poniedziałek, 23 grudnia 2013

[29] Broken promises


- Obiecałam sobie, że nauczę się żyć bez ciebie, Gregor - powiedziała tonem pełnym bólu. Zanim zdążył zareagować, zamknęła mu drzwi przed nosem.

Oparła się o nie plecami i osunęła na podłogę, łkając bezgłośnie. Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. Ale to bolało, tak bardzo bolało, każdy skrawek jej ciała płonął w tęsknocie za delikatnym dotykiem austriackiego skoczka. Nienawidziła go za to, że pokochała go tak mocno, że w ogóle go pokochała. To nie tak powinno być. Powinna być z Thomasem, kochać jego, nie Gregora, kiedyś zmienić nazwisko na Morgenstern... Los wyraźnie jej nienawidził, zsyłając na nią zakazaną miłość do Schlierenzauera. Wytarła łzy wierzchem dłoni i wstała z podłogi. Robiła to mechanicznie, nie do końca świadomie. Ale nie potrafiła już tak żyć. Nacisnęła klamkę i zamknęła oczy, bojąc się, że zobaczy tylko pusty korytarz. Ten strach ją paraliżował, bardziej niż jakikolwiek inny. Że mogłoby go nie być. Lękała się otworzyć oczy.
- Blanka, spójrz na mnie.
Miała wrażenie, że ulga rozsadzi ją od środka. Łagodny głos Schlierenzauera wywołał na jej twarzy lekki, mimowolny uśmiech. Otworzyła oczy. Nadal tam był. Wciąż nieco niepewna, wyciągnęła ręce i dotknęła palcami jego klatki piersiowej, upewniając się, że nie był tylko pięknym snem.
- Nie potrafię - rzekła drżącym szeptem. - Nie umiem już bez ciebie śpiewać, żyć oddychać... Nie umiem, Gregor. Już nie.
Znowu łzy popłynęły po jej bladych policzkach. Schlierenzauer przez moment wpatrywał się w nią w milczeniu, zdezorientowany. Jakby nie był w stanie do końca uwierzyć w swoje szczęście. W końcu, po długiej, wyboistej drodze, nareszcie się odnaleźli. Starł dłonią słone krople z jej twarzy i zaczął obrysowywać palcami jej rysy. Kiedy przejechał kciukiem po wargach, te natychmiast rozchyliły się, łapiąc płytkie, przyspieszone oddechy. Patrzył w te piękne, polskie, bursztynowe oczy i nie pamiętał już, że takie same miała jego siostra, Eva. Liczyła się już tylko Blanka.
Pocałował ją delikatnie, głaszcząc po policzku. Zacisnęła palce na jego koszulce i pociągnęła do środka pokoju. Oderwał się od niej i zamknął za sobą drzwi. Wpatrywała się w niego żałośnie, oczami pełnymi bólu. Tego wszystkiego było dla niej po prostu zbyt dużo. Była tak krucha pod swoją maską siły. Tak krucha... Drżała od tłumionego płaczu.
Pod wpływem impulsu Schlierenzauer przycisnął ją mocno do siebie, krępując jej ruchy.
- Już dobrze, Blanka... - wyszeptał. - Jestem tu. Nie zostawię cię.
Pociągnęła cicho nosem gdzieś w okolicach jego ramienia. Poczuł napór drobnych dłoni na swoją klatkę piersiową. Pozwolił jej wyplątać się ze swoich objęć. Była taka drobna, taka delikatna...
- Gregor... dobrze wiesz, że to nie jest w porządku - powiedziała cicho. Widział, jak bardzo starała się być silna, ile ją to kosztowało, ta wewnętrzna walka w jej sercu. On też próbował być silny.
Ale byli silni już zbyt długo. Znowu przycisnął ją do siebie, całując lekko w szyję.
- Wiem - mruknął. Zacisnęła palce na jego koszulce, odchylając głowę.
- Nie powinniśmy - szepnęła, pozwalając mu zdjąć z siebie bluzkę. Schlierenzauer uśmiechnął się lekko.
- Wiem.
Szybko zrzucił z siebie koszulkę i przywarł do drobnego, rozgrzanego ciała ukochanej dziewczyny. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, coraz bardziej rozpaczliwe. Jakby jutra miało nie być, jakby bali się, że po tej jednej nocy stracą siebie na zawsze, jako pokuta za jeden słodki grzech.
- Gregor - jęknęła Blanka, odrywając usta od warg skoczka.
W tym jednym słowie zawarła wszystko. Miłość, ból, pożądanie, poczucie winy... Cała barwna gama przytłaczających ją emocji.
Schlierenzauer delikatnie położył jej palec na drżących wargach.
- Cii...
To nie było teraz ważne. Liczyli się tylko oni, ich polsko-austriacka miłość i złamana obietnica.

