wtorek, 5 lutego 2013

[26] Too much pain


            Tauplitz. Czekało na nich, ze swoją mamucią skocznią, majestatyczną, największą z naturalnych skoczni świata. Urokliwe, austriackie miasteczko, następny przystanek na ich drodze.
            Napięcie w austriackim autobusie było niemal namacalne. Thomas bezsilnie wpatrujący się w plecy Blanki, Grabarska opierająca głowę na ramieniu zdezorientowanego Fettnera, Schlierenzauer zaciskający z bólu wargi. Reszta ze skoczków nie miała pojęcia, co dokładnie się wydarzyło. Mogli się tylko domyślać, a fakt, jak daleko od siebie siedzieli Morgenstern i Grabarska był sporą podpowiedzią.
- Blanka, porozmawiasz ze mną? - spytał nagle Fettner. Dziewczyna podniosła głowę, patrząc na niego smutnym wzrokiem.
- O czym mam z tobą rozmawiać? - odparła pytaniem na pytanie. - Nie mam ochoty o niczym rozmawiać, Manu. Mam ochotę milczeć. Milczeć i płakać, ale na to drugie nie mogę sobie pozwolić w autobusie pełnym ludzi. Pozwolisz mi pomilczeć?
Pokiwał powoli głową. Nie miał innego wyjścia, nie chciał naciskać. Martwił się o nią, ale nie mógł jej pomóc, nie miał pojęcia, kto byłby w stanie. Jeszcze kilka dni temu bez wahania postawiłby na Morgensterna, ale w tej sytuacji Thomas wydawał się być ostatnią osobą, z którą Blanka miałaby ochotę rozmawiać.
            Milczał, zaciskając dłonie, patrząc na swoją ukochaną dziewczynę. Nie mógł do niej podejść, jej dotknąć. To byłoby nie w porządku. Schlierenzauer przygryzł dolną wargę. Kochał ją, z każdym dniem kochał Blankę coraz bardziej, coraz mocniej, a mimo to nie chciał z nią być, nie w taki sposób, nie kosztem Thomasa. Zmieniła go, na tyle, by potrafił odróżniać dobro od zła, właściwe od niewłaściwego. Wpatrywał się w jej plecy, włosy rozrzucone na ramieniu Fettnera. Chciał być w tym momencie Manuelem, to on chciał być tym, u kogo szukała pocieszenia, ale przecież był powodem jej smutku.
- Nie wiesz, co się stało z Blanką i Morgenem? - spytał nagle Zauner, siadając obok Schlierenzauera. - Drobna kłótnia czy zerwali?
Gregor zacisnął dłonie w pięści. Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, ale nie mógł przecież przyznać Davidowi, że rozbił pozornie idealny, polsko-austriacki związek.
- Zerwali - mruknął niechętnie. Zauner otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, odwracając się i wpatrując z ciekawością w Morgensterna.
- Dlaczego? Wiesz coś? Przyjaźnisz się z Thomasem, musisz coś wiedzieć. - Schlierenzauer spojrzał wrogo na towarzysza.
- To nie jest twoja sprawa, Zauner - syknął. Odwrócił głowę, wpatrując się w migający krajobraz za oknem. Nie miał ochoty rozmawiać o Blance, to za bardzo bolało.
Bolała go miłość, to, co jej zrobił, bolał go jej smutny wzrok, za każdym razem, kiedy odchodził, bolało go, bo ją niszczył, z każdą kolejną sekundą życia. Ale bolał go też dotyk jej warg na swoich ustach, wpatrzone w niego miodowe oczy i drobne dłonie na jego ciele. Bolało go cierpienie Thomasa i tysiące myśli kłębiące się w jego głowie, nie dające mu spokoju.
- Obudź mnie, kiedy będziemy na miejscu - mruknął do Zaunera, zakładając słuchawki i zamykając oczy.
Nie spał. Przed oczami miał Blankę. Nie pozwoliła mu zasnąć.

            - Gregor!
Nie odwrócił się. Grabarska zacisnęła dłonie w pięści.
- Schlierenzauer! - krzyknęła. Stanął w pół kroku, wbijając ręce w kieszenie. Podbiegła do niego i zatrzymała się przed nim.
- O co chodzi? - spytał cicho, przygryzając wargi.
