Tauplitz.
Czekało na nich, ze swoją mamucią skocznią, majestatyczną, największą z
naturalnych skoczni świata. Urokliwe, austriackie miasteczko, następny
przystanek na ich drodze.
Napięcie
w austriackim autobusie było niemal namacalne. Thomas bezsilnie wpatrujący się
w plecy Blanki, Grabarska opierająca głowę na ramieniu zdezorientowanego
Fettnera, Schlierenzauer zaciskający z bólu wargi. Reszta ze skoczków nie miała
pojęcia, co dokładnie się wydarzyło. Mogli się tylko domyślać, a fakt, jak
daleko od siebie siedzieli Morgenstern i Grabarska był sporą podpowiedzią.
- Blanka, porozmawiasz ze mną? - spytał nagle Fettner.
Dziewczyna podniosła głowę, patrząc na niego smutnym wzrokiem.
- O czym mam z tobą rozmawiać? - odparła pytaniem na
pytanie. - Nie mam ochoty o niczym rozmawiać, Manu. Mam ochotę milczeć. Milczeć
i płakać, ale na to drugie nie mogę sobie pozwolić w autobusie pełnym ludzi.
Pozwolisz mi pomilczeć?
Pokiwał powoli głową. Nie miał innego wyjścia, nie chciał
naciskać. Martwił się o nią, ale nie mógł jej pomóc, nie miał pojęcia, kto
byłby w stanie. Jeszcze kilka dni temu bez wahania postawiłby na Morgensterna,
ale w tej sytuacji Thomas wydawał się być ostatnią osobą, z którą Blanka
miałaby ochotę rozmawiać.
Milczał,
zaciskając dłonie, patrząc na swoją ukochaną dziewczynę. Nie mógł do niej
podejść, jej dotknąć. To byłoby nie w porządku. Schlierenzauer przygryzł dolną
wargę. Kochał ją, z każdym dniem kochał Blankę coraz bardziej, coraz mocniej, a
mimo to nie chciał z nią być, nie w taki sposób, nie kosztem Thomasa. Zmieniła
go, na tyle, by potrafił odróżniać dobro od zła, właściwe od niewłaściwego. Wpatrywał
się w jej plecy, włosy rozrzucone na ramieniu Fettnera. Chciał być w tym momencie
Manuelem, to on chciał być tym, u kogo szukała pocieszenia, ale przecież był
powodem jej smutku.
- Nie wiesz, co się stało z Blanką i Morgenem? - spytał
nagle Zauner, siadając obok Schlierenzauera. - Drobna kłótnia czy zerwali?
Gregor zacisnął dłonie w pięści. Nie chciał z nikim o tym
rozmawiać, ale nie mógł przecież przyznać Davidowi, że rozbił pozornie idealny,
polsko-austriacki związek.
- Zerwali - mruknął niechętnie. Zauner otworzył szeroko
oczy ze zdziwienia, odwracając się i wpatrując z ciekawością w Morgensterna.
- Dlaczego? Wiesz coś? Przyjaźnisz się z Thomasem, musisz
coś wiedzieć. - Schlierenzauer spojrzał wrogo na towarzysza.
- To nie jest twoja sprawa, Zauner - syknął. Odwrócił
głowę, wpatrując się w migający krajobraz za oknem. Nie miał ochoty rozmawiać o
Blance, to za bardzo bolało.
Bolała go miłość, to, co jej zrobił, bolał go jej smutny
wzrok, za każdym razem, kiedy odchodził, bolało go, bo ją niszczył, z każdą
kolejną sekundą życia. Ale bolał go też dotyk jej warg na swoich ustach,
wpatrzone w niego miodowe oczy i drobne dłonie na jego ciele. Bolało go
cierpienie Thomasa i tysiące myśli kłębiące się w jego głowie, nie dające mu
spokoju.
- Obudź mnie, kiedy będziemy na miejscu - mruknął do
Zaunera, zakładając słuchawki i zamykając oczy.
Nie spał. Przed oczami miał Blankę. Nie pozwoliła mu
zasnąć.
-
Gregor!
Nie odwrócił się. Grabarska zacisnęła dłonie w pięści.
- Schlierenzauer! - krzyknęła. Stanął w pół kroku,
wbijając ręce w kieszenie. Podbiegła do niego i zatrzymała się przed nim.
- O co chodzi? - spytał cicho, przygryzając wargi.
