piątek, 2 listopada 2012

[16] Pan Niepokonany

Biegła prosto przed siebie, oślepiona przez własne łzy. Gregor miał rację i doskonale o tym wiedziała. Ale to tak bolało, myśl, że niszczyła Thomasowi karierę. Kochała go zbyt mocno, by odejść, a jednocześnie zbyt mocno, by zostać i rujnować mu życie, skoki. Nie przerywając biegu, otarła wilgotne od słonych kropli policzki i odgarnęła przyklejające się do nich włosy.

- Blanka? Co do chol… BLANKA! – Nie chciała się zatrzymywać, ale dogonił ją i złapał mocno za nadgarstek. Spojrzała na niego wrogo, ale w jej miodowych oczach czaił się niewyobrażalny ból.

- Puść mnie – syknęła. – Po prostu mnie puść, Andreas. – Głos jej się załamał, cała się załamała. Wtuliła drobne ciało w żółtą, ciepłą kurtkę Koflera, łkając cicho. Pogłaskał jej miękkie, lekko falujące włosy.

- Już dobrze, już dobrze – powtarzał cicho, próbując uspokoić dziewczynę. Cały czas płakała. Chciał znać powód, spróbować jej pomóc, ale bał się zapytać. Stali tak, bardzo blisko siebie, wdychając nawzajem swój zapach.

- Przepraszam – powiedziała w końcu, wyplątując się z uścisku jego silnych ramion. Spojrzał na nią uważnie, tymi swoimi magicznymi, czekoladowymi tęczówkami. – Przepraszam za… – spojrzała na jego strój – zmoczenie ci kurtki. Pójdę już, do hotelu. – Odwróciła się, chcąc odejść, ale chwycił jej dłoń i zatrzymał ją.

- Zaczekaj – poprosił. – Blanka, co się stało? – zapytał cicho. Grabarska wbiła wzrok w ziemię.

- Nieważne – mruknęła. Kofler pokręcił głową z dezaprobatą i chwycił podbródek dziewczyny, unosząc go lekko, by spojrzała mu prosto w oczy.

- A teraz powiedz to jeszcze raz – nakazał. Polka westchnęła cicho. W jej oczach znowu pojawiły się łzy, ale zignorowała to.

- Gregor ma rację – wyszeptała. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Blanka, powiedz, o co dokładnie chodzi – poprosił łagodnie. – Co powiedział Gregor? – Grabarska zacisnęła powieki. Miała wrażenie, że przez słowa Schlierenzauera, przez to, że to wszystko było prawdą, rozpadnie się na części. Może to byłoby nawet dobre wyjście. Nie przeszkadzałaby wtedy Thomasowi w karierze.

- Prawdę – jęknęła gorzko. – I to najbardziej boli, Andreas. Że powiedział prawdę.

- Nie mam do ciebie siły, dziewczyno – mruknął skoczek. – Już wiem, że prawdę. Powiedz mi, co dokładnie powiedział. Nie wiem, zacytuj, albo coś. – Roześmiała się przez łzy, ale zabrakło w tym jakiejkolwiek radości.

- Powiedział, że powinnam wrócić do Polski – wyjaśniła Grabarska. – Pozwolić Thomasowi skakać. Próbować robić karierę. Bo razem nam to nie wychodzi. – Znowu poczuła słone krople płynące po jej miękkiej skórze. Kofler rozejrzał się bezradnie. Wiedział, że nie był w stanie pomóc Blance, mimo najszczerszych chęci. Polka potrzebowała Morgensterna. Z ulgą dostrzegł blondyna idącego w ich stronę z nartami zarzuconymi na ramię. Przywołał go wzrokiem. Thomas przyszedł błyskawicznie, na jego twarzy malowała się troska. Spojrzał niepewnie na ukochaną, odłożył narty i przytulił mocno Polkę. Kofler odszedł, nie chciał im przeszkadzać, nie był potrzebny.

- Co się stało? – zapytał cicho, głaszcząc szlochającą dziewczynę po włosach. Blanka pociągnęła nosem i odepchnęła go.

