewnie wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. Zadrżała, a on cofnął dłoń.
- Powinnaś powiedzieć Thomasowi - rzekł z ledwie wyczuwalnym smutkiem w głosie. Rozejrzał się niepewnie. Reszta ekipy znajdowała się już w hotelu, w którym ich zakwaterowano. Wokół nich nie było nikogo, mroźne, austriackie Tauplitz tonęło w ciszy.
- Powiem mu - obiecała cicho. Pochylił się i delikatnie pocałował Polkę, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Owinęła mu szyję rękami, wtulając się w jego ciało najmocniej, jak jej na to pozwalały grube, zimowe kurtki.
- Kocham cię - wyszeptała. Piękna, z błyszczącymi, bursztynowymi oczami. Nagle przypomniało mu się coś, co kiedyś gdzieś przeczytał.
- Motyle nie widzą swoich skrzydeł, wiesz? - spytał cicho. Potrząsnęła głową, wodząc palcami po zarysie jego twarzy. - Nie widzą, jak są piękne. Tylko one same, z całego świata, nie mają pojęcia o swoim pięknie. I wiesz co? Niektórzy ludzie są jak motyle.
- Na przykład kto? - spytała szeptem, wspinając się na palce. Pocałowała go delikatnie, nie pozwalając mu odpowiedzieć od razu. - Na przykład ty, Gregor. Jesteś motylem.
- Oboje jesteśmy motylami, Blanka - powiedział, uśmiechając się do niej delikatnie. - Jesteś najpiękniejszym motylem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Ale... - urwał. Uniosła lekko brwi, patrząc na niego z pytaniem w oczach.
- Co ale?
- Musisz powiedzieć Thomasowi prawdę, Blanka. Musisz mu powiedzieć o nas.
- Przecież jeszcze nie ma "nas", Gregor - odparła ze smutkiem. - Nie będzie nas, póki mu nie powiem, prawda? - spytała. Pokiwał powoli głową. Pogłaskał ją delikatnie po włosach.
- Chodźmy do hotelu - mruknął. - Idź, zaraz przyjdę - dodał. Skinęła głowa, patrząc na niego ze smutkiem w miodowych, ślicznych oczach.
- Kocham cię, Gregor - szepnęła, przygryzając wargi. Nie odpowiedział. Popchnął ją lekko w stronę wejścia do hotelu, a potem patrzył na jej oddalające się i niknące za drzwiami plecy i ciemnobrązowe włosy. Chciał, żeby wszystko było prostsze. Chciał móc ją kochać bez zastrzeżeń, bez problemów, bez bólu. Zasługiwała na najlepszego faceta i najsilniejszą miłość, a on powoli tracił pewność, czy byłby w stanie jej to zapewnić.
            Podeszła do Fettnera i oparła głowę o jego ramię. Czuła się zwyczajnie zmęczona. Zmęczona bólem w oczach Morgensterna, tym, jak bardzo go zraniła, raniącą wszystkich wokół miłością do Schlierenzauera, samotnością, tęsknotą za dawnymi czasami, kiedy wszystko było o wiele prostsze...
- Trenerze, mógłbym prosić o pokój z Loitzlem?
Podniosła głowę, słysząc znajomy, nieco niepewny głos. Schlierenzauer stał przed Pointnerem z rękami wbitymi w kieszenie, rozglądając się na boki. Fettner spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- To on już się nie przyjaźni z Morgensternem? - spytał Blankę. Dziewczyna uniosła głowę. To przez nią. To była jej wina. Zniszczyła przyjaźń Thomasa i Gregora, którą sama pomogła im odbudować.
Niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze, egoistycznie dążąc do spełniania swoich chwilowych pragnień. Nie przejmowała się uczuciami innych ludzi, bliskich jej ludzi, robiła to, co chciała, nie zważając na tych, którzy naprawdę ją kochali.
Morgenstern wpatrywał się z zaskoczeniem w Schlierenzauera, ale ten nie reagował, czekając na odpowiedź trenera.
- Gregor? - zaczął niepewnie Thomas.
- Nie obchodzi mnie, co się między wami dzieje, o ile nie podpiłowujecie sobie nawzajem nart - mruknął Pointner, dając blondynowi pozwolenie na zamieszkanie z Loitzlem. Schlierenzauer pokiwał głową, wziął klucz do pokoju i ruszył szybkim krokiem w stronę schodów, ignorując kolegów z drużyny i Blankę, wpatrującą się w jego plecy załzawionymi oczami.