- Gregor, proszę... - szepnęła. Niepewnie wyciągnął rękę
i dotknął jej policzka. Zadrżała, a on cofnął dłoń.
- Powinnaś powiedzieć Thomasowi - rzekł z ledwie
wyczuwalnym smutkiem w głosie. Rozejrzał się niepewnie. Reszta ekipy znajdowała
się już w hotelu, w którym ich zakwaterowano. Wokół nich nie było nikogo,
mroźne, austriackie Tauplitz tonęło w ciszy.
- Powiem mu - obiecała cicho. Pochylił się i delikatnie
pocałował Polkę, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Owinęła mu szyję
rękami, wtulając się w jego ciało najmocniej, jak jej na to pozwalały grube,
zimowe kurtki.
- Kocham cię - wyszeptała. Piękna, z błyszczącymi,
bursztynowymi oczami. Nagle przypomniało mu się coś, co kiedyś gdzieś
przeczytał.
- Motyle nie widzą swoich skrzydeł, wiesz? - spytał
cicho. Potrząsnęła głową, wodząc palcami po zarysie jego twarzy. - Nie widzą,
jak są piękne. Tylko one same, z całego świata, nie mają pojęcia o swoim
pięknie. I wiesz co? Niektórzy ludzie są jak motyle.
- Na przykład kto? - spytała szeptem, wspinając się na
palce. Pocałowała go delikatnie, nie pozwalając mu odpowiedzieć od razu. - Na
przykład ty, Gregor. Jesteś motylem.
- Oboje jesteśmy motylami, Blanka - powiedział,
uśmiechając się do niej delikatnie. - Jesteś najpiękniejszym motylem, jakiego
kiedykolwiek spotkałem. Ale... - urwał. Uniosła lekko brwi, patrząc na niego z
pytaniem w oczach.
- Co ale?
- Musisz powiedzieć Thomasowi prawdę, Blanka. Musisz mu
powiedzieć o nas.
- Przecież jeszcze nie ma "nas", Gregor -
odparła ze smutkiem. - Nie będzie nas, póki mu nie powiem, prawda? - spytała.
Pokiwał powoli głową. Pogłaskał ją delikatnie po włosach.
- Chodźmy do hotelu - mruknął. - Idź, zaraz przyjdę -
dodał. Skinęła głowa, patrząc na niego ze smutkiem w miodowych, ślicznych
oczach.
- Kocham cię, Gregor - szepnęła, przygryzając wargi. Nie
odpowiedział. Popchnął ją lekko w stronę wejścia do hotelu, a potem patrzył na
jej oddalające się i niknące za drzwiami plecy i ciemnobrązowe włosy. Chciał,
żeby wszystko było prostsze. Chciał móc ją kochać bez zastrzeżeń, bez
problemów, bez bólu. Zasługiwała na najlepszego faceta i najsilniejszą miłość,
a on powoli tracił pewność, czy byłby w stanie jej to zapewnić.
Podeszła
do Fettnera i oparła głowę o jego ramię. Czuła się zwyczajnie zmęczona.
Zmęczona bólem w oczach Morgensterna, tym, jak bardzo go zraniła, raniącą
wszystkich wokół miłością do Schlierenzauera, samotnością, tęsknotą za dawnymi
czasami, kiedy wszystko było o wiele prostsze...
- Trenerze, mógłbym prosić o pokój z Loitzlem?
Podniosła głowę, słysząc znajomy, nieco niepewny głos.
Schlierenzauer stał przed Pointnerem z rękami wbitymi w kieszenie, rozglądając
się na boki. Fettner spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- To on już się nie przyjaźni z Morgensternem? - spytał
Blankę. Dziewczyna uniosła głowę. To przez nią. To była jej wina. Zniszczyła
przyjaźń Thomasa i Gregora, którą sama pomogła im odbudować.
Niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze,
egoistycznie dążąc do spełniania swoich chwilowych pragnień. Nie przejmowała
się uczuciami innych ludzi, bliskich jej ludzi, robiła to, co chciała, nie
zważając na tych, którzy naprawdę ją kochali.
Morgenstern wpatrywał się z zaskoczeniem w
Schlierenzauera, ale ten nie reagował, czekając na odpowiedź trenera.
- Gregor? - zaczął niepewnie Thomas.