- Powinnam wrócić do Polski – powiedziała drżącym od płaczu szeptem. – Niszczę ci karierę, Thomas. I oboje dobrze o tym wiemy. To… to się wymknęło spod kontroli. Nie mieliśmy się w sobie zakochać. – Zignorował jej protesty i przycisnął do siebie jej wątłe, delikatne ciało. Przecież nie mógł pozwolić jej odejść. Nie przeżyłby tego. Czuł jej słodki, kwiatowy zapach, jej łzy moczyły mu kurtkę. Była tak krucha, tak delikatna, tak nieidealnie doskonała…

- Blanka, posłuchaj mnie – poprosił łagodnie. – Nie wiem, kto ci naopowiadał tych wszystkich głupot, ale, błagam, nigdy więcej z nim nie rozmawiaj. I przestań w to wierzyć. Dobrze? – Chciała. Bardzo chciała, ale wiedziała, że w słowach Gregora była prawda, był sens. Nie chciała tego dopuścić do wiadomości, oboje nie chcieli. Ale ten związek niszczył to, po co powstał. Ich kariery. A przecież nie o to miało chodzić.

- Thomas… – Jej delikatny głos był ledwo słyszalny wśród gwizdów wiatru, nawoływań sportowców, rozmów kibiców. Cała była taka delikatna. Morgenstern nagle zrozumiał, że ma jeden cel w życiu, ten najważniejszy. Chronić Blankę przed światem. Pocałował ją delikatnie w czoło i wytarł kciukiem łzy płynące po policzkach.

- Będzie dobrze, kochanie – obiecał. Uśmiechnęła się blado, kiwając głową.

- A zostaniesz ze mną? – spytała cicho, niepewnie, wciąż drżącym głosem.

- Na zawsze – powiedział poważnie Morgenstern.



- Schlierenzauer, ty idioto – syknęła Blanka, słuchając, jak Gregor udziela wywiadu polskim dziennikarzom. Obiecywał zwycięstwo na Titlis, nie wiedząc, jak skoczy, jakie będą warunki, nie wiedząc nic. Był tak pewny siebie, tak cholernie pewny siebie, dumny z tego, jaki jest. Idiota. Tak bardzo chciał pokonać Małysza, być najlepszy, przejść do historii… Schlierenzauer zostawił dziennikarzy, rzucił jeszcze ostatni, sztuczny uśmiech do kamery i ruszył szybkim krokiem w stronę domków skoczków. Po chwili dostrzegł stojącą niedaleko Blankę i zatrzymał się, niepewny, co powinien zrobić. Wpatrywała się w niego zirytowanym wzrokiem, z ustami zaciśniętymi w wąską linię. W końcu do niej podszedł, z lekkim wahaniem, ale wiedział, że tego od niego oczekiwała.

- Dlaczego to powiedziałeś? – spytała cicho, kiedy się zbliżył. Widział, jak za wszelką cenę chciała pokazać mu swoją siłę. Ale gdzieś w głębi była niesamowicie krucha. Delikatna, jakby najlżejszy podmuch wiatru mógł ją porwać ze sobą i zabrać gdzieś daleko, na koniec świata, nigdy nie oddać, zatrzymać dla siebie. Bo przecież była wspaniałą dziewczyną.

- Mówiłem prawdę – odparł niepewnie. Bał się, że ją zrani. A jednocześnie bał się, że staną się przyjaciółmi. Ironia, tak dużo ironii widział codziennie na tym świecie, w sobie, wszędzie. Czasami było jej nazbyt dużo. Nic nigdy nie było proste.

- Schlierenzauer, jaki ty masz problem? Nadal ci chodzi o Evę? Kiedy ty wreszcie odpuścisz, Gregor? – Jej głos na początku był podniesiony, ale przycichał z każdym słowem. Słabła, psychicznie słabła, przez niego. Dobrze o tym wiedział. Dlaczego tak bardzo chciał ją ranić?

- To wam nie wyjdzie na dobre – powiedział cicho. – Ten związek. – Prychnęła cicho. Wiedziała swoje, tak bardzo uparta. Chciała go zmienić, ciągle walczyła z wiatrakami.

- Nic o nas nie wiesz, Gregor – powiedziała. Ciągle to wszystkim powtarzała. Że ich nie znali. Zaciśnięte wargi drżały lekko, ale nie pozwalała sobie na płacz.