- Chodź, zabiorę ci rzeczy do twojego pokoju - zaproponował Fettner po chwili milczenia. Pokiwała w ciszy głową, zagryzając wargi.
Zadała tak wiele ran ludziom, na którym zależało jej najbardziej na świecie.

            - Gregor, powiesz mi, co się dzieje?
Schlierenzauer otworzył oczy, leżąc na niewygodnym, hotelowym łóżku. Loitzl nie patrzył na niego, zajęty rozpakowywaniem walizki i wyjmowaniem zdjęcia rodziny, które zawsze ze sobą woził.
- Nic się nie dzieje - mruknął blondyn.
- To czemu nie chciałeś mieszkać w pokoju z Thomasem? - Niewygodne pytanie, na które nie chciał odpowiadać. Nikomu, nawet Blance. Nie chciał się przyznać, że bał się mieszkać z Morgensternem, że dobijało go poczucie winy, bo to przecież przez niego zawalił się świat Thomasa.
- Moja sprawa - syknął. Zacisnął dłonie w pięści. - Nie twoja, nie Morgensterna, nie Pointnera, tylko i wyłącznie, kurwa, moja - wycedził.
Loitzl odwrócił się, patrząc z lekkim zaskoczeniem na współlokatora.
- Znowu się zamykasz w sobie? - spytał cicho. - Nie zmuszę cię do rozmowy, Gregor, ale może to by ci pomogło. Zmieniłeś się pod wpływem przyjaźni z Blanką, a teraz znowu jesteś sukinsynem.
Schlierenzauer przygryzł niepewnie wargi. To nie przyjaźń Blanki go zmieniła, to miłość, zakazana, nieodpowiednia, ale silniejsza, niż kiedykolwiek sobie to wyobrażał. Dla niej zrobiłby wszystko, ale nie potrafił w spokoju patrzeć na cierpienie Morgensterna, wiedząc, że gdyby on sam nie pojawił się w życiu i sercu Blanki, Thomas byłby szczęśliwy z ukochaną Grabarską.
Loitzl już więcej nic nie mówił. Schlierenzauer przez całą bezsenną noc wpatrywał się w sufit, nie potrafiąc przestać myśleć o Blance.

            Połykała łzy, siedząc na brzegu łóżka w pustym, cichym pokoju. Marzyła o chwili spokoju, szczęścia, tym doskonałym stanie, w którym była, kiedy jeszcze kochała Thomasa i wszystko było idealnie. Miłość do Gregora była silniejsza od zdrowego rozsądku, od wszystkich innych uczuć. Chyba nie potrafiła już bez niego normalnie funkcjonować.
Sięgnęła po leżący obok telefon. Początkowo chciała zadzwonić do Schlierenzauera, poprosić go, by do niej przyszedł, by z nią został, już na zawsze, ale zrezygnowała. Wybrała inny numer, doskonale sobie znany.
- Coś się dzieje? - spytała osoba po drugiej stronie. Pociągnęła nosem, starając się powstrzymać płacz.
- Cześć, Tom - powiedziała cichutko. - Brakuje mi ciebie, wiesz? Bardzo.
Urwała, połykając łzy. Hilde przez chwilę milczał, czekając na jej dalsze słowa.
- Blanka, powiedz mi, co się stało - poprosił. - Martwię się o ciebie.
- To... to chyba nie jest rozmowa na telefon - szepnęła. - Przepraszam, Tom, ale... możesz ze mną porozmawiać? - zapytała. - Nie... nie usnę sama, nie mogę, nie wiem, co się dzieje, chyba... potrzebuję przyjaciela.
- Nie rozłączę się, póki nie zaśniesz - obiecał Hilde. Grabarska uśmiechnęła się delikatnie, ocierając łzy z policzków. Położyła się powoli na łóżku, zamykając oczy.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem, Tom - powiedziała cicho.
- A ty jesteś wspaniałą młodą kobietą, Blanka - odparł skoczek. - Jesteś piękna, utalentowana, ale przede wszystkim jesteś dobra. Tak zwyczajnie, po ludzku dobra. Zmieniasz ludzi na lepsze, zmieniasz jakąś część świata, wiesz? Pamiętaj o tym. I śpij. Śpij spokojnie. Jesteś wspaniała, Blanka.