- Gregor, proszę... - szepnęła. Niepewnie wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. Zadrżała, a on cofnął dłoń.
- Powinnaś powiedzieć Thomasowi - rzekł z ledwie wyczuwalnym smutkiem w głosie. Rozejrzał się niepewnie. Reszta ekipy znajdowała się już w hotelu, w którym ich zakwaterowano. Wokół nich nie było nikogo, mroźne, austriackie Tauplitz tonęło w ciszy.
- Powiem mu - obiecała cicho. Pochylił się i delikatnie pocałował Polkę, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Owinęła mu szyję rękami, wtulając się w jego ciało najmocniej, jak jej na to pozwalały grube, zimowe kurtki.
- Kocham cię - wyszeptała. Piękna, z błyszczącymi, bursztynowymi oczami. Nagle przypomniało mu się coś, co kiedyś gdzieś przeczytał.
- Motyle nie widzą swoich skrzydeł, wiesz? - spytał cicho. Potrząsnęła głową, wodząc palcami po zarysie jego twarzy. - Nie widzą, jak są piękne. Tylko one same, z całego świata, nie mają pojęcia o swoim pięknie. I wiesz co? Niektórzy ludzie są jak motyle.
- Na przykład kto? - spytała szeptem, wspinając się na palce. Pocałowała go delikatnie, nie pozwalając mu odpowiedzieć od razu. - Na przykład ty, Gregor. Jesteś motylem.
- Oboje jesteśmy motylami, Blanka - powiedział, uśmiechając się do niej delikatnie. - Jesteś najpiękniejszym motylem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Ale... - urwał. Uniosła lekko brwi, patrząc na niego z pytaniem w oczach.
- Co ale?
- Musisz powiedzieć Thomasowi prawdę, Blanka. Musisz mu powiedzieć o nas.
- Przecież jeszcze nie ma "nas", Gregor - odparła ze smutkiem. - Nie będzie nas, póki mu nie powiem, prawda? - spytała. Pokiwał powoli głową. Pogłaskał ją delikatnie po włosach.
- Chodźmy do hotelu - mruknął. - Idź, zaraz przyjdę - dodał. Skinęła głowa, patrząc na niego ze smutkiem w miodowych, ślicznych oczach.
- Kocham cię, Gregor - szepnęła, przygryzając wargi. Nie odpowiedział. Popchnął ją lekko w stronę wejścia do hotelu, a potem patrzył na jej oddalające się i niknące za drzwiami plecy i ciemnobrązowe włosy. Chciał, żeby wszystko było prostsze. Chciał móc ją kochać bez zastrzeżeń, bez problemów, bez bólu. Zasługiwała na najlepszego faceta i najsilniejszą miłość, a on powoli tracił pewność, czy byłby w stanie jej to zapewnić.
            Podeszła do Fettnera i oparła głowę o jego ramię. Czuła się zwyczajnie zmęczona. Zmęczona bólem w oczach Morgensterna, tym, jak bardzo go zraniła, raniącą wszystkich wokół miłością do Schlierenzauera, samotnością, tęsknotą za dawnymi czasami, kiedy wszystko było o wiele prostsze...
- Trenerze, mógłbym prosić o pokój z Loitzlem?
Podniosła głowę, słysząc znajomy, nieco niepewny głos. Schlierenzauer stał przed Pointnerem z rękami wbitymi w kieszenie, rozglądając się na boki. Fettner spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- To on już się nie przyjaźni z Morgensternem? - spytał Blankę. Dziewczyna uniosła głowę. To przez nią. To była jej wina. Zniszczyła przyjaźń Thomasa i Gregora, którą sama pomogła im odbudować.
Niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze, egoistycznie dążąc do spełniania swoich chwilowych pragnień. Nie przejmowała się uczuciami innych ludzi, bliskich jej ludzi, robiła to, co chciała, nie zważając na tych, którzy naprawdę ją kochali.
Morgenstern wpatrywał się z zaskoczeniem w Schlierenzauera, ale ten nie reagował, czekając na odpowiedź trenera.
- Gregor? - zaczął niepewnie Thomas.
- Nie obchodzi mnie, co się między wami dzieje, o ile nie podpiłowujecie sobie nawzajem nart - mruknął Pointner, dając blondynowi pozwolenie na zamieszkanie z Loitzlem. Schlierenzauer pokiwał głową, wziął klucz do pokoju i ruszył szybkim krokiem w stronę schodów, ignorując kolegów z drużyny i Blankę, wpatrującą się w jego plecy załzawionymi oczami.