- Zawsze próbujesz być tak silna? – zapytał cicho, zanim zdążył pomyśleć nad tym, co mówi, powstrzymać te słowa zamknięciem ust. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Schlierenzauer zacisnął dłonie w pięści, oczekując na kolejny już wybuch złości Grabarskiej. Zaskoczyła go panująca pomiędzy nimi cisza. Powietrze drgało od napięcia.

- Nie mam wyjścia – rzekła w końcu dziewczyna. – Ja nie mogę być słaba. – Miał ochotę ją przytulić. Idiotyzm. Ale widział, jak bardzo cierpiała pod powłoką radości i siły. Jak bardzo była krucha, jak cienkie szkło, już porysowane, tylko czekające, by pęknąć z głośnym hukiem. Nie wiedział, co powinien zrobić. Schlierenzauer nie miał uczuć, nie powinien. Jego celem były przecież skoki.

- Powinnaś wyjechać. Niszczysz Thomasa – stwierdził w końcu. Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem. Blanka wpatrywała się w jego plecy. Nie miała pojęcia, w co on, do cholery, grał.



Prowadził po pierwszej serii. Ten idiota miał realne szanse na wygraną. Blanka wtuliła się mocniej w tors Morgensterna. Skoczek objął ją od tyłu, patrząc ponad jej głową na szczyt skoczni, skąd zaraz miał wystartować ostatni zawodnik, Schlierenzauer.

- Mógłby przegrać – stwierdziła dziewczyna. – To jednak palant.

- Nie jest taki zły – odparł Thomas, uśmiechając się lekko. – Naprawdę, Blanka, miałaś rację. Gregor się stara, chce się zmienić. Chyba dzięki tobie. – Prychnęła cicho.

- To te jego zmiany mogłyby chociaż pominąć próby wygonienia mnie do Polski – rzuciła. Skoczek obrócił ją w swoją stronę, atakując pytającym spojrzeniem. – Znowu próbował mi wmówić, że niszczę ci karierę i powinnam wyjechać. – Thomas nic nie powiedział. Zacisnął mocno zęby. W jego umyśle błysnęła złowroga, bolesna myśl, zbyt nieprawdopodobna, by mogła być prawdziwa. Zignorował to. Pocałował lekko czubek głowy Blanki.

- Patrz, skacze – powiedział, patrząc na ekran, który ukazywał Schlierenzauera poprawiającego wiązania. Grabarska odwróciła się. Zjeżdżał po rozbiegu, skupiony, czekając na odpowiedni moment, by się odbić i poszybować jak najdalej. Ona się na tym nie znała, ale słysząc pomruki uznania ze strony Morgensterna, Koflera i Fettnera zrozumiała, że trafił w najlepszą chwilę. Spokojny lot, ładny stylowo. Z tego był znany, z nienagannej sylwetki, z doskonałych skoków, na każdej skoczni, przy każdej okazji. Tak młody, a tak wiele już osiągnął. Już uważano go za najlepszego skoczka w historii, mimo że miał niespełna dwadzieścia dwa lata. Tak szybko zdobył sławę, tak szybko zaczął wygrywać. Obawiano się, czy nie zbyt szybko, czy nie wypali się zbyt wcześnie, czy udźwignie ciężar sławy, spoczywającą na nim presję. Ale nie to najbardziej przeszkadzało Schlierenzauerowi. To śmierć siostry, tęsknota za nią, codzienne obserwowanie Thomasa, który niejako przyczynił się do wypadku, w którym zginęła Eva, wreszcie pojawienie się w ich drużynie Blanki Grabarskiej, tak bardzo podobnej do nieżyjącej już Schlierenzauerówny. To było jak obserwowanie ducha. Z każdym dniem, gdy ją poznawał, orientował się, jak bardzo różni się od jego siostry. Ale nadal, patrząc na nią, widział w tych bursztynowych oczach Evę.

- Cholera, wygra to – gwizdnął Manuel, patrząc na lot kolegi z drużyny. Kofler pokiwał głową. Blanka wpatrywała się w przybliżający się punkt nad zeskokiem. Podchodził do lądowania. Jego narty dotknęły miękkiego, świeżego śniegu na skoczni. Był świetnym zawodnikiem, ale przecież jeszcze młodym, niedoświadczonym.