            Rano nie pamiętała, w którym momencie zasnęła. Hilde cały czas mówił, cichym, uspokajającym tonem, a ona w końcu wyciszyła się na tyle, by móc usnąć i przespać spokojnie noc. Potrzebowała tego, kilku godzin odpoczynku od natłoku bolesnych myśli.
- Jak się czujesz?
Drgnęła, rozglądając się w panice po pokoju, który przecież zamknęła na klucz poprzedniego wieczora.
- Spokojnie, Blanka. Pointner dał mi dodatkowy klucz. Martwią się o ciebie, wiesz?
Zamrugała oczami. Na podłodze przed jej łóżkiem siedział po turecku Tom Hilde, Norweg, który powinien przebywać w tym czasie w Lillehammer, na rehabilitacji po groźnym upadku w Oberstdorfie.
- Co ty tu robisz? - spytała niepewnie, podejrzewając, że to tylko dziwny, wyjątkowo realistyczny sen.
- Przestraszyłaś mnie - wyjaśnił skoczek, uśmiechając się delikatnie. - Tym telefonem. W ogóle się o ciebie martwię, Blanka. Nie tylko ja, wszyscy się o ciebie martwią.
- Jak się tu dostałeś? - Unikała tematu wczorajszej rozmowy, unikała pytań o jej samopoczucie, o nią, o Thomasa. Bała się o tym wszystkim rozmawiać.
- Jak tylko zorientowałem się, że śpisz, spakowałem kilka najważniejszych rzeczy i pojechałem na lotnisko - rzekł pogodnie. Podziwiała go za wieczny optymizm, nieustającą radość z życia, wiarę w ludzkość i szczęśliwe zakończenia. Też tego chciała. - Bałem się, że nie uda mi się znaleźć jakiegoś miejsca w najbliższym samolocie, ale jednak są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy są w stanie odsprzedać bilet za plastron podpisany przez wszystkich norweskich skoczków. Co prawda muszę zmusić Romoerena do zrobienia czegoś, z czego nie będzie miał absolutnie żadnych korzyści, ale myślę, że drobny szantaż powinien zadziałaś - zaśmiał się.
- Jaki szantaż? - zapytała, odwlekając rozmowę o niej samej.
- Jeśli nie podpisze tego cholernego plastronu, mogę przypadkiem wspomnieć Martine o jego, ekhem, wyczynach - wyjaśnił. - I Martine jako żona, której ślubował wierność, nie byłaby zbyt szczęśliwa raczej.
Wstał z podłogi i usiadł na brzegu łóżka, obok Polki, wpatrując się w nią z uwagą i troską w niebieskich, skandynawskich oczach.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje, Blanka - poprosił. Przygryzła wargi, zaciskając drżące dłonie. Nie mogła mu tego wyjaśnić. Jeszcze nie.
Na wyjaśnienia zasługiwał przede wszystkim Thomas.
- Powiem ci - obiecała. - Ale najpierw... muszę coś załatwić. A potem wszystko ci wyjaśnię, Tom.
Wstała i wciągnęła na piżamę spodnie i sweter, nie dbając o swój wygląd, to nie było przecież ważne. Hilde obserwował ją w milczeniu, siedząc na łóżku.
- Zaczekam tu - poinformował ją. Pokiwała głowa, podchodząc do drzwi i naciskając klamkę. Odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na przyjaciela.
- Trzymaj za mnie kciuki - poprosiła.
- Będę - obiecał, uśmiechając się ciepło. Wyszła z pokoju, bezpiecznego miejsca, gdzie nic nie mogło jej bardziej zranić, gdzie był jej najlepszy przyjaciel, gotowy ją wpierać.
Musiała powiedzieć Thomasowi całą prawdę.
            Niepewnie zapukała do drzwi pokoju, który Morgenstern dzielił z Koflerem.
- Blanka?
- Andreas... wpuścisz mnie? - spytała niepewnie. Kofler zajrzał szybko do wnętrza pomieszczenia i cofnął się o krok.
- Wejdź - mruknął. Popatrzył na Morgensterna rozciągniętego na łóżku i wpatrującego się w sufit. - Ja pójdę, ee... po kawę. I zajrzę do Kocha.