- Nie obchodzi mnie, co się między wami dzieje, o ile nie
podpiłowujecie sobie nawzajem nart - mruknął Pointner, dając blondynowi
pozwolenie na zamieszkanie z Loitzlem. Schlierenzauer pokiwał głową, wziął
klucz do pokoju i ruszył szybkim krokiem w stronę schodów, ignorując kolegów z
drużyny i Blankę, wpatrującą się w jego plecy załzawionymi oczami.
- Chodź, zabiorę ci rzeczy do twojego pokoju -
zaproponował Fettner po chwili milczenia. Pokiwała w ciszy głową, zagryzając
wargi.
Zadała tak wiele ran ludziom, na którym zależało jej
najbardziej na świecie.
-
Gregor, powiesz mi, co się dzieje?
Schlierenzauer otworzył oczy, leżąc na niewygodnym,
hotelowym łóżku. Loitzl nie patrzył na niego, zajęty rozpakowywaniem walizki i
wyjmowaniem zdjęcia rodziny, które zawsze ze sobą woził.
- Nic się nie dzieje - mruknął blondyn.
- To czemu nie chciałeś mieszkać w pokoju z Thomasem? -
Niewygodne pytanie, na które nie chciał odpowiadać. Nikomu, nawet Blance. Nie
chciał się przyznać, że bał się mieszkać z Morgensternem, że dobijało go
poczucie winy, bo to przecież przez niego zawalił się świat Thomasa.
- Moja sprawa - syknął. Zacisnął dłonie w pięści. - Nie
twoja, nie Morgensterna, nie Pointnera, tylko i wyłącznie, kurwa, moja -
wycedził.
Loitzl odwrócił się, patrząc z lekkim zaskoczeniem na
współlokatora.
- Znowu się zamykasz w sobie? - spytał cicho. - Nie
zmuszę cię do rozmowy, Gregor, ale może to by ci pomogło. Zmieniłeś się pod
wpływem przyjaźni z Blanką, a teraz znowu jesteś sukinsynem.
Schlierenzauer przygryzł niepewnie wargi. To nie przyjaźń
Blanki go zmieniła, to miłość, zakazana, nieodpowiednia, ale silniejsza, niż
kiedykolwiek sobie to wyobrażał. Dla niej zrobiłby wszystko, ale nie potrafił w
spokoju patrzeć na cierpienie Morgensterna, wiedząc, że gdyby on sam nie
pojawił się w życiu i sercu Blanki, Thomas byłby szczęśliwy z ukochaną
Grabarską.
Loitzl już więcej nic nie mówił. Schlierenzauer przez
całą bezsenną noc wpatrywał się w sufit, nie potrafiąc przestać myśleć o
Blance.
Połykała
łzy, siedząc na brzegu łóżka w pustym, cichym pokoju. Marzyła o chwili spokoju,
szczęścia, tym doskonałym stanie, w którym była, kiedy jeszcze kochała Thomasa
i wszystko było idealnie. Miłość do Gregora była silniejsza od zdrowego
rozsądku, od wszystkich innych uczuć. Chyba nie potrafiła już bez niego normalnie
funkcjonować.
Sięgnęła po leżący obok telefon. Początkowo chciała
zadzwonić do Schlierenzauera, poprosić go, by do niej przyszedł, by z nią
został, już na zawsze, ale zrezygnowała. Wybrała inny numer, doskonale sobie
znany.
- Coś się dzieje? - spytała osoba po drugiej stronie.
Pociągnęła nosem, starając się powstrzymać płacz.
- Cześć, Tom - powiedziała cichutko. - Brakuje mi ciebie,
wiesz? Bardzo.
Urwała, połykając łzy. Hilde przez chwilę milczał,
czekając na jej dalsze słowa.
- Blanka, powiedz mi, co się stało - poprosił. - Martwię
się o ciebie.
- To... to chyba nie jest rozmowa na telefon - szepnęła.
- Przepraszam, Tom, ale... możesz ze mną porozmawiać? - zapytała. - Nie... nie
usnę sama, nie mogę, nie wiem, co się dzieje, chyba... potrzebuję przyjaciela.
- Nie rozłączę się, póki nie zaśniesz - obiecał Hilde.
Grabarska uśmiechnęła się delikatnie, ocierając łzy z policzków. Położyła się
powoli na łóżku, zamykając oczy.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem, Tom - powiedziała
cicho.
- A ty jesteś wspaniałą młodą kobietą, Blanka - odparł
skoczek. - Jesteś piękna, utalentowana, ale przede wszystkim jesteś dobra. Tak
zwyczajnie, po ludzku dobra. Zmieniasz ludzi na lepsze, zmieniasz jakąś część
świata, wiesz? Pamiętaj o tym. I śpij. Śpij spokojnie. Jesteś wspaniała,
Blanka.
Rano nie
pamiętała, w którym momencie zasnęła. Hilde cały czas mówił, cichym,
uspokajającym tonem, a ona w końcu wyciszyła się na tyle, by móc usnąć i
przespać spokojnie noc. Potrzebowała tego, kilku godzin odpoczynku od natłoku
bolesnych myśli.
- Jak się czujesz?
Drgnęła, rozglądając się w panice po pokoju, który
przecież zamknęła na klucz poprzedniego wieczora.
- Spokojnie, Blanka. Pointner dał mi dodatkowy klucz.
Martwią się o ciebie, wiesz?
Zamrugała oczami. Na podłodze przed jej łóżkiem siedział
po turecku Tom Hilde, Norweg, który powinien przebywać w tym czasie w
Lillehammer, na rehabilitacji po groźnym upadku w Oberstdorfie.
- Co ty tu robisz? - spytała niepewnie, podejrzewając, że
to tylko dziwny, wyjątkowo realistyczny sen.
- Przestraszyłaś mnie - wyjaśnił skoczek, uśmiechając się
delikatnie. - Tym telefonem. W ogóle się o ciebie martwię, Blanka. Nie tylko
ja, wszyscy się o ciebie martwią.
- Jak się tu dostałeś? - Unikała tematu wczorajszej
rozmowy, unikała pytań o jej samopoczucie, o nią, o Thomasa. Bała się o tym
wszystkim rozmawiać.
- Jak tylko zorientowałem się, że śpisz, spakowałem kilka
najważniejszych rzeczy i pojechałem na lotnisko - rzekł pogodnie. Podziwiała go
za wieczny optymizm, nieustającą radość z życia, wiarę w ludzkość i szczęśliwe
zakończenia. Też tego chciała. - Bałem się, że nie uda mi się znaleźć jakiegoś
miejsca w najbliższym samolocie, ale jednak są jeszcze na tym świecie ludzie,
którzy są w stanie odsprzedać bilet za plastron podpisany przez wszystkich norweskich
skoczków. Co prawda muszę zmusić Romoerena do zrobienia czegoś, z czego nie
będzie miał absolutnie żadnych korzyści, ale myślę, że drobny szantaż powinien
zadziałaś - zaśmiał się.
- Jaki szantaż? - zapytała, odwlekając rozmowę o niej
samej.
- Jeśli nie podpisze tego cholernego plastronu, mogę
przypadkiem wspomnieć Martine o jego, ekhem, wyczynach - wyjaśnił. - I Martine
jako żona, której ślubował wierność, nie byłaby zbyt szczęśliwa raczej.
Wstał z podłogi i usiadł na brzegu łóżka, obok Polki,
wpatrując się w nią z uwagą i troską w niebieskich, skandynawskich oczach.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje, Blanka - poprosił.
Przygryzła wargi, zaciskając drżące dłonie. Nie mogła mu tego wyjaśnić. Jeszcze
nie.
Na wyjaśnienia zasługiwał przede wszystkim Thomas.
- Powiem ci - obiecała. - Ale najpierw... muszę coś
załatwić. A potem wszystko ci wyjaśnię, Tom.
Wstała i wciągnęła na piżamę spodnie i sweter, nie dbając
o swój wygląd, to nie było przecież ważne. Hilde obserwował ją w milczeniu,
siedząc na łóżku.
- Zaczekam tu - poinformował ją. Pokiwała głowa,
podchodząc do drzwi i naciskając klamkę. Odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na
przyjaciela.
- Trzymaj za mnie kciuki - poprosiła.
- Będę - obiecał, uśmiechając się ciepło. Wyszła z
pokoju, bezpiecznego miejsca, gdzie nic nie mogło jej bardziej zranić, gdzie
był jej najlepszy przyjaciel, gotowy ją wpierać.
Musiała powiedzieć Thomasowi całą prawdę.
Niepewnie
zapukała do drzwi pokoju, który Morgenstern dzielił z Koflerem.
- Blanka?
- Andreas... wpuścisz mnie? - spytała niepewnie. Kofler
zajrzał szybko do wnętrza pomieszczenia i cofnął się o krok.
- Wejdź - mruknął. Popatrzył na Morgensterna
rozciągniętego na łóżku i wpatrującego się w sufit. - Ja pójdę, ee... po kawę.
I zajrzę do Kocha.
Wyszedł, zanim którekolwiek zdążyło zaprotestować. Blanka
stała niepewnie na środku niewielkiego pokoju, patrząc na skoczka, który
uparcie nie patrzył na nią.
- Thomas - odezwała się w końcu. Spojrzał na nią, w jego
wzroku był ból i jakaś tępa złość.
- Co? - spytał ostro. Odważyła się zbliżyć się o krok.
Wstał, stanął tuż przed nią, tak blisko jak setki razy wcześniej, a jednak
daleki, jakby na drugim końcu świata.
- Chciałam... chciałam ci wszystko wyjaśnić - szepnęła.
Uniósł brwi.
- Co chcesz mi wyjaśniać? Jak przestałaś mnie kochać?
Oszczędź sobie - prychnął. Pokręciła powoli głową, zamykając oczy, czując pod
powiekami gromadzące się tam łzy.
- To Gregor - zaczęła. - To... pokochałam go. Kocham go,
jak nigdy nikogo. On... jest miłością mojego życia, jeśli coś takiego w ogóle
istnieje, jeśli można kochać na wieczność, to ja kocham tak jego, Thomas -
wyszeptała. Odsunął się o krok. - Musisz mnie zrozumieć, błagam - jęknęła.
- Nic nie muszę, Blanka - odparł zimno. - Zdradziłaś
mnie. Ze Schlierenzauerem. Pasujecie do siebie, dziwka i sukinsyn. Dobrana
para.
- Nie masz prawa tak mówić - wycedziła, czując łzy
płynące po jej policzkach.
- Więc to teraz ja jestem tym złym? To moja wina, że mnie
okłamywałaś? Że zdradziłaś mnie z moim najlepszym przyjacielem?
- Niedawno był twoim największym wrogiem - przypomniała
cicho. Morgenstern prychnął.
- Uwierz mi, znowu nim jest - syknął. Wpatrywał się przez
moment w jej twarz, zamknięte oczy, zaciśnięte, drżące wargi, łzy spływające po
jej policzkach. Nadal była idealna. Ale ideał go zranił, zniszczył, zadał
najbardziej bolesny cios, jaki mógł sobie wyobrazić.
- Nigdy cię nie zdradziłam - powiedziała drżącym szeptem,
nie otwierając oczu. Wzruszył ramionami, ale przecież nie mogła tego zobaczyć.
- Powinnaś już iść - rzekł ostro. Otworzyła oczy,
spojrzała na niego z rozpaczą, te piękne, bursztynowe tęczówki, błyszczące od
łez.
Zasługiwała na to, na ból, na cierpienie, zasłużyła na
to.
Odwróciła się i wyszła z pokoju, przecież nie mogła
zrobić nic więcej. Zamknęła za sobą drzwi, delikatnie, rozdzielając ich
kawałkiem drewna. Symboliczny gest, który tylko utwierdził to, co zrobiła już
dawno: rozdzielenie ich, zniszczenie dawnej miłości, która zdawała się być tak
piękna, tak idealna. Pozory mylą, piękna skorupa popękała, rozpadła się,
ukazując brzydotę, zgniliznę wewnątrz. To, co było między nimi, nigdy już nie
powróci, nikt nie sklei zniszczonej skorupy.
To był koniec.
Jej
kroki odbijały się echem na korytarzu. Szukała innego pokoju, innego skoczka
narciarskiego pochodzącego z Austrii.
- Coś się stało?
Ironicznie, to on znalazł ją, stając przed nią nagle,
pojawiając się znikąd, z troską i strachem na jego twarzy. Instynktownie otarł
łzy z jej policzków, a potem cofnął się o krok, bo przecież to nie tak miało
być.
Ich miłość raniła ludzi, na których im wciąż zależało,
raniła ich samych, najbardziej raniła ją, Blankę, tę drobną, wspaniałą Polkę, a
tego nie chciał.
- Powiedziałam Thomasowi - wyszeptała, patrząc w
orzechowe tęczówki Schlierenzauera. - O nas. O tobie. Powiedziałam mu.
Doskonale widział, jak ją to raniło, jak każde słowo było
niczym kolejna rana na jej ciele, świeża, otwarta, daleka to zabliźnienia się.
- Teraz już możemy być razem, prawda? - spytała cicho. Z
rozpaczą. Wiedział, że przez niego będzie cierpiała więcej, że nie będzie
potrafił dać jej szczęścia, na które zasługuje.