- Gregor! – krzyknęła Grabarska. Zasłoniła sobie usta dłonią, patrząc z przerażeniem na skoczka staczającego się po zeskoku. Upadł, nie ustał. Kofler, Morgenstern i Fettner wymienili zaniepokojone spojrzenia. To nie wyglądało dobrze. – Gregor, Boże, Boże, Boże… – powtarzała gorączkowo Polka. Wstał, wstał o własnych siłach, ale wyglądał źle. Świeży śnieg przykleił się do jego kombinezonu. Odpiął nartę i z furią rzucił nią o zeskok. Blanka zrobiła krok w przód. Chciała się tylko upewnić, czy wszystko w porządku.Thomas zacisnął wokół niej swoje silne ramiona.

- Nic mu nie pomożesz – szepnął. – Wstał sam, wszystko w porządku. Spokojnie, Blanka. Wszystko w porządku – zapewnił ją, ale ona nie wierzyła. Przeszedł przez bramkę i pogratulował szybko Bardalowi, zwycięzcy tego konkursu. Grabarska wpatrywała się w niego z niepokojem.

- Kofler, Morgenstern, trener was wzywa – oznajmił Koch, stając nagle obok skoczków. Thomas spojrzał niepewnie na ukochaną, ale wiedział,że Alex wysłałby ją do Polski najbliższym samolotem, gdyby wiedział, że to ta niepozorna dziewczyna powstrzymała Morgena przed spotkaniem z Pointnerem.

- Idź do Hildego – poprosił ją, wypuszczając ze swoich objęć. Pokiwała głową. Oboje wiedzieli, że i tak tego nie zrobi.



Był wściekły, tak zwyczajnie wściekły. Idiota, jak mógł tego nie ustać? Tak bardzo chciał wygrać. Chciał udowodnić, że jest najlepszy. Tylko komu? Wszyscy o tym wiedzieli. Miał niesamowity talent, niezwykle rzadki. I potrafił to wykorzystać. Dlaczego mu nie wyszło?

- Schlierenzauer! – W tym jednym słowie zawarła całą gamę emocji. Wściekłość, strach, radość… Spojrzał na nią. Szła w jego stronę szybkim krokiem, z rozwianymi włosami.

- Blanka. – Stanęła metr od niego, z rękami splecionymi na piersiach. Bursztynowe oczy przestawiały tak wielką mieszankę uczuć, że nie był w stanie nic z nich wyczytać.

- Mogło ci się coś stać – powiedziała w końcu. Uśmiechnął się blado.

- Taki sport – odparł lakonicznie. Patrzyła na niego, jakby wrogo, ale i ze strachem.

- Wyjaśnij mi – zażądała nagle. Nie musiał pytać, wiedział, o czym mówiła. Ale nie potrafił umotywować swoich słów, swoich czynów. Miał wrażenie, że stracił samego siebie w momencie, gdy serce Evy przestało bić. Wzruszył lekko ramionami.

- Co mam ci wyjaśnić? – zapytał cicho. – Jak niszczysz karierę Thomasa? Rok temu był niepokonany. Spójrz na niego teraz. Męczy się, skakanie nie sprawia mu takiej radości. Przez ciebie. Nie wiem, co tu robisz, ale powinnaś wyjechać. – Widział łzy w jej oczach, ale uparcie je ignorował. Nie mógł się nimi przejmować. Opuściła ręce wzdłuż ciała i zacisnęła dłonie w pięści. Widział doskonale, jak z każdą chwilą narastała w niej niepohamowana wściekłość.

- Jesteś idiotą. Tępym chamem. Sukinsynem. Tak, Schlierenzauer. Jesteś cholernym sukinsynem – wycedziła. Cała drżała od wciąż tłumionego gniewu. – Nienawidzę cię. Chciałam cię zmienić, chciałam wierzyć, że gdzieś w głębi jesteś dobrym człowiekiem. Ale to nieprawda. To nieprawda. – Odwróciła się i ruszyła przed siebie szybkim, sprężystym krokiem. Nie chciała go znać. Przez cały czas próbował zniszczyć jej związek z Morgensternem.