Wyszedł, zanim którekolwiek zdążyło zaprotestować. Blanka stała niepewnie na środku niewielkiego pokoju, patrząc na skoczka, który uparcie nie patrzył na nią.
- Thomas - odezwała się w końcu. Spojrzał na nią, w jego wzroku był ból i jakaś tępa złość.
- Co? - spytał ostro. Odważyła się zbliżyć się o krok. Wstał, stanął tuż przed nią, tak blisko jak setki razy wcześniej, a jednak daleki, jakby na drugim końcu świata.
- Chciałam... chciałam ci wszystko wyjaśnić - szepnęła. Uniósł brwi.
- Co chcesz mi wyjaśniać? Jak przestałaś mnie kochać? Oszczędź sobie - prychnął. Pokręciła powoli głową, zamykając oczy, czując pod powiekami gromadzące się tam łzy.
- To Gregor - zaczęła. - To... pokochałam go. Kocham go, jak nigdy nikogo. On... jest miłością mojego życia, jeśli coś takiego w ogóle istnieje, jeśli można kochać na wieczność, to ja kocham tak jego, Thomas - wyszeptała. Odsunął się o krok. - Musisz mnie zrozumieć, błagam - jęknęła.
- Nic nie muszę, Blanka - odparł zimno. - Zdradziłaś mnie. Ze Schlierenzauerem. Pasujecie do siebie, dziwka i sukinsyn. Dobrana para.
- Nie masz prawa tak mówić - wycedziła, czując łzy płynące po jej policzkach.
- Więc to teraz ja jestem tym złym? To moja wina, że mnie okłamywałaś? Że zdradziłaś mnie z moim najlepszym przyjacielem?
- Niedawno był twoim największym wrogiem - przypomniała cicho. Morgenstern prychnął.
- Uwierz mi, znowu nim jest - syknął. Wpatrywał się przez moment w jej twarz, zamknięte oczy, zaciśnięte, drżące wargi, łzy spływające po jej policzkach. Nadal była idealna. Ale ideał go zranił, zniszczył, zadał najbardziej bolesny cios, jaki mógł sobie wyobrazić.
- Nigdy cię nie zdradziłam - powiedziała drżącym szeptem, nie otwierając oczu. Wzruszył ramionami, ale przecież nie mogła tego zobaczyć.
- Powinnaś już iść - rzekł ostro. Otworzyła oczy, spojrzała na niego z rozpaczą, te piękne, bursztynowe tęczówki, błyszczące od łez.
Zasługiwała na to, na ból, na cierpienie, zasłużyła na to.
Odwróciła się i wyszła z pokoju, przecież nie mogła zrobić nic więcej. Zamknęła za sobą drzwi, delikatnie, rozdzielając ich kawałkiem drewna. Symboliczny gest, który tylko utwierdził to, co zrobiła już dawno: rozdzielenie ich, zniszczenie dawnej miłości, która zdawała się być tak piękna, tak idealna. Pozory mylą, piękna skorupa popękała, rozpadła się, ukazując brzydotę, zgniliznę wewnątrz. To, co było między nimi, nigdy już nie powróci, nikt nie sklei zniszczonej skorupy.
To był koniec.
            Jej kroki odbijały się echem na korytarzu. Szukała innego pokoju, innego skoczka narciarskiego pochodzącego z Austrii.
- Coś się stało?
Ironicznie, to on znalazł ją, stając przed nią nagle, pojawiając się znikąd, z troską i strachem na jego twarzy. Instynktownie otarł łzy z jej policzków, a potem cofnął się o krok, bo przecież to nie tak miało być.
Ich miłość raniła ludzi, na których im wciąż zależało, raniła ich samych, najbardziej raniła ją, Blankę, tę drobną, wspaniałą Polkę, a tego nie chciał.
- Powiedziałam Thomasowi - wyszeptała, patrząc w orzechowe tęczówki Schlierenzauera. - O nas. O tobie. Powiedziałam mu.
Doskonale widział, jak ją to raniło, jak każde słowo było niczym kolejna rana na jej ciele, świeża, otwarta, daleka to zabliźnienia się.
- Teraz już możemy być razem, prawda? - spytała cicho. Z rozpaczą. Wiedział, że przez niego będzie cierpiała więcej, że nie będzie potrafił dać jej szczęścia, na które zasługuje.