Jedno mocne uderzenie było przecież lepsze niż ciosy
przez całe życie.
- To nie byłoby w porządku, Blanka - szepnął. Chciał ją
pocałować, dotknąć, znowu zetrzeć łzy z jej policzków, ale powstrzymał się,
spojrzał tylko na moment w jej oczy, bursztynowe, pełne słonych kropli smutku. -
To... to nie powinno się w ogóle zdarzyć. Nic. Między nami.
- Gregor - jęknęła. Nie rozumiał samego siebie, ale
wiedział, że nie mogli być razem, jeszcze nie, jeśli świat w ogóle przewidział
dla nich choć odrobinę szczęścia.
To jeszcze nie był ten czas.
- Przepraszam.
Na nic więcej nie był w stanie się zdobyć. Nie wiedział,
jak to będzie wyglądało, co zrobi, by jej unikać, jaka zapanuje atmosfera w
drużynie, skoro Thomas już wie, dlaczego Blanka go zostawiła. Nie wiedział już
nic.
Nawet kiedy odchodził, widział oczami wyobraźni łzy
spływające po jej delikatnych policzkach, łzy, które spływały przez niego.
Nie
wiedziała, jak wróciła do swojego pokoju, praktycznie nie widząc nic przez łzy.
Przecież zrobiła to, czego od niej oczekiwał, powiedziała Thomasowi całą
prawdę, a on ją odrzucił, kolejny raz.
Zmieniła Schlierenzauera z dupka w dobrego człowieka, a
teraz sama przez to cierpiała.
- Blanka, co się dzieje? - spytał Hilde, błyskawicznie
stając tuż obok niej. Nie odpowiedziała od razu. Oparła czoło o jego ramię,
płacząc cicho. Pogłaskał ją po włosach, obejmując delikatnie.
- Nie płacz, skarbie - wyszeptał uspokajającym tonem. -
Nie płacz.
Odsunęła się od niego na krok, zagryzając wargi. Otarła z
policzków łzy.
Obiecała, że wszystko mu wyjaśni. Myślała tylko, że
będzie opowiadać tę historię, trzymając dłoń Schlierenzauera, pamiętając jego
dotyk na swojej skórze, będąc wreszcie choć trochę szczęśliwą.
Nic nie było tak, jak miało być, nic nie wyszło, nikt nie
był szczęśliwy, wszyscy odnieśli ciężkie rany, które potrzebują lat, by się
zabliźnić.
- Nie chodzi tylko o twojego tatę, prawda? - spytał
Norweg. - Wszyscy tak uważają. Że nie możesz się pozbierać po jego śmierci,
dlatego zostawiłaś Thomasa, dlatego zamykasz się w sobie. Ale tu chodzi o coś
więcej, prawda?
Pokiwała powoli głową, połykając łzy.
- Kocham... kocham Gregora. Thomas był tylko
zauroczeniem, złudzeniem miłości, wszystko się rozsypało, kiedy się z nim
przespałam, to... to było za dużo. A Gregor... - zawahała się, szukając
odpowiednich słów. - Nie wiem, czemu, kiedy, jakim cholernym cudem. Ale kocham
go, Tom. Jeśli istnieje miłość na całe życie, to on nią jest, rozumiesz?
Skinął delikatnie głową, słuchając jej z uwagą.
- Ale... to nie jest fair, oboje to wiemy, nie w stosunku
do Thomasa, który przecież był przyjacielem Gregora... To... po prostu nie
wiem, Tom, nie wiem, co mam zrobić, to całe poczucie winy, mam wrażenie, że
zżera mnie od środka, ale ja chcę z nim być, rozumiesz? Chcę być z Gregorem,
chcę być choć trochę szczęśliwa. Chcę, żeby wszystko było dobrze...
Znowu zaczęła płakać, objął ją, gładząc delikatnie po
włosach.
- Kiedyś się ułoży - obiecał jej. Wyślizgnęła się z jego
objęć.
- Nie wiesz tego, Tom - powiedziała gorzko. - Nikt nie
wie.
Wytarła łzy z policzków. Straciła wiarę, straciła
Morgensterna, straciła Schlierenzauera.
Nie miała już praktycznie nic.
~*~
Takie tam, mój mąż legendą, 48 zwycięstw i w ogóle.
I takie tam, Green dorosła, Green się zbiera.