- Blanka! – Nie zareagowała, nie odwróciła się. Ale nieświadomie zwolniła nieco krok. – Blanka… – Jego głos osłabł nagle. Tknięta dziwnym przeczuciem spojrzała na Schlierenzauera. W jego orzechowych oczach widziała panikę. Sama poczuła, jak ogarnia ja strach. Nieświadomie zrobiła kilka kroków w jego stronę, pokonując dzielącą ich odległość. Dłonie Gregora drżały lekko, na palcach była…

- Krew – wyszeptała Grabarska. – Gregor… ty plujesz krwią. – Nie odpowiedział. Zakaszlał głośno, wypluwając większą ilość czerwonej cieczy. Blanka z przerażeniem patrzyła na skoczka. Myśl, cholera, nie panikuj, nakazała sobie w myślach. Wyjęła z kieszeni spodni komórkę i wybrała pierwszy numer, jaki znalazła na liście kontaktów.

- O co chodzi? – spytał Romoeren, odbierając po pierwszym sygnale.

- Z Gregorem jest coś nie tak. Pluje krwią. Jesteśmy przy domku Austriaków – powiedziała, starając się opanować drżenie głosu. Norweg rozłączył się bez słowa, ale Blanka wiedziała, że zorganizuje pomoc. Ona nie miała pojęcia, co zrobić.

- To ten cholerny upadek – odezwał się w końcu Schlierenzauer. Spojrzała na niego. Otarł wierzchem dłoni usta. Na skórze zostały jasnoczerwone smugi roztartej krwi. Nie odpowiedziała, była zbyt przerażona. Drżała, miała wrażenie, że cały świat się trzęsie. Czekali, minuty ciągnęły się jak epoki, tysiąclecia. W końcu pomoc nadeszła, po całej wieczności, dwóch sanitariuszy, Romoeren i Hilde. Skoczkowie zostali z Blanką, gdy medycy zabierali ze sobą bladego Schlierenzauera. Młodszy z Norwegów objął przyjaciółkę.

- Gregor jest silny, nic mu nie będzie – zapewnił ją. Była nadal zbyt przerażona, by nawet się uśmiechnąć, Bjoern rzucił pytające spojrzenie koledze z reprezentacji. Młody blondyn skinął lekko głową, pozwalając odejść Einarowi. Blanka nie potrzebowała publiczności, potrzebowała spokoju, przyjaciela, mocnego uścisku. Znowu zaczął prószyć śnieg, obsypując białymi płatkami ciemne włosy dziewczyny.

- Boję się – odezwała się nagle Blanka. – To wszystko… powiedziałam mu, że go nienawidzę. Ale…

- Ale to nieprawda – podpowiedział Hilde. – Spokojnie, Blanka, wszystko będzie dobrze. – Próbowała się uśmiechnąć, ale miała wrażenie,że jej mięśnie twarzy uległy porażeniu. To oczekiwanie było najgorsze. Nie mogła znieść strachu, który nie chciał opuścić jej ani na minutę. Nie mogła się uspokoić. Nie pomagały ani zapewnienia Hildego, że wszystko będzie dobrze, ani własne racjonalne argumenty, ani Thomas, który dowiedział się o wszystkim od Romoerena. Grabarska w głębi duszy była przekonana, że to całkowicie jej wina, że to przez jej słowa Schlierenzauer wylądował w szpitalu. Morgenstern potarł palcami jej zaczerwienione od chłodu policzki, ale nie zareagowała. Nie pozwolili jej jechać do Gregora. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Dopiero po chwili poczuła wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyjęła komórkę i popatrzyła na wyświetlacz. Nie znała tego numeru. Fala przerażenia powoli zalewała jej ciało, kiedy wiadomość otwierała się. Czuła na sobie pełne napięcia spojrzenia skoczków.

Wszystko ok. GS

Podniosła wzrok na Morgesterna i Hildego.

- Wszystko w porządku – powiedziała cicho, słabym głosem. Austriak natychmiast do niej podszedł i objął ją mocno, głaszcząc po włosach.

- Mówiłem – rzekł niemal szeptem. – Mówiliśmy ci z Tomem. Wszystko będzie dobrze, Blanka. – Zamknęła oczy. Nie potrafiła pozbyć się wspomnień. Nadal widziała przerażony wzrok Gregora i krew na jego szczupłych palcach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz