- Obiecałam
sobie, że nauczę się żyć bez ciebie, Gregor - powiedziała tonem pełnym bólu.
Zanim zdążył zareagować, zamknęła mu drzwi przed nosem.
Oparła się o nie plecami i osunęła na podłogę, łkając
bezgłośnie. Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. Ale to bolało, tak bardzo
bolało, każdy skrawek jej ciała płonął w tęsknocie za delikatnym dotykiem
austriackiego skoczka. Nienawidziła go za to, że pokochała go tak mocno, że w
ogóle go pokochała. To nie tak powinno być. Powinna być z Thomasem, kochać
jego, nie Gregora, kiedyś zmienić nazwisko na Morgenstern... Los wyraźnie jej
nienawidził, zsyłając na nią zakazaną miłość do Schlierenzauera. Wytarła łzy
wierzchem dłoni i wstała z podłogi. Robiła to mechanicznie, nie do końca
świadomie. Ale nie potrafiła już tak żyć. Nacisnęła klamkę i zamknęła oczy,
bojąc się, że zobaczy tylko pusty korytarz. Ten strach ją paraliżował, bardziej
niż jakikolwiek inny. Że mogłoby go nie być. Lękała się otworzyć oczy.
- Blanka, spójrz na mnie.
Miała wrażenie, że ulga rozsadzi ją od środka. Łagodny
głos Schlierenzauera wywołał na jej twarzy lekki, mimowolny uśmiech. Otworzyła
oczy. Nadal tam był. Wciąż nieco niepewna, wyciągnęła ręce i dotknęła palcami
jego klatki piersiowej, upewniając się, że nie był tylko pięknym snem.
- Nie potrafię - rzekła drżącym szeptem. - Nie umiem już
bez ciebie śpiewać, żyć oddychać... Nie umiem, Gregor. Już nie.
Znowu łzy popłynęły po jej bladych policzkach.
Schlierenzauer przez moment wpatrywał się w nią w milczeniu, zdezorientowany.
Jakby nie był w stanie do końca uwierzyć w swoje szczęście. W końcu, po
długiej, wyboistej drodze, nareszcie się odnaleźli. Starł dłonią słone krople z
jej twarzy i zaczął obrysowywać palcami jej rysy. Kiedy przejechał kciukiem po
wargach, te natychmiast rozchyliły się, łapiąc płytkie, przyspieszone oddechy. Patrzył
w te piękne, polskie, bursztynowe oczy i nie pamiętał już, że takie same miała
jego siostra, Eva. Liczyła się już tylko Blanka.
Pocałował ją delikatnie, głaszcząc po policzku. Zacisnęła
palce na jego koszulce i pociągnęła do środka pokoju. Oderwał się od niej i
zamknął za sobą drzwi. Wpatrywała się w niego żałośnie, oczami pełnymi bólu.
Tego wszystkiego było dla niej po prostu zbyt dużo. Była tak krucha pod swoją
maską siły. Tak krucha... Drżała od tłumionego płaczu.
Pod wpływem impulsu Schlierenzauer przycisnął ją mocno do
siebie, krępując jej ruchy.
- Już dobrze, Blanka... - wyszeptał. - Jestem tu. Nie
zostawię cię.
Pociągnęła cicho nosem gdzieś w okolicach jego ramienia. Poczuł
napór drobnych dłoni na swoją klatkę piersiową. Pozwolił jej wyplątać się ze
swoich objęć. Była taka drobna, taka delikatna...
- Gregor... dobrze wiesz, że to nie jest w porządku -
powiedziała cicho. Widział, jak bardzo starała się być silna, ile ją to
kosztowało, ta wewnętrzna walka w jej sercu. On też próbował być silny.
Ale byli silni już zbyt długo. Znowu przycisnął ją do
siebie, całując lekko w szyję.
- Wiem - mruknął. Zacisnęła palce na jego koszulce,
odchylając głowę.
- Nie powinniśmy - szepnęła, pozwalając mu zdjąć z siebie
bluzkę. Schlierenzauer uśmiechnął się lekko.
- Wiem.
Szybko zrzucił z siebie koszulkę i przywarł do drobnego,
rozgrzanego ciała ukochanej dziewczyny. Ich pocałunki stawały się coraz
bardziej namiętne, coraz bardziej rozpaczliwe. Jakby jutra miało nie być, jakby
bali się, że po tej jednej nocy stracą siebie na zawsze, jako pokuta za jeden
słodki grzech.
- Gregor - jęknęła Blanka, odrywając usta od warg
skoczka.
W tym jednym słowie zawarła wszystko. Miłość, ból,
pożądanie, poczucie winy... Cała barwna gama przytłaczających ją emocji.
Schlierenzauer delikatnie położył jej palec na drżących
wargach.
- Cii...
To nie było teraz ważne. Liczyli się tylko oni, ich
polsko-austriacka miłość i złamana obietnica.
-
Gregor... - szepnęła, wtulona w nagi tors skoczka. - Wiesz, że to nie fair...
Pogłaskał delikatnie jej ciemne, pofalowane włosy. Tak
bardzo ją kochał.
- Nie umiem bez ciebie żyć, Blanka - mruknął. - I inni
powinni to zrozumieć. Że z taką miłością nie da się walczyć.
Uśmiechnęła się blado. Bała się tego, co będzie dalej,
bała się nienawiści, bała się fali krytyki, ale najbardziej bała się, że znowu
go straci. Że któreś z nich nie wytrzyma, odejdzie, zniknie, razem z ich
miłością.
Nie mogła go stracić.
- Kocham cię - wyszeptała. Na jego nieogolonej twarzy
zajaśniał uśmiech. Nie ten, który najczęściej prezentował światu, sarkastyczny,
chłodny, kłamliwy. Był całkowicie szczery. I był całkowicie szczęśliwy.
- Ja ciebie też kocham, mała - mruknął, całując jej
włosy. - Najbardziej na świecie.
Nie przypominała już mu jego utraconej siostry.
Przypominała mu tylko samą siebie, jego kruchą jak szkło, drobną, delikatną
Blankę, którą chciał uratować od całego świata. Taką, jaką kochał najbardziej.
- Mała? - spytała kpiąco Grabarska. Schlierenzauer
zaśmiał się cicho.
- Mała - przytaknął. - Maleńka. I moja.
Przyciągnął ją mocniej do siebie, oplatając ramionami.
- Twoja - zgodziła się.
- A teraz śpij. Śpij, skarbie - poprosił. - Zostanę z
tobą.
Pokiwała głową, zamykając oczy. Przy nim nareszcie czuła
się bezpieczna i spokojna. Za oknem, nad zakopiańskimi uliczkami szalała
wichura. A w jej sercu panował spokój.
Wiatr na
zewnątrz ustał, słońce przebijało się przez chmury, rozświetlając feerią barw
leżący na szczytach Tatr śnieg. W pokoju było chłodno, przez nieszczelne okno
do środka wnikało mroźne powietrze z dworu. Instynktownie owinęła się kołdrą,
jeszcze nie do końca rozbudzona. Otworzyła oczy i spojrzała w bok z szerokim
uśmiechem.
- Gre...
Łóżko było puste, poduszka nie nosiła śladów użytkowania.
Jej ubrania leżały złożone na krześle.
Żadnych śladów obecności Schlierenzauera.
Uciekł? Nie kochał jej? Wystraszył się? Nie chciał
związku?
A może ich wspólna noc była tylko pięknym snem, cudownym
wytworem zmęczonego tęsknotą mózgu?
- Gregor... - wyszeptała. Po jej policzkach potoczyły się
pierwsze łzy. Nie chciała go stracić. Nie mogła, nie teraz. Nie po tym
wszystkim.
Otwartymi ustami łapała łapczywie powietrze jak ryba
wyrzucona na brzeg, łaknąca tlenu. Schlierenzauer był jej tlenem.
A teraz ten tlen zniknął. Zniknął, a może wcale go nie
było. Może zaczynała już powoli tracić zmysły.
Nawet nie drgnęła na dźwięk otwieranych drzwi. Jakby
nagle już na niczym jej nie zależało.
- Blanka, na Boga, to mógł być ktoś niebezpieczny!
Powoli odwróciła się. Po jej policzkach nadal płynęły
łzy.
- Co się stało? - spytał, znajdując się błyskawicznie
obok niej, biorąc ją w ramiona i kołysząc lekko. - Blanka, skarbie, co się
stało?
Powoli się uspokajała. Był tu, przy niej, wrócił. Więc
nie był tylko snem.
- Bałam się, że mnie zostawiłeś - wyszeptała,
przeciągając palcami po jego nieogolonym policzku.
- Nigdy cię nie zostawię, kochanie - odparł
Schlierenzauer. Przycisnął ją mocniej do siebie. - Przynajmniej nie z własnej
woli - mruknął, jakby przeczuwając to, co dopiero miało nadejść.
- Gdzie byłeś? - spytała żałośnie. Uśmiechnął się do niej
delikatnie.
- Szukałem czegoś do jedzenia - wyjaśnił. - Ale znalazłem
tylko mrożoną pizzę, wafelki Koflera i moje energetyki - dodał. Grabarska
zmarszczyła lekko brwi.
- Daj wafelki - mruknęła. Podniósł się, złapała go za
koszulkę i pociągnęła do siebie. - Albo nie. Zostań. Zostań ze mną - poprosiła.
- Zostanę - obiecał. - Zostanę.
Stała
niedaleko zeskoku, wmieszana w tłum polskich kibiców, z czapką naciągniętą na
oczy i rękami wbitymi w kieszenie. Nie patrzyła na skoczków lądujących po kolei
na ubitym śniegu, słuchała komentatorów, wpatrując się w swoje buty. Na skórze
wciąż czuła wspomnienie dotyku Schlierenzauera, jej włosy pachniały jego wodą
po goleniu. Mimowolnie uśmiechała się sama do siebie, ale część jej obawiała
się tego, co będzie dalej. Reakcji innych. Pierwszego kryzysu. Bała się, ale
nie chciała go tracić.
Podniosła wzrok, słysząc wywołane nazwisko Morgensterna.
W locie wyglądało to dobrze, wydawało się, że skoczek ma szanse na wygraną.
Wylądował daleko, ale nie uśmiechał się. Doskonale wiedziała, że to przez nią.
Zachwianie, odjechanie narty, gwałtowny ruch rękami.
Upadł, staczając się po zeskoku.
Zakryła usta dłonią, tłumiąc krzyk. Nie mogła tam iść,
nie mogła nic zrobić. Sama sobie odebrała to prawo, zostawiając Thomasa dla
jego najlepszego przyjaciela.
Wstał o własnych siłach, ale tym upadkiem przekreślił
swoje szanse na wygranie konkursu. Nie pomachał widzom, nie uśmiechnął się do
kamery. Zszedł z zeskoku, ignorując wszystko, co się wokół niego działo.
Przez nią.
Nie mogła tego znieść. Przepchnęła się przez tłum ludzi,
wybiegając z terenu skoczni. Biegła przed siebie, nie patrząc, w którą stronę,
potrącając przechodniów. Na krótki moment po prostu zabrakło jej siły.
- Blanka!
Zatrzymała się, słysząc znajomy głos, ocierając łzy z
policzków. Zamknęła oczy. Nie chciała z nikim rozmawiać.
- Wiem, jestem zła, bo zostawiłam Thomasa - mruknęła. Daria
westchnęła cicho.
- Nie to chciałam ci powiedzieć - odparła. Grabarska
otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę.
- Kocham go, wiesz? Gregora - powiedziała cicho. -
Najbardziej na świecie.
- Wiem - odrzekła brunetka. - Widać to, Blanka. To
wszystko tak przejrzyście widać w twoich oczach, wiesz? Każdy smutek, każdą
radość, każdy strach... Czego się boisz, Blanka?
- Odrzucenia - odparła mechanicznie. - Że go stracę. Ja...
obudziłam się rano, a jego nie było. Nie było go. A ja się bałam, że to był
tylko sen.
Daria zacisnęła wargi. Też chciała tak kochać, i być tak
kochaną, jak Blanka przez Schlierenzauera.
- Nie wiesz, może... co u Hilde? - spytała niepewnie. Grabarska
uśmiechnęła się smutno.
- Kochasz go, Daria? - odparła pytaniem na pytanie.
Brunetka przygryzła dolną wargę.
- On wybrał karierę, Blanka. Powrót do skoków. Na tym
musi się teraz skupiać - powiedziała cicho, bardzo cicho, pilnując, by głos jej
nie zadrżał, nie zdradził jej prawdziwych uczuć, jakimi darzyła norweskiego
sportowca.
- Ma na to wystarczająco dużo czasu - odparła szatynka,
uśmiechając się tajemniczo. Znała swoich przyjaciół wystarczająco dobrze.
Wystukała na klawiaturze telefonu doskonale sobie znaną
kombinację cyfr, patrząc na skonfundowaną przyjaciółkę.
- Hilde, jestem w Zakopanem jeszcze trzy dni. Przyjedź.
Rozłączyła się, zanim Norweg zdążył zareagować.
Uśmiechnęła się szeroko do Darii.
- Przyjedzie.
Niecierpliwie
zastukał palcami w blat recepcji hotelu, w którym zatrzymała się austriacka
drużyna. Blanka nie dzwoniłaby bez powodu. Nie ściągałaby go do Zakopanego,
gdyby nic się nie wydarzyło.
Hilde nie potrafił przestać się martwić o swoją małą,
polską siostrzyczkę, jak myślał o Grabarskiej.
- Pokój dwieście trzy, drugie piętro - powiedziała
recepcjonistka, po, jak mu się zdawało, wiekach szukania. Nie podziękował
nawet, pobiegł na górę, byle tylko sprawdzić, co z jego przyjaciółką. Nigdy nie
pomyślał, że mógłby się tak o kogoś bać.
Zastanawiał się czasami, co u jej przyjaciółki z Polski,
Darii. Chciał zadzwonić, napisać, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś
dziwna, paraliżująca skrucha. Przecież sam zerwał kontakt, decydując się skupić
na powrocie do zdrowia po fatalnym upadku w Oberstdorfie na
Schattenbergschanze.
Nie
przejmował się pukaniem do pokoju przyjaciółki. Znał ją, wiedział, że kiedy
była nieszczęśliwa, nigdy nie zamykała drzwi na klucz. A teraz szczęśliwa na
pewno nie była.
Nacisnął klamkę i wparował do pokoju, rozglądając się
gorączkowo w poszukiwaniu przyjaciółki. Zamarł. Nie spodziewał się tego, co
zobaczył na łóżku w hotelowym pokoju.
Schlierenzauer wpatrywał się w niego zaskoczonym
wzrokiem, mechanicznie głaszcząc głowę śpiącej Blanki spoczywającą na jego
klatce piersiowej.
- Hilde? Co ty tu robisz? - spytał Austriak, tłumiąc
ziewnięcie. Norweg nie mógł nie dostrzec iskierek szczęścia w jego orzechowych
oczach.
- Właściwie to mógłbym zadać ci to samo pytanie, ale
chyba nie ma sensu - odparł Tom. - Blanka do mnie wczoraj zadzwoniła, kazała
przyjechać. Coś... coś się stało? - zapytał. Schlierenzauer spojrzał na śpiącą
Grabarską, uśmiechając się mimowolnie.
- Wydaje mi się, że mówiła, że chodzi o Darię, tę jej
przyjaciółkę - wyjaśnił. Ale nie musiał mówić Norwegowi, o kogo chodziło.
Brunetka coraz częściej gościła w jego myślach.
Ogarnęła go fala paniki. Chodzi o Darię... Darię. TĘ
Darię. Coś się musiało stać.
- Jest w pokoju obok - mruknął Schlierenzauer, widząc
minę Norwega.
Nie pożegnał się, wybiegł z pokoju, zaciskając ze strachu
dłonie w pięści. Nagle zrozumiał, że była dla niego ważna, ważniejsza, niż się
kiedykolwiek spodziewał, a czas, przez który nie miał z nią kontaktu tylko
wzmocnił jego uczucia.
Znowu nie trudził się pukaniem, nacisnął klamkę i wpadł
do pokoju.
- Co do chol... Hilde? - Usiadła na łóżku, przecierając
oczy. - To jakiś pochrzaniony sen?
- Co się dzieje, Daria? - spytał natarczywie. Podszedł do
niej, usiadł na skraju łóżka i spojrzał na nią uważnie. - Co się stało?
- Chyba... chyba nic - wydukała. Przeczesała palcami
ciemne włosy, próbując ukryć zmieszanie. - To był pomysł Blanki. Przepraszam.
Odwaliło jej z tego szczęścia.
- Nie przepraszaj - odparł ostro. - Na pewno wszystko w
porządku? Dlaczego kazała mi przyjechać? Co się dzieje? Daria, mów do mnie -
rzucił błagalnie. W oczach brunetki zalśniły łzy.
- Boże, jestem taką idiotką - jęknęła. - Zakochałam się w
tobie, Hilde, jak idiotka, chociaż wiem, że nie powinnam, nie chciałam tego,
ja...
- Cicho. - Urwała. - Nic już lepiej nie mów.
Wbiła wzrok w swoje paznokcie z pozdrapywanym lakierem do
paznokci, starając się ignorować łzy płynące po jej twarzy i przyspieszony
oddech skoczka niedaleko niej.
- Przepraszam - wyszeptała tylko. Niepewnie wyciągnął
rękę i pogłaskał ją po zaczerwienionym policzku.
- Nie przepraszaj mnie, Daria. - Jej imię wymówił
śpiewnie, melodyjnie, jakby ten zlepek przypadkowych liter miał dla niego
wyjątkowe znaczenie. - To ja powinienem przepraszać ciebie. Więc przepraszam.
Przepraszam, że okazałem się egoistycznym dupkiem i przeoczyłem największą
szansę w życiu. Wybaczysz mi? - spytał.
- Największą szansę? - powtórzyła cicho, spoglądając na
niego niepewnie. Hilde uśmiechnął się delikatnie.
- Na miłość - wyjaśnił. Ujął jej twarz w dłonie,
wpatrując się w jej oczy swoimi, norweskimi, w odcieniu chłodnego błękitu.
I nagle wszystko było idealne.
~*~
Słodkopierdzący rozdział na święta, o.
I rozpusta.
I wesołych!