            - Gregor... - szepnęła, wtulona w nagi tors skoczka. - Wiesz, że to nie fair...
Pogłaskał delikatnie jej ciemne, pofalowane włosy. Tak bardzo ją kochał.
- Nie umiem bez ciebie żyć, Blanka - mruknął. - I inni powinni to zrozumieć. Że z taką miłością nie da się walczyć.
Uśmiechnęła się blado. Bała się tego, co będzie dalej, bała się nienawiści, bała się fali krytyki, ale najbardziej bała się, że znowu go straci. Że któreś z nich nie wytrzyma, odejdzie, zniknie, razem z ich miłością.
Nie mogła go stracić.
- Kocham cię - wyszeptała. Na jego nieogolonej twarzy zajaśniał uśmiech. Nie ten, który najczęściej prezentował światu, sarkastyczny, chłodny, kłamliwy. Był całkowicie szczery. I był całkowicie szczęśliwy.
- Ja ciebie też kocham, mała - mruknął, całując jej włosy. - Najbardziej na świecie.
Nie przypominała już mu jego utraconej siostry. Przypominała mu tylko samą siebie, jego kruchą jak szkło, drobną, delikatną Blankę, którą chciał uratować od całego świata. Taką, jaką kochał najbardziej.
- Mała? - spytała kpiąco Grabarska. Schlierenzauer zaśmiał się cicho.
- Mała - przytaknął. - Maleńka. I moja.
Przyciągnął ją mocniej do siebie, oplatając ramionami.
- Twoja - zgodziła się.
- A teraz śpij. Śpij, skarbie - poprosił. - Zostanę z tobą.
Pokiwała głową, zamykając oczy. Przy nim nareszcie czuła się bezpieczna i spokojna. Za oknem, nad zakopiańskimi uliczkami szalała wichura. A w jej sercu panował spokój.

            Wiatr na zewnątrz ustał, słońce przebijało się przez chmury, rozświetlając feerią barw leżący na szczytach Tatr śnieg. W pokoju było chłodno, przez nieszczelne okno do środka wnikało mroźne powietrze z dworu. Instynktownie owinęła się kołdrą, jeszcze nie do końca rozbudzona. Otworzyła oczy i spojrzała w bok z szerokim uśmiechem.
- Gre...
Łóżko było puste, poduszka nie nosiła śladów użytkowania. Jej ubrania leżały złożone na krześle.
Żadnych śladów obecności Schlierenzauera.
Uciekł? Nie kochał jej? Wystraszył się? Nie chciał związku?
A może ich wspólna noc była tylko pięknym snem, cudownym wytworem zmęczonego tęsknotą mózgu?
- Gregor... - wyszeptała. Po jej policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Nie chciała go stracić. Nie mogła, nie teraz. Nie po tym wszystkim.
Otwartymi ustami łapała łapczywie powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg, łaknąca tlenu. Schlierenzauer był jej tlenem.
A teraz ten tlen zniknął. Zniknął, a może wcale go nie było. Może zaczynała już powoli tracić zmysły.
Nawet nie drgnęła na dźwięk otwieranych drzwi. Jakby nagle już na niczym jej nie zależało.
- Blanka, na Boga, to mógł być ktoś niebezpieczny!
Powoli odwróciła się. Po jej policzkach nadal płynęły łzy.
- Co się stało? - spytał, znajdując się błyskawicznie obok niej, biorąc ją w ramiona i kołysząc lekko. - Blanka, skarbie, co się stało?
Powoli się uspokajała. Był tu, przy niej, wrócił. Więc nie był tylko snem.
- Bałam się, że mnie zostawiłeś - wyszeptała, przeciągając palcami po jego nieogolonym policzku.
- Nigdy cię nie zostawię, kochanie - odparł Schlierenzauer. Przycisnął ją mocniej do siebie. - Przynajmniej nie z własnej woli - mruknął, jakby przeczuwając to, co dopiero miało nadejść.
- Gdzie byłeś? - spytała żałośnie. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Szukałem czegoś do jedzenia - wyjaśnił. - Ale znalazłem tylko mrożoną pizzę, wafelki Koflera i moje energetyki - dodał. Grabarska zmarszczyła lekko brwi.
- Daj wafelki - mruknęła. Podniósł się, złapała go za koszulkę i pociągnęła do siebie. - Albo nie. Zostań. Zostań ze mną - poprosiła.
- Zostanę - obiecał. - Zostanę.