- Chodź, zabiorę ci rzeczy do twojego pokoju - zaproponował Fettner po chwili milczenia. Pokiwała w ciszy głową, zagryzając wargi.
Zadała tak wiele ran ludziom, na którym zależało jej najbardziej na świecie.

            - Gregor, powiesz mi, co się dzieje?
Schlierenzauer otworzył oczy, leżąc na niewygodnym, hotelowym łóżku. Loitzl nie patrzył na niego, zajęty rozpakowywaniem walizki i wyjmowaniem zdjęcia rodziny, które zawsze ze sobą woził.
- Nic się nie dzieje - mruknął blondyn.
- To czemu nie chciałeś mieszkać w pokoju z Thomasem? - Niewygodne pytanie, na które nie chciał odpowiadać. Nikomu, nawet Blance. Nie chciał się przyznać, że bał się mieszkać z Morgensternem, że dobijało go poczucie winy, bo to przecież przez niego zawalił się świat Thomasa.
- Moja sprawa - syknął. Zacisnął dłonie w pięści. - Nie twoja, nie Morgensterna, nie Pointnera, tylko i wyłącznie, kurwa, moja - wycedził.
Loitzl odwrócił się, patrząc z lekkim zaskoczeniem na współlokatora.
- Znowu się zamykasz w sobie? - spytał cicho. - Nie zmuszę cię do rozmowy, Gregor, ale może to by ci pomogło. Zmieniłeś się pod wpływem przyjaźni z Blanką, a teraz znowu jesteś sukinsynem.
Schlierenzauer przygryzł niepewnie wargi. To nie przyjaźń Blanki go zmieniła, to miłość, zakazana, nieodpowiednia, ale silniejsza, niż kiedykolwiek sobie to wyobrażał. Dla niej zrobiłby wszystko, ale nie potrafił w spokoju patrzeć na cierpienie Morgensterna, wiedząc, że gdyby on sam nie pojawił się w życiu i sercu Blanki, Thomas byłby szczęśliwy z ukochaną Grabarską.
Loitzl już więcej nic nie mówił. Schlierenzauer przez całą bezsenną noc wpatrywał się w sufit, nie potrafiąc przestać myśleć o Blance.

            Połykała łzy, siedząc na brzegu łóżka w pustym, cichym pokoju. Marzyła o chwili spokoju, szczęścia, tym doskonałym stanie, w którym była, kiedy jeszcze kochała Thomasa i wszystko było idealnie. Miłość do Gregora była silniejsza od zdrowego rozsądku, od wszystkich innych uczuć. Chyba nie potrafiła już bez niego normalnie funkcjonować.
Sięgnęła po leżący obok telefon. Początkowo chciała zadzwonić do Schlierenzauera, poprosić go, by do niej przyszedł, by z nią został, już na zawsze, ale zrezygnowała. Wybrała inny numer, doskonale sobie znany.
- Coś się dzieje? - spytała osoba po drugiej stronie. Pociągnęła nosem, starając się powstrzymać płacz.
- Cześć, Tom - powiedziała cichutko. - Brakuje mi ciebie, wiesz? Bardzo.
Urwała, połykając łzy. Hilde przez chwilę milczał, czekając na jej dalsze słowa.
- Blanka, powiedz mi, co się stało - poprosił. - Martwię się o ciebie.
- To... to chyba nie jest rozmowa na telefon - szepnęła. - Przepraszam, Tom, ale... możesz ze mną porozmawiać? - zapytała. - Nie... nie usnę sama, nie mogę, nie wiem, co się dzieje, chyba... potrzebuję przyjaciela.
- Nie rozłączę się, póki nie zaśniesz - obiecał Hilde. Grabarska uśmiechnęła się delikatnie, ocierając łzy z policzków. Położyła się powoli na łóżku, zamykając oczy.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem, Tom - powiedziała cicho.
- A ty jesteś wspaniałą młodą kobietą, Blanka - odparł skoczek. - Jesteś piękna, utalentowana, ale przede wszystkim jesteś dobra. Tak zwyczajnie, po ludzku dobra. Zmieniasz ludzi na lepsze, zmieniasz jakąś część świata, wiesz? Pamiętaj o tym. I śpij. Śpij spokojnie. Jesteś wspaniała, Blanka.
            Rano nie pamiętała, w którym momencie zasnęła. Hilde cały czas mówił, cichym, uspokajającym tonem, a ona w końcu wyciszyła się na tyle, by móc usnąć i przespać spokojnie noc. Potrzebowała tego, kilku godzin odpoczynku od natłoku bolesnych myśli.
- Jak się czujesz?
Drgnęła, rozglądając się w panice po pokoju, który przecież zamknęła na klucz poprzedniego wieczora.
- Spokojnie, Blanka. Pointner dał mi dodatkowy klucz. Martwią się o ciebie, wiesz?
Zamrugała oczami. Na podłodze przed jej łóżkiem siedział po turecku Tom Hilde, Norweg, który powinien przebywać w tym czasie w Lillehammer, na rehabilitacji po groźnym upadku w Oberstdorfie.
- Co ty tu robisz? - spytała niepewnie, podejrzewając, że to tylko dziwny, wyjątkowo realistyczny sen.
- Przestraszyłaś mnie - wyjaśnił skoczek, uśmiechając się delikatnie. - Tym telefonem. W ogóle się o ciebie martwię, Blanka. Nie tylko ja, wszyscy się o ciebie martwią.
- Jak się tu dostałeś? - Unikała tematu wczorajszej rozmowy, unikała pytań o jej samopoczucie, o nią, o Thomasa. Bała się o tym wszystkim rozmawiać.
- Jak tylko zorientowałem się, że śpisz, spakowałem kilka najważniejszych rzeczy i pojechałem na lotnisko - rzekł pogodnie. Podziwiała go za wieczny optymizm, nieustającą radość z życia, wiarę w ludzkość i szczęśliwe zakończenia. Też tego chciała. - Bałem się, że nie uda mi się znaleźć jakiegoś miejsca w najbliższym samolocie, ale jednak są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy są w stanie odsprzedać bilet za plastron podpisany przez wszystkich norweskich skoczków. Co prawda muszę zmusić Romoerena do zrobienia czegoś, z czego nie będzie miał absolutnie żadnych korzyści, ale myślę, że drobny szantaż powinien zadziałaś - zaśmiał się.
- Jaki szantaż? - zapytała, odwlekając rozmowę o niej samej.
- Jeśli nie podpisze tego cholernego plastronu, mogę przypadkiem wspomnieć Martine o jego, ekhem, wyczynach - wyjaśnił. - I Martine jako żona, której ślubował wierność, nie byłaby zbyt szczęśliwa raczej.
Wstał z podłogi i usiadł na brzegu łóżka, obok Polki, wpatrując się w nią z uwagą i troską w niebieskich, skandynawskich oczach.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje, Blanka - poprosił. Przygryzła wargi, zaciskając drżące dłonie. Nie mogła mu tego wyjaśnić. Jeszcze nie.
Na wyjaśnienia zasługiwał przede wszystkim Thomas.
- Powiem ci - obiecała. - Ale najpierw... muszę coś załatwić. A potem wszystko ci wyjaśnię, Tom.
Wstała i wciągnęła na piżamę spodnie i sweter, nie dbając o swój wygląd, to nie było przecież ważne. Hilde obserwował ją w milczeniu, siedząc na łóżku.
- Zaczekam tu - poinformował ją. Pokiwała głowa, podchodząc do drzwi i naciskając klamkę. Odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na przyjaciela.
- Trzymaj za mnie kciuki - poprosiła.
- Będę - obiecał, uśmiechając się ciepło. Wyszła z pokoju, bezpiecznego miejsca, gdzie nic nie mogło jej bardziej zranić, gdzie był jej najlepszy przyjaciel, gotowy ją wpierać.
Musiała powiedzieć Thomasowi całą prawdę.
            Niepewnie zapukała do drzwi pokoju, który Morgenstern dzielił z Koflerem.
- Blanka?
- Andreas... wpuścisz mnie? - spytała niepewnie. Kofler zajrzał szybko do wnętrza pomieszczenia i cofnął się o krok.
- Wejdź - mruknął. Popatrzył na Morgensterna rozciągniętego na łóżku i wpatrującego się w sufit. - Ja pójdę, ee... po kawę. I zajrzę do Kocha.