Jedno mocne uderzenie było przecież lepsze niż ciosy przez całe życie.
- To nie byłoby w porządku, Blanka - szepnął. Chciał ją pocałować, dotknąć, znowu zetrzeć łzy z jej policzków, ale powstrzymał się, spojrzał tylko na moment w jej oczy, bursztynowe, pełne słonych kropli smutku. - To... to nie powinno się w ogóle zdarzyć. Nic. Między nami.
- Gregor - jęknęła. Nie rozumiał samego siebie, ale wiedział, że nie mogli być razem, jeszcze nie, jeśli świat w ogóle przewidział dla nich choć odrobinę szczęścia.
To jeszcze nie był ten czas.
- Przepraszam.
Na nic więcej nie był w stanie się zdobyć. Nie wiedział, jak to będzie wyglądało, co zrobi, by jej unikać, jaka zapanuje atmosfera w drużynie, skoro Thomas już wie, dlaczego Blanka go zostawiła. Nie wiedział już nic.
Nawet kiedy odchodził, widział oczami wyobraźni łzy spływające po jej delikatnych policzkach, łzy, które spływały przez niego.

            Nie wiedziała, jak wróciła do swojego pokoju, praktycznie nie widząc nic przez łzy. Przecież zrobiła to, czego od niej oczekiwał, powiedziała Thomasowi całą prawdę, a on ją odrzucił, kolejny raz.
Zmieniła Schlierenzauera z dupka w dobrego człowieka, a teraz sama przez to cierpiała.
- Blanka, co się dzieje? - spytał Hilde, błyskawicznie stając tuż obok niej. Nie odpowiedziała od razu. Oparła czoło o jego ramię, płacząc cicho. Pogłaskał ją po włosach, obejmując delikatnie.
- Nie płacz, skarbie - wyszeptał uspokajającym tonem. - Nie płacz.
Odsunęła się od niego na krok, zagryzając wargi. Otarła z policzków łzy.
Obiecała, że wszystko mu wyjaśni. Myślała tylko, że będzie opowiadać tę historię, trzymając dłoń Schlierenzauera, pamiętając jego dotyk na swojej skórze, będąc wreszcie choć trochę szczęśliwą.
Nic nie było tak, jak miało być, nic nie wyszło, nikt nie był szczęśliwy, wszyscy odnieśli ciężkie rany, które potrzebują lat, by się zabliźnić.
- Nie chodzi tylko o twojego tatę, prawda? - spytał Norweg. - Wszyscy tak uważają. Że nie możesz się pozbierać po jego śmierci, dlatego zostawiłaś Thomasa, dlatego zamykasz się w sobie. Ale tu chodzi o coś więcej, prawda?
Pokiwała powoli głową, połykając łzy.
- Kocham... kocham Gregora. Thomas był tylko zauroczeniem, złudzeniem miłości, wszystko się rozsypało, kiedy się z nim przespałam, to... to było za dużo. A Gregor... - zawahała się, szukając odpowiednich słów. - Nie wiem, czemu, kiedy, jakim cholernym cudem. Ale kocham go, Tom. Jeśli istnieje miłość na całe życie, to on nią jest, rozumiesz?
Skinął delikatnie głową, słuchając jej z uwagą.
- Ale... to nie jest fair, oboje to wiemy, nie w stosunku do Thomasa, który przecież był przyjacielem Gregora... To... po prostu nie wiem, Tom, nie wiem, co mam zrobić, to całe poczucie winy, mam wrażenie, że zżera mnie od środka, ale ja chcę z nim być, rozumiesz? Chcę być z Gregorem, chcę być choć trochę szczęśliwa. Chcę, żeby wszystko było dobrze...
Znowu zaczęła płakać, objął ją, gładząc delikatnie po włosach.
- Kiedyś się ułoży - obiecał jej. Wyślizgnęła się z jego objęć.
- Nie wiesz tego, Tom - powiedziała gorzko. - Nikt nie wie.
Wytarła łzy z policzków. Straciła wiarę, straciła Morgensterna, straciła Schlierenzauera.
Nie miała już praktycznie nic.


~*~
Takie tam, mój mąż legendą, 48 zwycięstw i w ogóle.
I takie tam, Green dorosła, Green się zbiera.