            Stała niedaleko zeskoku, wmieszana w tłum polskich kibiców, z czapką naciągniętą na oczy i rękami wbitymi w kieszenie. Nie patrzyła na skoczków lądujących po kolei na ubitym śniegu, słuchała komentatorów, wpatrując się w swoje buty. Na skórze wciąż czuła wspomnienie dotyku Schlierenzauera, jej włosy pachniały jego wodą po goleniu. Mimowolnie uśmiechała się sama do siebie, ale część jej obawiała się tego, co będzie dalej. Reakcji innych. Pierwszego kryzysu. Bała się, ale nie chciała go tracić.
Podniosła wzrok, słysząc wywołane nazwisko Morgensterna. W locie wyglądało to dobrze, wydawało się, że skoczek ma szanse na wygraną. Wylądował daleko, ale nie uśmiechał się. Doskonale wiedziała, że to przez nią.
Zachwianie, odjechanie narty, gwałtowny ruch rękami. Upadł, staczając się po zeskoku.
Zakryła usta dłonią, tłumiąc krzyk. Nie mogła tam iść, nie mogła nic zrobić. Sama sobie odebrała to prawo, zostawiając Thomasa dla jego najlepszego przyjaciela.
Wstał o własnych siłach, ale tym upadkiem przekreślił swoje szanse na wygranie konkursu. Nie pomachał widzom, nie uśmiechnął się do kamery. Zszedł z zeskoku, ignorując wszystko, co się wokół niego działo.
Przez nią.
Nie mogła tego znieść. Przepchnęła się przez tłum ludzi, wybiegając z terenu skoczni. Biegła przed siebie, nie patrząc, w którą stronę, potrącając przechodniów. Na krótki moment po prostu zabrakło jej siły.
- Blanka!
Zatrzymała się, słysząc znajomy głos, ocierając łzy z policzków. Zamknęła oczy. Nie chciała z nikim rozmawiać.
- Wiem, jestem zła, bo zostawiłam Thomasa - mruknęła. Daria westchnęła cicho.
- Nie to chciałam ci powiedzieć - odparła. Grabarska otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę.
- Kocham go, wiesz? Gregora - powiedziała cicho. - Najbardziej na świecie.
- Wiem - odrzekła brunetka. - Widać to, Blanka. To wszystko tak przejrzyście widać w twoich oczach, wiesz? Każdy smutek, każdą radość, każdy strach... Czego się boisz, Blanka?
- Odrzucenia - odparła mechanicznie. - Że go stracę. Ja... obudziłam się rano, a jego nie było. Nie było go. A ja się bałam, że to był tylko sen.
Daria zacisnęła wargi. Też chciała tak kochać, i być tak kochaną, jak Blanka przez Schlierenzauera.
- Nie wiesz, może... co u Hilde? - spytała niepewnie. Grabarska uśmiechnęła się smutno.
- Kochasz go, Daria? - odparła pytaniem na pytanie. Brunetka przygryzła dolną wargę.
- On wybrał karierę, Blanka. Powrót do skoków. Na tym musi się teraz skupiać - powiedziała cicho, bardzo cicho, pilnując, by głos jej nie zadrżał, nie zdradził jej prawdziwych uczuć, jakimi darzyła norweskiego sportowca.
- Ma na to wystarczająco dużo czasu - odparła szatynka, uśmiechając się tajemniczo. Znała swoich przyjaciół wystarczająco dobrze.
Wystukała na klawiaturze telefonu doskonale sobie znaną kombinację cyfr, patrząc na skonfundowaną przyjaciółkę.
- Hilde, jestem w Zakopanem jeszcze trzy dni. Przyjedź.
Rozłączyła się, zanim Norweg zdążył zareagować.
Uśmiechnęła się szeroko do Darii.
- Przyjedzie.