Wyszedł, zanim którekolwiek zdążyło zaprotestować. Blanka stała niepewnie na środku niewielkiego pokoju, patrząc na skoczka, który uparcie nie patrzył na nią.
- Thomas - odezwała się w końcu. Spojrzał na nią, w jego wzroku był ból i jakaś tępa złość.
- Co? - spytał ostro. Odważyła się zbliżyć się o krok. Wstał, stanął tuż przed nią, tak blisko jak setki razy wcześniej, a jednak daleki, jakby na drugim końcu świata.
- Chciałam... chciałam ci wszystko wyjaśnić - szepnęła. Uniósł brwi.
- Co chcesz mi wyjaśniać? Jak przestałaś mnie kochać? Oszczędź sobie - prychnął. Pokręciła powoli głową, zamykając oczy, czując pod powiekami gromadzące się tam łzy.
- To Gregor - zaczęła. - To... pokochałam go. Kocham go, jak nigdy nikogo. On... jest miłością mojego życia, jeśli coś takiego w ogóle istnieje, jeśli można kochać na wieczność, to ja kocham tak jego, Thomas - wyszeptała. Odsunął się o krok. - Musisz mnie zrozumieć, błagam - jęknęła.
- Nic nie muszę, Blanka - odparł zimno. - Zdradziłaś mnie. Ze Schlierenzauerem. Pasujecie do siebie, dziwka i sukinsyn. Dobrana para.
- Nie masz prawa tak mówić - wycedziła, czując łzy płynące po jej policzkach.
- Więc to teraz ja jestem tym złym? To moja wina, że mnie okłamywałaś? Że zdradziłaś mnie z moim najlepszym przyjacielem?
- Niedawno był twoim największym wrogiem - przypomniała cicho. Morgenstern prychnął.
- Uwierz mi, znowu nim jest - syknął. Wpatrywał się przez moment w jej twarz, zamknięte oczy, zaciśnięte, drżące wargi, łzy spływające po jej policzkach. Nadal była idealna. Ale ideał go zranił, zniszczył, zadał najbardziej bolesny cios, jaki mógł sobie wyobrazić.
- Nigdy cię nie zdradziłam - powiedziała drżącym szeptem, nie otwierając oczu. Wzruszył ramionami, ale przecież nie mogła tego zobaczyć.
- Powinnaś już iść - rzekł ostro. Otworzyła oczy, spojrzała na niego z rozpaczą, te piękne, bursztynowe tęczówki, błyszczące od łez.
Zasługiwała na to, na ból, na cierpienie, zasłużyła na to.
Odwróciła się i wyszła z pokoju, przecież nie mogła zrobić nic więcej. Zamknęła za sobą drzwi, delikatnie, rozdzielając ich kawałkiem drewna. Symboliczny gest, który tylko utwierdził to, co zrobiła już dawno: rozdzielenie ich, zniszczenie dawnej miłości, która zdawała się być tak piękna, tak idealna. Pozory mylą, piękna skorupa popękała, rozpadła się, ukazując brzydotę, zgniliznę wewnątrz. To, co było między nimi, nigdy już nie powróci, nikt nie sklei zniszczonej skorupy.
To był koniec.
            Jej kroki odbijały się echem na korytarzu. Szukała innego pokoju, innego skoczka narciarskiego pochodzącego z Austrii.
- Coś się stało?
Ironicznie, to on znalazł ją, stając przed nią nagle, pojawiając się znikąd, z troską i strachem na jego twarzy. Instynktownie otarł łzy z jej policzków, a potem cofnął się o krok, bo przecież to nie tak miało być.
Ich miłość raniła ludzi, na których im wciąż zależało, raniła ich samych, najbardziej raniła ją, Blankę, tę drobną, wspaniałą Polkę, a tego nie chciał.
- Powiedziałam Thomasowi - wyszeptała, patrząc w orzechowe tęczówki Schlierenzauera. - O nas. O tobie. Powiedziałam mu.
Doskonale widział, jak ją to raniło, jak każde słowo było niczym kolejna rana na jej ciele, świeża, otwarta, daleka to zabliźnienia się.
- Teraz już możemy być razem, prawda? - spytała cicho. Z rozpaczą. Wiedział, że przez niego będzie cierpiała więcej, że nie będzie potrafił dać jej szczęścia, na które zasługuje.
Jedno mocne uderzenie było przecież lepsze niż ciosy przez całe życie.
- To nie byłoby w porządku, Blanka - szepnął. Chciał ją pocałować, dotknąć, znowu zetrzeć łzy z jej policzków, ale powstrzymał się, spojrzał tylko na moment w jej oczy, bursztynowe, pełne słonych kropli smutku. - To... to nie powinno się w ogóle zdarzyć. Nic. Między nami.
- Gregor - jęknęła. Nie rozumiał samego siebie, ale wiedział, że nie mogli być razem, jeszcze nie, jeśli świat w ogóle przewidział dla nich choć odrobinę szczęścia.
To jeszcze nie był ten czas.
- Przepraszam.
Na nic więcej nie był w stanie się zdobyć. Nie wiedział, jak to będzie wyglądało, co zrobi, by jej unikać, jaka zapanuje atmosfera w drużynie, skoro Thomas już wie, dlaczego Blanka go zostawiła. Nie wiedział już nic.
Nawet kiedy odchodził, widział oczami wyobraźni łzy spływające po jej delikatnych policzkach, łzy, które spływały przez niego.

            Nie wiedziała, jak wróciła do swojego pokoju, praktycznie nie widząc nic przez łzy. Przecież zrobiła to, czego od niej oczekiwał, powiedziała Thomasowi całą prawdę, a on ją odrzucił, kolejny raz.
Zmieniła Schlierenzauera z dupka w dobrego człowieka, a teraz sama przez to cierpiała.
- Blanka, co się dzieje? - spytał Hilde, błyskawicznie stając tuż obok niej. Nie odpowiedziała od razu. Oparła czoło o jego ramię, płacząc cicho. Pogłaskał ją po włosach, obejmując delikatnie.
- Nie płacz, skarbie - wyszeptał uspokajającym tonem. - Nie płacz.
Odsunęła się od niego na krok, zagryzając wargi. Otarła z policzków łzy.
Obiecała, że wszystko mu wyjaśni. Myślała tylko, że będzie opowiadać tę historię, trzymając dłoń Schlierenzauera, pamiętając jego dotyk na swojej skórze, będąc wreszcie choć trochę szczęśliwą.
Nic nie było tak, jak miało być, nic nie wyszło, nikt nie był szczęśliwy, wszyscy odnieśli ciężkie rany, które potrzebują lat, by się zabliźnić.
- Nie chodzi tylko o twojego tatę, prawda? - spytał Norweg. - Wszyscy tak uważają. Że nie możesz się pozbierać po jego śmierci, dlatego zostawiłaś Thomasa, dlatego zamykasz się w sobie. Ale tu chodzi o coś więcej, prawda?
Pokiwała powoli głową, połykając łzy.
- Kocham... kocham Gregora. Thomas był tylko zauroczeniem, złudzeniem miłości, wszystko się rozsypało, kiedy się z nim przespałam, to... to było za dużo. A Gregor... - zawahała się, szukając odpowiednich słów. - Nie wiem, czemu, kiedy, jakim cholernym cudem. Ale kocham go, Tom. Jeśli istnieje miłość na całe życie, to on nią jest, rozumiesz?
Skinął delikatnie głową, słuchając jej z uwagą.
- Ale... to nie jest fair, oboje to wiemy, nie w stosunku do Thomasa, który przecież był przyjacielem Gregora... To... po prostu nie wiem, Tom, nie wiem, co mam zrobić, to całe poczucie winy, mam wrażenie, że zżera mnie od środka, ale ja chcę z nim być, rozumiesz? Chcę być z Gregorem, chcę być choć trochę szczęśliwa. Chcę, żeby wszystko było dobrze...
Znowu zaczęła płakać, objął ją, gładząc delikatnie po włosach.
- Kiedyś się ułoży - obiecał jej. Wyślizgnęła się z jego objęć.
- Nie wiesz tego, Tom - powiedziała gorzko. - Nikt nie wie.
Wytarła łzy z policzków. Straciła wiarę, straciła Morgensterna, straciła Schlierenzauera.
Nie miała już praktycznie nic.


~*~
Takie tam, mój mąż legendą, 48 zwycięstw i w ogóle.
I takie tam, Green dorosła, Green się zbiera.