            Niecierpliwie zastukał palcami w blat recepcji hotelu, w którym zatrzymała się austriacka drużyna. Blanka nie dzwoniłaby bez powodu. Nie ściągałaby go do Zakopanego, gdyby nic się nie wydarzyło.
Hilde nie potrafił przestać się martwić o swoją małą, polską siostrzyczkę, jak myślał o Grabarskiej.
- Pokój dwieście trzy, drugie piętro - powiedziała recepcjonistka, po, jak mu się zdawało, wiekach szukania. Nie podziękował nawet, pobiegł na górę, byle tylko sprawdzić, co z jego przyjaciółką. Nigdy nie pomyślał, że mógłby się tak o kogoś bać.
Zastanawiał się czasami, co u jej przyjaciółki z Polski, Darii. Chciał zadzwonić, napisać, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś dziwna, paraliżująca skrucha. Przecież sam zerwał kontakt, decydując się skupić na powrocie do zdrowia po fatalnym upadku w Oberstdorfie na Schattenbergschanze.
            Nie przejmował się pukaniem do pokoju przyjaciółki. Znał ją, wiedział, że kiedy była nieszczęśliwa, nigdy nie zamykała drzwi na klucz. A teraz szczęśliwa na pewno nie była.
Nacisnął klamkę i wparował do pokoju, rozglądając się gorączkowo w poszukiwaniu przyjaciółki. Zamarł. Nie spodziewał się tego, co zobaczył na łóżku w hotelowym pokoju.
Schlierenzauer wpatrywał się w niego zaskoczonym wzrokiem, mechanicznie głaszcząc głowę śpiącej Blanki spoczywającą na jego klatce piersiowej.
- Hilde? Co ty tu robisz? - spytał Austriak, tłumiąc ziewnięcie. Norweg nie mógł nie dostrzec iskierek szczęścia w jego orzechowych oczach.
- Właściwie to mógłbym zadać ci to samo pytanie, ale chyba nie ma sensu - odparł Tom. - Blanka do mnie wczoraj zadzwoniła, kazała przyjechać. Coś... coś się stało? - zapytał. Schlierenzauer spojrzał na śpiącą Grabarską, uśmiechając się mimowolnie.
- Wydaje mi się, że mówiła, że chodzi o Darię, tę jej przyjaciółkę - wyjaśnił. Ale nie musiał mówić Norwegowi, o kogo chodziło.
Brunetka coraz częściej gościła w jego myślach.
Ogarnęła go fala paniki. Chodzi o Darię... Darię. TĘ Darię. Coś się musiało stać.
- Jest w pokoju obok - mruknął Schlierenzauer, widząc minę Norwega.
Nie pożegnał się, wybiegł z pokoju, zaciskając ze strachu dłonie w pięści. Nagle zrozumiał, że była dla niego ważna, ważniejsza, niż się kiedykolwiek spodziewał, a czas, przez który nie miał z nią kontaktu tylko wzmocnił jego uczucia.
Znowu nie trudził się pukaniem, nacisnął klamkę i wpadł do pokoju.
- Co do chol... Hilde? - Usiadła na łóżku, przecierając oczy. - To jakiś pochrzaniony sen?
- Co się dzieje, Daria? - spytał natarczywie. Podszedł do niej, usiadł na skraju łóżka i spojrzał na nią uważnie. - Co się stało?
- Chyba... chyba nic - wydukała. Przeczesała palcami ciemne włosy, próbując ukryć zmieszanie. - To był pomysł Blanki. Przepraszam. Odwaliło jej z tego szczęścia.
- Nie przepraszaj - odparł ostro. - Na pewno wszystko w porządku? Dlaczego kazała mi przyjechać? Co się dzieje? Daria, mów do mnie - rzucił błagalnie. W oczach brunetki zalśniły łzy.
- Boże, jestem taką idiotką - jęknęła. - Zakochałam się w tobie, Hilde, jak idiotka, chociaż wiem, że nie powinnam, nie chciałam tego, ja...
- Cicho. - Urwała. - Nic już lepiej nie mów.
Wbiła wzrok w swoje paznokcie z pozdrapywanym lakierem do paznokci, starając się ignorować łzy płynące po jej twarzy i przyspieszony oddech skoczka niedaleko niej.
- Przepraszam - wyszeptała tylko. Niepewnie wyciągnął rękę i pogłaskał ją po zaczerwienionym policzku.
- Nie przepraszaj mnie, Daria. - Jej imię wymówił śpiewnie, melodyjnie, jakby ten zlepek przypadkowych liter miał dla niego wyjątkowe znaczenie. - To ja powinienem przepraszać ciebie. Więc przepraszam. Przepraszam, że okazałem się egoistycznym dupkiem i przeoczyłem największą szansę w życiu. Wybaczysz mi? - spytał.
- Największą szansę? - powtórzyła cicho, spoglądając na niego niepewnie. Hilde uśmiechnął się delikatnie.
- Na miłość - wyjaśnił. Ujął jej twarz w dłonie, wpatrując się w jej oczy swoimi, norweskimi, w odcieniu chłodnego błękitu.
I nagle wszystko było idealne.


~*~
Słodkopierdzący rozdział na święta, o.
I rozpusta.
I wesołych!